Eryk Łażewski, Fronda.pl: Szczęść Boże siostro! W ostatni poniedziałek w mediach pojawiła się informacja o aktach wandalizmu i zbezczeszczeniu czterech kaplic różańcowych Kalwarii Panewnickiej (Katowice Panewniki): na figurze Chrystusa namalowano męski członek, pomalowano jej oczy na czarno, namalowano też pentagramy i napis „AVE SATAN”. Czy według siostry dzieła tego dokonali świadomi sataniści, czy na przykład młodzież słuchająca black metalu, której Internet wmawia, że, że księża to pedofile i dlatego namalowali jakieś nieprzyzwoite rysunki?

Siostra Michaela Pawlik, Dominikanka Misjonarka Jezusa i Maryi, znawczyni sekt i duchowości Dalekiego Wschodu:

Niezależnie, czy to zrobiła młodzież, czy ktoś z jakiejś sekty, ważne, że są ludzie, którzy zajadle profanują „sacrum”. Bo teraz toczy się ogromna walka między „sacrum” i „profanum”, czyli pomiędzy Bogiem i świętymi, a Lucyferem i jego zastępami. Jak chodzi o swastykę, pentagramy czy różne go rodzaju diaboliczne znaki, manifestują je w Polsce zwykle zwolennicy oraz organizacje, które promują demoniczne kulty, szczególnie kult Lucyfera, który znany jest nie tylko u satanistów, ale także u wszelkiego rodzaju okultystów. Kult Lucyfera spotyka się np. w masonerii oraz u teozofów i antropozofów, którzy twierdzą, że kto podda się Aniołowi Światłości, czyli Lucyferowi (lucy fere – niosący światłość), to będzie miał oświecenie podobne do oświecenia Buddy. Istnieje bowiem buddyjska opowieść, jak Buddzie służył siedmiogłowy demon w postaci węża, który zwinął się w kłębek tak, że Budda na nim usiadł, a wąż swoje siedem głów roztoczył nad jego głową, zasłaniając od słońca, ułatwiając mu medytację, podczas której Budda doznał oświecenia. Toteż teozofowie, jak Anna Besant, Rudolf Steiner, Helena Bławadska i inni okultyści do swojego światopoglądu przyjęli wiele elementów buddyjskiej wiary, nie wyłączając demonicznego kultu i znanych w buddyzmie tybetańskim praktyk tantrycznych (rodzaj magii seksualnej). Trudno mi więc powiedzieć, kto wspomniane przez Pana znaki [w Kalwarii Panewnickiej] mógł wymalować. Na pewno byli to jacyś okultyści – niezależnie pod jaką nazwą funkcjonują.

A jak siostra sądzi, czy ta akcja może mieć jakiś związek z coraz częściej zarzucaną duchownym pedofilią?

Raczej nie. To jest inna gałąź. Jakkolwiek w okultyzmie magia seksualna występuje. Nawet podczas tzw. „czarnych mszy” praktykowanych przez satanistów, występują zwykle seksualne orgie, ale homoseksualizm to nie sprawa teraźniejszości. Zjawisko to w różnych środowiskach występowało od wieków, tylko nie było tak, jak obecnie, nagłaśniane. Nawet wspomniane wyżej seksualne perwersje były praktykowane w niektórych pogańskich środowiskach, jako rytuał religijny. Ale w przypadku wspomnianej wyżej profanacji, to może nie mieć związku. Trudno mi powiedzieć, ale raczej tu ideologia za tym idzie – walka świata demonicznego z sacrum. Za tą ideologią mogą być różne nadużycia seksualne, ale u ich podstaw jest ideologia. Jak powiedziałam, okultyści mają wiele ugrupowań, ale u większości z nich kult Lucyfera jest powszechny wraz z promocją seksualnej swobody, więc nie wykluczam, że na wspomnianą profanację mogli mieć wpływ.

Natomiast, jak chodzi o duchowieństwo, to mi się zdaje, że więcej jest tu antykościelnej propagandy, niż obiektywnych faktów. Dostałam przez Internet informację, że w XX wieku w Ameryce antykatolickie czynniki wysłały do seminariów i do zakonów wielu homoseksualistów i pedofilów – aby swymi praktykami skompromitować kler i Kościół. Mieli oni siać zgorszenie, a będąc wewnątrz Kościoła wprowadzać od środka jego destrukcję. To jest tak zwana „walka od wewnątrz”. Przed taką walką już przed wojną ostrzegał święty Maksymilian. Nie twierdził, że chodzi tylko o homoseksualnych typów, lecz w ogóle o wszelkiego rodzaju zgorszenia i fałszowanie wiary.

