Tak zwani animalsi chcą wprowadzenia zakazu używania zwrotów, które w odniesieniu do zwierząt, kiedy o nich mówimy, wskazywałyby na – jak to określają - „wyższość gatunkową” ludzi.

Ruchy te modne są już od jakiegoś czasu na świecie, a i w Polsce zaczęli się pojawiać ich zwolennicy. Odnosi się też czasem wrażenie, że mylą oni sympatię do zwierząt i troskę o nie z walką o zrównanie w prawach zwierząt i ludzi. W tym względzie powołują się też czasem na rzekomego ich w tym sojusznika Jarosława Kaczyńskiego. Czym innym jest bowiem troska o prawa zwierząt i ich należyte traktowanie, a czym innym robienie z tego ideologii, a nawet może religii.

W tym kontekście wypowiedział się Paweł Suski, były poseł PO, który stwierdził:

– W szufladzie leży gotowy projekt Krzysztofa Czabańskiego. Prezes może go przeprowadzić w dowolnym trybie. Jednak oczywiście nie stanie się wcześniej niż po wyborach prezydenckich

Brytyjska organizacja PETA (People for the Ethical Treatment of Animals) od jakiegoś czasu opowiada się za zmianą terminologii, słów i zwrotów, które są wypowiadane w odniesieniu do zwierząt. Według przedstawicieli tej organizacji zwroty takie jak „właściciel” albo „zwierzę domowe” sugerują wyższość gatunkową człowieka nad zwierzęciem. Jest to ich zdaniem całkowicie nieuzasadnione.

Jedna z ich przedstawicielek, Jennifer White, w programie BBC stwierdziła:

Wiele osób, które mają psy i koty, nazywa je zwierzętami domowymi, a samych siebie właścicielami, co wskazuje na to, że zwierzęta są własnością

Dalsze działania takich organizacji, jak przestrzega w jednym z ostatnich swoich komentarzy tygodnia Witold Gadowski, mogłyby doprowadzić do tego, że na uczelniach zaczęto by wykładać na przykład języki zwierząt.

Czy jednak warto iść w tym kierunku? Czy nie jest to przypadkiem droga do nikąd?

 

mp/„Rzeczpospolita”, dorzeczy.pl