Agnieszka Holland włącza się w propagandę, w ramach której obrzydzana jest działalność polskich służb, ofiarnie powstrzymujących zorganizowaną przez reżim Aleksandra Łukaszenki operację przerzutu nielegalnych migrantów do krajów Unii Europejskiej. Reżyserka promuje swój nowy film „Zielona Granica”, który uderzając w rząd Zjednoczonej Prawicy, ma zmienić postrzeganie nielegalnych migrantów przez Polaków. Teraz udzieliła wywiadu „Newsweekowi”, w którym stwierdziła, że do zrobienia filmu zmotywowały ją „pierwsze informacje o Usnarzu, pushbackach i wypychaniu ludzi potrzebujących pomocy”. Przyznała, że Putin i Łukaszenka wykorzystują cudzoziemców „jako broni hybrydowej” stwierdzając, że „w pewnym sensie to samo robili Niemcy z Żydami przed II wojną światową”.
Holland powtórzyła też informacje kolportowane przez Janinę Ochojską, wedle których „w białowieskich lasach zginęło kilkadziesiąt osób, a kilka tysięcy doznało głębokich cierpień”. Insynuowała też, że PiS w rzeczywistości… „chciało, aby ci ludzie jednak przyjeżdżali”, aby „testować, czy służby zrobią to, czego władza od nich oczekuje”.
Dalej Holland stwierdziła, że z funkcjonariuszy Straży Granicznej rządzący zrobili „przestępców w mundurach”.
- „Część to sadyści, którzy dostali upragnioną zabawkę – przyzwolenie na rasową nienawiść i okrucieństwo, za co na dokładkę dostają nagrody i odznaczenia”
- mówiła o funkcjonariuszach Straży Granicznej.
Aktywistów działających przy granicy z Białorusią porównała z kolei do Polaków ukrywających Żydów podczas niemieckiej okupacji.
- „Duże wrażenie wywarł na mnie opis aktywisty opowiadający o przeszukaniu samochodu, gdy strażnik zapytał, czy siedząca obok kierowcy ta czarna mówi po polsku. I ona zaczęła recytować Ojcze nasz. Dla mnie to było wstrząsające, od razu zrozumiałam, że muszę mieć tę scenę w filmie, ale moje młode współpracowniczki w ogóle nie skojarzyły tego z wojną, gdy ukrywający się Żydzi, żeby przeżyć, musieli nauczyć się katolickich modlitw”
- opowiadała.