Wracając do pytania o zbezczeszczenie kaplic różańcowych i kto tego dokonał, nie jestem w stanie określić, bo oprócz zdecydowanych wrogów sacrum, są też młodzieżowe grupy pseudo satanistów, którzy mogli to zrobić w formie takiego wygłupu, bez zastanowienia się nad jego konsekwencją.

Rozumiem. Wracając do sprawy pedofilii wśród księży. Jak sądzi siostra, czy w Polsce jest to poważny problem, i czy jest to problem wywołany przez wysłanych do seminariów i zakonów wspomnianych już „rozbijaczy”?

Proszę Pana, samo słowo „pedofilia” i hałas wokół niego jest różnie rozumiane. Dam Panu przykład: w jednym z polskich miast widziałam na autobusowym przystanku afisz z fotografią papieża Jana Pawła II, który wyciąga dłonie do dziecka i chce go pocałować, a dziecko z płaczem odwraca się do matki. Dziecko jakby bało się papieża. Wiadomo, że papież faktycznie często dzieci całował i jak do tej pory, nikt się tym nie gorszył. Nawet mamusie w tym celu chętnie podstawiły swoje pociechy. Tymczasem na wspomnianym afiszu, pod zdjęciem był podpis: „Największy pedofil” – czy faktycznie było to znakiem pedofilii?

Jeżeli tak będziemy rozumieć pedofilię, to każdy, kto pocałuje dziecko, będzie nazwany pedofilem. I dlatego to oskarżenie księży o pedofilię, to ja przez bardzo duże sito przepuszczam. Trzeba rozróżnić co faktycznie znaczy „pedofilia”, a co jest wyrazem zwykłej sympatii, czy „sentymentu do dziecka”, bez seksualnych odruchów.

Środowiska wrogie Kościołowi bardzo tę sprawę pedofilii rozdmuchują. Czy takie swoiste „oczyszczenie pamięci”, czyli wyjaśnienie spraw z przeszłości – jak np. ta z księdzem Jankowskim – coś by tu pomogło?

No tak, ważna jest świadomość , że istnieją siły antykościelne, które chcą zgasić działalność Kościoła. Ponieważ w porównaniu z innymi religiami świata, żadna religia nie jest tak logiczna i tak udokumentowana, że od Boga pochodzi, jak religia katolicka; tymczasem ta religia jest bardzo niewygodna dla ludzi dążących do swawolnego postępowania.

Po drugie: niewygodna jest także dla władzy państwowej, od której Kościół wymaga przestrzegania Dekalogu. Tymczasem każda religia, oprócz katolickiej, zależy od władzy państwowej więc tu władca ma swobodę decyzji. Inna sprawa, że są też religie, które władcę uważają za Boga, na przykład cesarz rzymski, japoński był uważany za Boga, czy Dalajlama w swoim środowisku traktowany jest jako manifestacja Buddy, a więc jako osoba boska, a nie tylko jako najwyższy zwierzchnik danej społeczności. My na przykład papieża nie traktujemy jako Boga, tylko jako głowę religii katolickiej. Ale ta głowa religii katolickiej jest niezależna od władzy państwowej, podczas gdy wszystkie odłamy chrześcijańskie (prawosławie, czy protestanci) podlegają pod władzę państwową. A papież – nie! I dlatego jest bardzo intensywna akcja wszystkich wrogów Kościoła, żeby Urząd Nauczycielski Kościoła zniszczyć, a papieża zdezorientować, okłamać, czy oszukać, zaszantażować, by się w ich moralność (politykę) nie wtrącał. Wtedy nawet katolik nie będzie miał kryterium prawdy: gdzie jest prawda; co naprawdę Jezus mówił, a czego nie mówił. Jeżeli są pod tym względem rozbieżności, to odwołujemy się do autorytetu Kościoła, który przechowuje naukę Jezusa i ma dokumenty opracowań poszczególnych dogmatów. Natomiast, jeżeli to się zakwestionuje – ten autorytet Urzędu Nauczycielskiego Kościoła, i powie, że to było inaczej w pierwszych wiekach, np. że Jezus głosił reinkarnację, że Kościół zafałszował wiarę, bo reinkarnacja jest faktem (koniecznie chodzi o to, aby reinkarnacja się powszechnie przyjęła i już takie fałsze się opowiada), to będzie ogromne zamieszanie światopoglądowe. Takie, jakie jest właśnie teraz. I my musimy rzeczywiście bardzo mocno stanąć na Tradycji, na tym, co do tej pory przez dwa tysiące lat było utrzymywane niezmiennie w Kościele katolickim. Dlatego właśnie w XX wieku, wpuszczeni zostali struktury Kościoła tacy, którzy mają tę wiarę od środka jakoś pofałszować, ośmieszyć, a religijne praktyki zdesakralizować. Tu jest właśnie cel tych tańczących i fałszywych mszy, a także profanacja religijnych wizerunków. Już obserwujemy takie zamieszanie w religijnym życiu, że przeciętny katolik rzeczywiście może być całkowicie zdezorientowany.

No właśnie. A czy ci, którzy tak niszczą katolicyzm od wewnątrz, dopuszczają się i tych aktów pedofilii i czegoś takiego, co nazywa się „wykorzystywaniem bezbronnych dorosłych”, czyli na przykład kleryków, lub sióstr zakonnych? Jak siostra sądzi?

Być może, ale mowa na ten temat podnieca, szczególnie, gdy jest mowa o duchownych, więc na pewno propaganda wokół tego problemu jest bardzo wyolbrzymiona, by wzbudzać sensację. Uważam, że to jest wielka sensacja, w której trzeba o wiele obniżyć procent wykorzystywanych seksualnie. Oczywiście, że, ci którzy weszli w szeregi duchowieństwa, żeby gorszyć, to oni celowo będą to manifestować i nagłaśniać.

Rozumiem, czyli krótko mówiąc, mamy wewnątrz Kościoła gorszycieli, którzy go po prostu niszczą.

No tak, bo większość z nich takie ma zadanie...

Rozumiem, że tych gorszycieli można poznać po uczynkach. I dlatego na razie duża część światowego Episkopatu wydaje się być „gorszycielami” w tym znaczeniu, że ta część przyzwala na homoseksualizm, a to właśnie z nim wiąże się głównie kościelna pedofilia. Co siostra o tym sądzi?

Powtarzam to, co przed chwilą powiedziałam, że trzeba być ostrożnym w sądach, bo w sprawie duchowieństwa jest wiele kłamstw zaplanowanych, które skutecznie katolikom szkodzą.

Czy powstrzymają zmiany w złym kierunku ci biskupi, którzy im się sprzeciwiają?

Myślę, że na pewno będzie pozytywny wynik ich starań, by w całym Kościele podnieść moralność duchowieństwa na wyższy poziom.

Czy działania władz kościelnych podejmowane w celu walki z pedofilią wśród duchownych, i w ogóle z wypaczeniami seksualnymi, są adekwatne do zagrożeń, o których mowa? Mam na myśli i Polskę, i resztę świata.

Homoseksualizm duchownych jest rzeczywiście bolesną sprawą dla Kościoła, ale też trzeba zwrócić uwagę na to, że ogromnym zagrożeniem dla naszej moralności jest wprowadzanie do szkół programu gender i deprawującej edukacji seksualnej.

Te sprawy z przestępstwami seksualnymi zaczęły się mniej więcej w latach sześćdziesiątych XX wieku. Czy miała - według opinii siostry – wpływ na to również ówczesna rewolucja seksualna?

Oczywiście.

Czy wraz atakami na pedofilię w Kościele, nie ulega też zachwianiu autorytet św. Jana Pawła II, który jest oskarżany o co najmniej nieudolność w walce z pedofilią. Podawany jest tu jako przykład, ojciec Marcial Maciel Degollado – założyciel Legionistów Chrystusa?

Myślę, że nasz papież miał do niego całkowite zaufanie i w to oskarżenie nie wierzył. Wiadomo, że papież żył i wzrastał w komunistycznej rzeczywistości, kiedy powszechne były ataki i fałszywe oskarżania duchownych, a w dodatku znał ostrzeżenia św. Maksymiliana, że masoneria posyła swoich kandydatów do seminariów, więc na pewno nie mieściło mu się w głowie, że takiej miary duchowny, jak ojciec Marcial mógłby być pedofilem.

Jakie drogi wyjścia z obecnego zamieszania siostra widzi? Czy nie potrzeba by tu jakichś radykalnych kroków np. odesłania do stanu świeckiego bardzo wielu księży i biskupów?

Przede wszystkim należy podejść realnie do sprawy powszechnie panującej moralnej deprawacji i problem zboczeń seksualnych ukazać w całej pełni, bo jest on o wiele powszechniejszy w środowiskach pozakościelnych, chociaż o tym się nie mówi. Jest to bowiem problem moralnego upadku całego społeczeństwa wielu krajów - nie tylko środowiska polskiego czy kościelnego. Dlatego należy wrócić do chrześcijańskiego wychowania moralnego i religijnego. Skutecznie walczyć z pornografią i promowaniem seksualnej swobody oraz ukazywać odpowiedzialność przed Bogiem za łamanie Jego prawa wyrażonego w Dekalogu – począwszy od pierwszego przykazania, aż do ostatniego. A przy tym ponownie dowartościować sakrament pokuty i Eucharystii. Natomiast jasne jest to, że prawdziwie chrześcijańskiego poziomu moralnego powinno się wymagać przede wszystkim od duchowieństwa, a już szczególnie od biskupów, więc jeżeli są rzeczywiste dowody na ich kryminalne przestępstwa, to oczywiste jest, że zboczeńców należy nie tylko usunąć z szeregów kleru, ale też solidnie ukarać.

Czy widzi siostra jakieś inne zagrożenia dla katolickiej duchowości, oprócz seksualnej rozwiązłości?

Owszem, bardziej niebezpiecznym jest szerzenie okultyzmu połączonego z propagandą różnych religii Wschodu, a przede wszystkim wiarę tybetańskich buddystów w wielokrotne wcielenia Buddy i w jego ostateczne panowanie na całym świecie, jako Budda-Maitreya, będący wcieleniem kosmicznej, współczującej miłości (maitri). Wiarę tę wykorzystali zwolennicy ideologii New Age, którzy głowie Hierarchii Okultystycznej nadali imię „Maitreya” i dążą do tego, by był przywódcą duchowym wyznawców wszystkich religii, łącznie z chrześcijaństwem. Jest to duże zagrożenia, ponieważ właśnie pod kierunkiem tybetańskich „mistrzów” rozwinął się m.in. pangermanizm i niemiecki rasizm. Poza tym, dążenie okultystów (czyli czcicieli demonów) do opanowanie władzy na całym świecie jest całkowitym zagrożeniem dla katolickiej, sakralnej duchowości.

O tym się u nas nie mówi…

Dokładne informacje dotyczące tybetańskich wpływów na otoczenie Hitlera podaje Francois Ribadeau – Dumas w swej książce pt.: „Hitler et la sorcellerie”, która w polskim tłumaczeniu z języka francuskiego wydana jest pt.: „Tajemne zapiski magów Hitlera”. Pozwolę sobie, by Panu z tej książki zacytować bardzo ważne zdania. Autor m.in. pisze: „Karl Haushofer zdecydowanie skłaniał się ku Wschodowi; należał do licznych tajnych konfraternii i był ‘wielkim magiem’. On już w 1919 roku poświęcił swe siły i czas na propagowanie idei supremacji rasy aryjskiej... Został teoretykiem i apostołem mistycznego rasizmu. W 1933 roku kiedy Hitler doszedł do władzy, pisma Haushofera stały się ewangelią nazistów… Haushofer odkrył przed Hitlerem tajemne znaczenie Krwi i przekonał o ważności obrzędów magicznych w mutacji aryjskiej rasy, mutacji, która powinna zapoczątkować nowe stadium ewolucji ludzkości – narodziny Nadczłowieka… Karl Haushofer skierował Hitlera, za pośrednictwem tajemnych obrzędów magicznych, na drogę satanizmu” (patrz str. 65/66).

Dalej autor informuje, że: „W roku 1920 w Berlinie pojawiła się Loża Oświeconych. Twierdzili, że utrzymują kontakt listowny z mędrcami tybetańskimi (…) Oni wielbią słońce i oddają cześć swastyce (str.69). I Hitler należał do wtajemniczonych wyznawców słońca. Otrzymał swój wiatyk w aedach tybetańskich mędrców (str.110). Tybetańscy mędrcy, o budzącym ufność miłym wyglądzie wpajali swoim uczniom główną zasadę: niezłomną wolą można osiągnąć wielką moc i stać się Nadczłowiekiem (str.98). Hitler bardzo długo darzył gorącą sympatią teozofa Rudolfa Steinera, który miał na niego ogromny wpływ (…). Na łamach pism: Lucyfer i Gnosis, Rudolf Steiner nauczał on, że poznanie światów super wrażliwych za pośrednictwem buddyzmu odradza myśl chrześcijańską. Eduard Schure, który go znał, oskarżał go o to, że był jednym z promotorów pangermanizmu” (str.102/103). Jak autor twierdzi: „Jest absolutnie pewne, że między rokiem 1928 a 1941 Hitler, Goring i Himmler w tajemniczych tybetańskich kartach ‘szukali prawdy’. Wielkie akcje, podejmowane przez Hitlera, pochodziły z podpowiedzi magicznego tarota tybetańskiego” (str.106/107).

