W Wielką Sobotę znany z walki o prawa ofiar nadużyć seksualnych w Kościele dominikanin, o. Marcin Mogielski poinformował za pośrednictwem mediów społecznościowych, że zdecydował się odejść z Kościoła katolickiego. Zakonnik dokonał konwersji do Kościoła ewangelicko-augsburskiego.
- „Po ciężkich latach domagania się od instytucji kościelnej stanięcia po stronie skrzywdzonych i wykluczonych, odkryłem, że ten system nie chce zmian. Moje ręce są za krótkie, a władza nade mną silna i skuteczna. Jestem nadal chrześcijaninem, ale w kościele Ewangelicko-Augsburskim, wreszcie u siebie, w bezpiecznym domu”
- napisał na Facebooku.
Sprawę w programie „Newsroom WP” komentował ks. prof. Andrzej Kobyliński, kierownik Katedry Etyki UKSW w Warszawie.
- „Marcin Mogielski teraz rozpoczyna nowe życie. Skończył 50 lat, nie ma mieszkania, nie ma pracy, nie ma rachunku bankowego (jako dominikanin ślubował ubóstwo – red.). Nie ma tak naprawdę nic. Musi ułożyć swoje życie na nowo w sensie materialnym – w sensie pracy, mieszkania, utrzymania, pieniędzy. To jest bardzo trudna sytuacja, żeby po pięćdziesiątce rozpoczynać swoje życie na nowo. Ale także w sensie religijnym to jest zmiana wyznania. Są duże różnice pomiędzy Kościołem katolickim, a Kościołem ewangelicko-augsburskim, do którego wstąpił Marcin Mogielski”
- zauważył duchowny, zwracając uwagę na radykalność decyzji byłego dominikanina, która z uwagi na poważne konsekwencje wymagała również pewnej odwagi.
Co mogło skłonić dominikanina do takich działań?
- „Wydaje się, że już od dłuższego czasu w sensie doktrynalnym Marcin Mogielski stawał się bardziej protestantem niż katolikiem. Do tego oczywiście doszły te bardzo długie jego wojny w Kościele, gdy chodzi o pedofilię. On sam został wykorzystany seksualnie, gdy był dzieckiem, przez jednego z księży archidiecezji szczecińsko-kamieńskiej”
- ocenił ks. Kobyliński.
Zaznaczył, że w rozpoczęciu nowego życia powinna pomóc mu teraz archidiecezja szczecińsko-kamieńska, wypłacając należne odszkodowanie.
Filozof był też pytany o obecność tematów politycznych w przepowiadaniu polskich biskupów i księży, którą można było odnotować w czasie nabożeństw wielkanocnych.
- „Mamy rok wyborczy, w związku z czym to upolitycznienie religii będzie raczej wzrastać niż się zmniejszać. Na to jesteśmy skazani w ciągu najbliższych dwóch, trzech lat. Być może te polskie wody religijne uspokoją się trochę od roku 2026, gdy miną już cztery kampanie wyborcze: parlamentarna, samorządowa, europejska i prezydencka. Natomiast w trakcie trwania tych czterech kampanii będziemy mieć eskalację tematów religijnych w polityce. Będzie to robić zarówno strona centroprawicowa, jak i centrolewicowa. Centroprawica będzie robić różnego rodzaju marsze w obronie św. Jana Pawła II, natomiast centrolewica będzie mówić o wyrzuceniu religii ze szkół czy o liberalizacji ustawy aborcyjnej. Te tematy światopoglądowe, moralne, religijne będą bardzo obecne w najbliższych latach w naszej debacie politycznej”
- podkreślił.