Najpierw wstrząsnęła wszystkimi przykra historia z progejowskim jezuitą, ojcem Jamesem Martinem. Przyjął go nieoczekiwanie na audiencji prywatnej, a Watykan opublikował w sieci galerię uroczych zdjęć, na których obaj wyglądają na bardzo zadowolonych z rozmowy. Martin ogłosił później, że Leon będzie kontynuował podejście Franciszka do LGBTQ+, co przyprawiło wszystkich o ciarki.
Kilka dni później papieża odwiedziła zakonnica z Dominikany, Lucia Caram, która głosi nie tylko ideologię LGBT, ale opowiada się też za legalną aborcją i twierdzi, że Matka Boża nie była dziewicą. Wizyta nie została odnotowana w oficjalnym wykazie audiencji papieskich, ale Watykan znowu opublikował galerię zdjęć – tak samo uroczych, jak poprzednie.
Nie trzeba było długo czekać na kolejny szok. Do Bazyliki św. Piotra weszła pielgrzymka homo- i transseksualistów. Ponad 1000 osób, kolorowe flagi, często nieskromne stroje. Wydawało się: trudno, zaplanowana wcześniej, to nie wina Leona. Zaraz, zaraz… Mszę dla pielgrzymów w kościele Il Gesu odprawił bp Francesco Savino, wiceszef włoskiego episkopatu, ogłaszając w homilii, że… kiedy zgłosił Leonowi chęć odprawienia takiej liturgii, papież go do tego zachęcił.
Po tych wszystkich wydarzeniach zapanował na chwilę spokój – ale w połowie września przyszło kolejne, mocne uderzenie. Elise Ann Allen z „Crux” opublikowała obszerny wywiad, jaki przeprowadziła z Leonem na potrzeby swojej książki biograficznej. Leon mówił tam na przykład o diakonacie kobiet, przekonując, że „w tym momencie” nie ma „intencji” zmiany nauki Kościoła – tak, jakby za chwilę mogło się to zmienić. W sprawie zmiany nauczania na temat LGBT odparł, że „wydaje mu się”, że ono się nie zmieni – „przynajmniej w najbliższym czasie”. Jak tłumaczył, zanim pomyśli się o zmianie nauczania, trzeba… „zmienić postawy”. Brzmiało to tak, jakby najpierw chciał popracować nad „homofobami” w Kościele, a jak już im „przejdzie” – wtedy wolna droga do manipulacji przy doktrynie.
Wrzesień mijał później spokojnie – aż przyszedł ostatni dzień tego miesiąca. Leon postanowił skomentować skandaliczną sprawę z Chicago. Jego dobry znajomy, kardynał Blase Cupich, chciał wręczyć katolicką nagrodę senatorowi Dickowi Durbinowi z Partii Demokratycznej. Durbin „odznaczył się” zaangażowaniem na rzecz migrantów. Problem w tym, że… od 2004 roku nie wolno mu przyjmować we własnej diecezji Komunii świętej, bo jest… skrajnym zwolennikiem legalnej aborcji. Plany Cupicha wywołały skandal i oburzenie, ale nie u Leona. Pytany o sprawę, nie wyraził żadnego zgorszenia – zaczął za to krytykować… zwolenników kary śmierci.
Nowy miesiąc, nowe problemy. Stolica Apostolska opublikowała na przełomie września i października nagranie dotyczące różnych religii. Pokazuje się tam katolików, buddystów, islamistów, żydów, szamanistów… a papież opowiada o jedności rodziny ludzkiej i głosi, że „Pan Jezus jest jeden w różnorodności”, co brzmi jak jakaś kuriozalna dewiza relatywizmu religijnego. Film przypomina zresztą – w pozytywnym świetle – o dwóch najbardziej ekscesywnych przejawach dialogizmu ostatnich dekad. To Asyż 1986 roku, który wywołał wśród wielu teologów gigantyczny szok – i deklaracja z Abu Zabi z 2019 roku, o której odwołanie prosiło papieża wielu katolików, w tym biskup Athanasius Schneider w osobistej rozmowie.
Jakby tego było mało, 1 października odbyła się w Castel Gandolfo międzynarodowa konferencja „Raising Hope”. Oprócz Leona XIV główną gwiazdą był Arnold Schwarzenegger, zaangażowany na rzecz ochrony środowiska, choć zarazem zwolennik legalnej aborcji czy tzw. praw LGBT. Konferencja wywołała gigantyczne poruszenie za sprawą kuriozalnego obrzędu. Przed papieżem umieszczono wielką bryłę lodu z Grenlandii, a ten ją pobłogosławił. Wszystkiemu towarzyszyły rzewne śpiewy ku chwale ekologii, rozwijanie długiego niebieskiego płótna i szumne deklaracje oddania na rzecz sprawy klimatu, przerywane muzyką, co wyglądało w sumie jak jakiś kiepski teatr albo spotkanie postmodernistycznej sekty klimatystów.
Póki co, na tym koniec – może dlatego, że październik dopiero się zaczął. Jedno jest pewne: jeżeli ktoś myślał, że po papieżu Franciszku będzie mógł odpocząć, niech porzuci nadzieję. Z Leonem XIV będzie się działo!
