Podczas konferencji prasowej Stróżyk ogłosił, że pozbawienie byłych funkcjonariuszy PRL przywilejów emerytalnych to jeden z głównych czynników, który osłabił polskie służby w walce z rosyjskim zagrożeniem. Można by pomyśleć, że mówimy o działaniach mających na celu ratowanie świata, a tymczasem dyskutujemy o emeryturach. Bo kto by pomyślał, że odcięcie byłych esbeków od przywilejów mogłoby zadziałać jak czerwona lampka w rosyjskim centrum dowodzenia?

Stróżyk wskazał również na inne "szkodliwe" działania, takie jak likwidacja zbioru zastrzeżonego IPN czy zmiany w ABW. Ale hej, on to wszystko chce chyba robić w w imię walki z Rosjanami! Może powinniśmy jeszcze obarczyć deubekizację winą za brak jedności w drużynie narodowej w piłce nożnej?

Warto podkreślić, że to Antoni Macierewicz jest tym, który dostrzega prawdziwe zagrożenia. Przecież to on wskazał, że Rosja ma wiele twarzy w naszym kraju, a wśród nich są na pewno te uprawnienia emerytowane byłych pracowników służb, które podlegały Moskwie.

Zarówno publiczność, jak i eksperci nie omieszkali skomentować absurdalności wypowiedzi Stróżyka. Prof. Sławomir Cenckiewicz nie miał litości, nazywając ten spektakl „komedią”. Wiele osób w mediach społecznościowych zareagowało ironią, podkreślając, że taka narracja może jedynie przyczynić się do dalszej marginalizacji problemów związanych z rzeczywistym zagrożeniem ze strony Rosji.

Reasumując, konferencja Stróżyka i jego komisji przypomina bardziej kabaret niż poważne badanie wpływów. W obliczu realnych zagrożeń, polskie władze pod zarządem Donalda Tuska postanowiły zrzucić winę na łatwe cele, zamiast podjąć realne wyzwania.