Dalej autor pisze o Hitlerze, że: „Jego ćwiczenia oddechowe i fizyczne, sposoby operowania głosem, przybierania póz i gestykulacja były owocem głębokich studiów w tajemnych ośrodkach inicjacyjnych Wschodu. Przez całe swe życie Hitler uprawiał jogę ‘Nieznanych Mistrzów’… Tajemna doktryna wzbogacona o teorie Steinera, uwzględniała dwie drogi. Pierwsza prowadziła do przywołania geniusza Agarthi, druga umożliwiała przywoływanie pomniejszych demonów walki, zwanych Shampullah. Sekta Agarthi starała się przeniknąć sfery astralne, a sekta Shampullah prowokowała kataklizmy i nakłaniała do zabijania. Taki był jedyny początek programu nazi. I takie siły umacniały Hitlera podczas jego walki o władzę” (str.120/121).

To ciekawe informacje, ale czy to wszystko ma wpływ na naszą współczesność?

Tak. Obecnie jakby wbrew Prawu Bożemu i ostrzegawczym faktom historycznym, obserwujemy rozwój buddyzmu i wiary w reinkarnację, jako ideologicznej podstawy dla New Age. Dziś, gdy trwa walka o ogólnoświatową władzę, chyba nie jest to sprawą przypadku, że właśnie lider tybetańskiego buddyzmu - Dalej Lama - staje się coraz bardziej popularny i wchodzi w środowiska katolickie, bezpodstawnie przywłaszczając sobie papieski tytuł „Jego Świątobliwość”, chociaż słowo „świątobliwość” nie ma nic wspólnego z buddyzmem. W buddyzmie nie ma żadnego dążenia do świętości, lecz do różnie rozumianego „oświecenia” i osiągnięcia stanu błogości, zwanego „nirwaną”. Osiągnięcie stanu nirwany, nie znaczy osiągnięcie świętości! Poza tym, zwolennicy New Age dla zdobycia sympatii wyznawców wszystkich religii, nawołują do miłości, bez określenia rodzaju tej miłości. Tymczasem za miłym hasłem „uniwersalnej miłości” (maitri) kryje się bardzo podstępny program, gdyż współcześni propagatorzy New Age, z Maitreyą na czele, dążą do segregacji społecznej w oparciu o wiarę w reinkarnację i zawładnięcia ludnością całego świata. Aby swą ideologię dopasować do wyznawców wszystkich religii, panowanie Maitrei utożsamiają z judaistyczną wizją czasów Mesjasza, z tybetańską wiarą w ostateczne panowanie Buddy-Maitrei z hinduistyczną wiarą w ostateczne panowanie Kryszny-Kalkina, z muzułmańskim oczekiwaniem czasów Imama i z astrologiczną ideą epoki Wodnika. Natomiast w środowiskach chrześcijańskich ideę tę akomodują do wiary w ponowne przyjście Jezusa Chrystusa, dlatego większość chrześcijan Maitreyę uważa z Antychrysta, a okultyści otaczają go kultem, jako osobę boską. Podstawowym poglądem okultystów, z Maitreyą na czele, jest wiara w reinkarnację. Na drodze tej wiary chcą opanować wyznawców wszystkich religii i wmówić im, że w osobie władcy wcielona jest najdoskonalsza dusza. W ten sposób może nastąpić powrót do kultu władców, jakim kiedyś otaczano faraonów, cesarzy, maharadżów, guru itp. Wówczas posłuszeństwo władcy, jako "bogu" będzie absolutne. Właśnie po taki status sięgał już zarówno Hitler, jak i Stalin i znamy skutki ich panowania. Dlatego strzeżmy się propagandy okultystycznej wiary w reinkarnację, prowadzącej do absolutnej władzy Maitreyi. Bądźmy wierni prawdzie objawionej w Jezusie Chrystusie, bezbłędnie nauczanej przez Katolicki Kościół.

Bóg zapłać siostro! Dziękuję za rozmowę.