Paweł Chmielewski
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl
Najpierw wstrząsnęła wszystkimi przykra historia z progejowskim jezuitą, ojcem Jamesem Martinem. Przyjął go nieoczekiwanie na audiencji prywatnej, a Watykan opublikował w sieci galerię uroczych zdjęć, na których obaj wyglądają na bardzo zadowolonych z rozmowy. Martin ogłosił później, że Leon będzie kontynuował podejście Franciszka do LGBTQ+, co przyprawiło wszystkich o ciarki.
Kilka dni później papieża odwiedziła zakonnica z Dominikany, Lucia Caram, która głosi nie tylko ideologię LGBT, ale opowiada się też za legalną aborcją i twierdzi, że Matka Boża nie była dziewicą. Wizyta nie została odnotowana w oficjalnym wykazie audiencji papieskich, ale Watykan znowu opublikował galerię zdjęć – tak samo uroczych, jak poprzednie.
Nie trzeba było długo czekać na kolejny szok. Do Bazyliki św. Piotra weszła pielgrzymka homo- i transseksualistów. Ponad 1000 osób, kolorowe flagi, często nieskromne stroje. Wydawało się: trudno, zaplanowana wcześniej, to nie wina Leona. Zaraz, zaraz… Mszę dla pielgrzymów w kościele Il Gesu odprawił bp Francesco Savino, wiceszef włoskiego episkopatu, ogłaszając w homilii, że… kiedy zgłosił Leonowi chęć odprawienia takiej liturgii, papież go do tego zachęcił.
Po tych wszystkich wydarzeniach zapanował na chwilę spokój – ale w połowie września przyszło kolejne, mocne uderzenie. Elise Ann Allen z „Crux” opublikowała obszerny wywiad, jaki przeprowadziła z Leonem na potrzeby swojej książki biograficznej. Leon mówił tam na przykład o diakonacie kobiet, przekonując, że „w tym momencie” nie ma „intencji” zmiany nauki Kościoła – tak, jakby za chwilę mogło się to zmienić. W sprawie zmiany nauczania na temat LGBT odparł, że „wydaje mu się”, że ono się nie zmieni – „przynajmniej w najbliższym czasie”. Jak tłumaczył, zanim pomyśli się o zmianie nauczania, trzeba… „zmienić postawy”. Brzmiało to tak, jakby najpierw chciał popracować nad „homofobami” w Kościele, a jak już im „przejdzie” – wtedy wolna droga do manipulacji przy doktrynie.
Wrzesień mijał później spokojnie – aż przyszedł ostatni dzień tego miesiąca. Leon postanowił skomentować skandaliczną sprawę z Chicago. Jego dobry znajomy, kardynał Blase Cupich, chciał wręczyć katolicką nagrodę senatorowi Dickowi Durbinowi z Partii Demokratycznej. Durbin „odznaczył się” zaangażowaniem na rzecz migrantów. Problem w tym, że… od 2004 roku nie wolno mu przyjmować we własnej diecezji Komunii świętej, bo jest… skrajnym zwolennikiem legalnej aborcji. Plany Cupicha wywołały skandal i oburzenie, ale nie u Leona. Pytany o sprawę, nie wyraził żadnego zgorszenia – zaczął za to krytykować… zwolenników kary śmierci.
Nowy miesiąc, nowe problemy. Stolica Apostolska opublikowała na przełomie września i października nagranie dotyczące różnych religii. Pokazuje się tam katolików, buddystów, islamistów, żydów, szamanistów… a papież opowiada o jedności rodziny ludzkiej i głosi, że „Pan Jezus jest jeden w różnorodności”, co brzmi jak jakaś kuriozalna dewiza relatywizmu religijnego. Film przypomina zresztą – w pozytywnym świetle – o dwóch najbardziej ekscesywnych przejawach dialogizmu ostatnich dekad. To Asyż 1986 roku, który wywołał wśród wielu teologów gigantyczny szok – i deklaracja z Abu Zabi z 2019 roku, o której odwołanie prosiło papieża wielu katolików, w tym biskup Athanasius Schneider w osobistej rozmowie.
Jakby tego było mało, 1 października odbyła się w Castel Gandolfo międzynarodowa konferencja „Raising Hope”. Oprócz Leona XIV główną gwiazdą był Arnold Schwarzenegger, zaangażowany na rzecz ochrony środowiska, choć zarazem zwolennik legalnej aborcji czy tzw. praw LGBT. Konferencja wywołała gigantyczne poruszenie za sprawą kuriozalnego obrzędu. Przed papieżem umieszczono wielką bryłę lodu z Grenlandii, a ten ją pobłogosławił. Wszystkiemu towarzyszyły rzewne śpiewy ku chwale ekologii, rozwijanie długiego niebieskiego płótna i szumne deklaracje oddania na rzecz sprawy klimatu, przerywane muzyką, co wyglądało w sumie jak jakiś kiepski teatr albo spotkanie postmodernistycznej sekty klimatystów.
Póki co, na tym koniec – może dlatego, że październik dopiero się zaczął. Jedno jest pewne: jeżeli ktoś myślał, że po papieżu Franciszku będzie mógł odpocząć, niech porzuci nadzieję. Z Leonem XIV będzie się działo!
Paweł Chmielewski
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl