Jak wspomina w wywiadzie dla "Wysokich Obcasów":
„Był krótki moment, kiedy nie stosowaliśmy chlorku potasu. Byłam przy jednej takiej aborcji w 26. tygodniu. (...) I powiem tak: ani ja, ani nikt z mojego personelu nigdy więcej nie chcielibyśmy w czymś takim uczestniczyć.
Może pani opowiedzieć, jak to wtedy wygląda?
– Dziecko się rodzi i czekamy, aż umrze (...)."
Z relacji lekarzy wiemy, że dziecko może się żywo urodzić nawet w 18 tygodniu ciąży. Przy porodzie w 24 tygodniu ciąży wielu wcześniaków udaje się uratować. Dziecko urodzone w 26 tygodniu zapewne już płakało. Owo „czekanie aż umrze" oznacza, że dziecko umierało w męczarniach, dusząc się z braku pomocy z powodu niewykształconych dostatecznie płuc. Dr Tomasz Dangel, specjalista w dziedzinie anestezjologii, opisuje to tak: „Duszność jest znacznie trudniejsza do wytrzymania niż ból. (...) Człowiek, który sam tego nie doświadczył, nie może sobie wyobrazić cierpienia sztucznie poronionego dziecka, które próbuje samo oddychać i się dusi."
Można tu przytoczyć słowa pielęgniarki Jill Stanek, która opisuje jak umiera takie dziecko, bo zapewne podobne cierpienia przeżywało dziecko w Oleśnicy:
„Pewnej nocy koleżanka pielęgniarka niosła dziecko, które zostało abortowane, ponieważ miało zespół Downa do naszego brudnego pomieszczenia gospodarczego, ponieważ tam były zabierane te, które przeżyły. Nie mogłam znieść myśli, że to cierpiące dziecko będzie umierało samo, więc kołysałam je przez 45 minut, przez które żyło. Miał 21 do 22 tygodni, ważył około pół kilograma i był mniej więcej wielkości mojej dłoni. Był zbyt słaby, by zbytnio się poruszać, zużywał całą swoją energię próbując oddychać. Pod koniec był tak cichy, że nie mogłam stwierdzić, czy jeszcze żyje, chyba że podnosiłam go do światła, by zobaczyć czy jego serce nadal podbija ścianę klatki piersiowej. Kiedy ogłoszono jego zgon złożyłam jego małe ręce na klatce piersiowej, owinęłam go w maleńki całun i zaniosłam go do szpitalnej kostnicy, gdzie zabieraliśmy naszych wszystkich zmarłych pacjentów."
Nic więc dziwnego, że Gizelą Jagielską i jej zespół czuli się nieswojo patrząc na tortury umierającego dziecka. Nie skłoniło ich to jednak do udzielenia mu pomocy, choć art. 162 kodeksu karnego wyraźnie nakazuje ratowanie życia osobie znajdującej się w bezpośrednim niebezpieczeństwie utraty życia, za co grozi kara do 3 lat więzienia. Podobne przepisy znajdziemy również w ustawie o zawodzie lekarza i lekarza dentysty oraz w kodeksie etyki lekarskiej.
Moralność nakazuje nam ratować każde dziecko, czy to przed czy po porodzie. Prawo stanowione, choć nie broni dzieci przed porodem, to uznaje za pełnoprawny podmiot prawa dzieci już urodzone i do takich należało to dziecko. Zostawianie kogoś na śmierć to już nie aborcja. Czy tym razem personel szpitala w Oleśnicy odpowie za to przed sądem?
W tej sprawie Fundacja Pro-Prawo do życia składa zawiadomienie do prokuratury.