Była dyrektor Zachęty właśnie wydała dwie książki. Jedna z nich pt. „Proszę bardzo" to swoiste rozliczenie z własną przeszłością. Przytaczamy fragmenty wywiadu, jakiego udzieliła „Dziennikowi".

 

Nie sprawdziłam się jako matka:

- Zapewne mój syn był taki jaki był, bo to ja go urodziłam i wychowałam. Bo miał takiego, a nie innego ojca, bo się z nim rozstałam, a ja powtarzałam błędy wychowawcze swoich rodziców - mówi Anda Rottenberg „Dziennikowi", i dodaje - Syn nie potrafił sobie poradzić z wolnością, jaką mu dawałam.

Mateusz był narkomanem. Często przychodziły momenty, kiedy jego życiem kierowała heroina, a nie żona i dziecko. - Nie wiem, czy udałoby się go uratować. Obie jego dziewczyny mówiły mi, że Mateusz był zadeklarowanym narkomanem, jemu po prostu odpowiadał stan uzależnienia - mówi Rottenberg o śmierci syna.

 

Na szczęście nie doszło do aborcji:

Kiedy syn przyprowadził do domu swoją drugą, siedemnastoletnią narzeczoną, która była w ciąży, Anda Rottenberg namawiała ich do aborcji. - Mówiąc kolokwialnie łaska boża czuwała nad nami i na szczęście do aborcji nie doszło i pojawiła się Zosia. Ilekroć pomyślę, że mogłoby jej nie być, ogarnia mnie paraliż - wspomina Rottenberg.

- W tamtym okresie codziennie myślałam, by skoczyć z balkonu i skończyć ze wszystkim, miałam głęboką depresję, ale nie mogłam rzucić na pół roku pracy w Zachęcie, aby pójść do szpitala na leczenie. Przecież wszyscy patrzyli na mnie i czekali na wsparcie.

 

Artystka poszukuje rodziny:

Po śmierci syna, z uporem poszukiwała żydowskich i prawosławnych korzeni. - Może był to proces kompensacyjny, coś straciłam i w zamian chciałam coś zyskać. Po śmierci rodziców miałam poczucie, że zostałam sama, Mateusz po zaginięciu przez dziesięć lat także był wirtualny - próbuje tłumaczyć poszukiwanie korzeni.

Mama Andy Rottenberg była Rosjanką, w młodości przeżyła głód w Leningradzie. Ojciec natomiast był żydowskim krawcem z Nowego Sącza. - Bardzo kochałam ojca, ale bardzo szybko przestał być samcem alfa w naszym rodzinnym stadzie. Została nim mama. Dla tatusia miałam wyrozumiałość, ale nie traktowałam go poważnie. -wspomina rodziców była dyrektor Zachęty.

Dalej mówi - Kiedy na nowo odkrywałam życie swoich rodziców, zrozumiałam, dlaczego ja sama nie mogłam stworzyć rodziny. Nie lekceważyłam mężczyzn, ale miałam wobec nich wiele oczekiwań. Gdy ich nie spełniali łatwo się z nimi rozstawałam.

 

Między judaizmem, a katolicyzmem:

- Zostałam wychowana w tradycji katolickiej, choć do dziś formalnie nie należę do Kościoła katolickiego. Ale przecież biegałam ze święconką, zasiadaliśmy z całą rodziną do wigilijnego stołu. Teraz też chodzę do kościoła, nawet częściej niż dawniej - mówi Rottenberg o swoim wychowaniu religijnym.

Na pytanie czego szuka w kościele odpowiada, że oczyszczenia duszy. - Nie modlę się o powodzenie w życiu, tylko dziękuję Bogu za moich bliskich - mówi krytyk sztuki.

MM/Dz

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »