Marszałek Sejmu Włodzimierz Czarzasty, pytany o możliwość odtajnienia posiedzenia, powołał się na dwie opinie prawne: z Biura Legislacyjnego i z Biura Ekspertyz i Oceny Skutków Regulacji. Zdaniem Czarzastego, nawet jeśli obrady zostałyby formalnie odtajnione, to wiele fragmentów i tak należałoby utajnić. – „Rekomendacje są, żeby tego nie robić, bo w Sejmie nigdy wcześniej takiej procedury nie stosowano” – stwierdził.

Nie przekonuje to jednak posłów PiS, którzy od początku grudnia domagają się pełnego ujawnienia wypowiedzi premiera. Zdaniem przedstawicieli opozycji, utajnienie debaty miało przede wszystkim służyć przykryciu istotnych tematów – w tym m.in. szczytu medycznego organizowanego przez prezydenta oraz kluczowego głosowania nad budżetem.

Według nieoficjalnych źródeł PAP, Donald Tusk w tajnej części posiedzenia miał mówić o „kryptoaferze” i o powiązaniach jednej z wiodących firm kryptowalutowych z rosyjskim kapitałem. Premier podkreślał, że środki te miały pomóc firmie przetrwać pandemię. – „To nie są slogany i polityka, to realna sytuacja zagrożenia” – miał stwierdzić.

Z kolei opozycja uważa, że ujawnienie nazwy firmy, którą Tusk wskazał, jest istotne z punktu widzenia opinii publicznej. – Jeśli rzeczywiście chodzi o bezpieczeństwo państwa, obywatele powinni mieć prawo wiedzieć, kto i w jaki sposób miałby wpływać na polski rynek finansowy – mówią politycy PiS.

Czarzasty zapowiedział, że jeśli wnioskodawcy – trzej posłowie z klubu PiS – będą kontynuować sprawę, temat wróci na pierwszym posiedzeniu styczniowym. Jednocześnie zasugerował, że – jego zdaniem – sprawa „powoli wygasa”.

Czy zatem rzeczywiście chodzi o bezpieczeństwo państwa, czy też o polityczną zasłonę dymną? Opozycja nie zamierza odpuszczać. – Premier sam powiedział, że można złożyć wniosek o odtajnienie – przypominają posłowie PiS. I dodają: – Skoro nie ma nic do ukrycia, to dlaczego boi się ujawnić, co powiedział?