Dziewictwo to nie jest stan ściśle fizyczny związany z posiadaniem błony dziewiczej; dziewictwo to przede wszystkim postawa. Choć słownikowa definicja mówi, że to „fizjologiczny stan do pierwszego stosunku płciowego”, to głębszy wymiar dziewictwa dotyczy raczej czystości jako sposobu bycia. Każdy człowiek rodzi się „dziewiczy”, to jego jak najbardziej naturalny stan.
Od wieków zaś pokutuje, skądinąd błędne, przekonanie, iż stan dziewictwa kobiety jest utożsamiany z posiadaniem przez nią błony dziewiczej. Dlaczego błędne? Trudno nie zgodzić się z tym, że błona dziewicza jest dobitnym, materialnym „znakiem” - taką jakby pieczęcią, „gwarancją” - dziewictwa. Ale to tylko aspekt czysto fizyczny. Spójrzmy jednak na problem z drugiej strony – brak błony dziewiczej nie zawsze musi być związany z rozpoczęciem współżycia. Faktem jest, że można ją przebić na co najmniej kilka sposobów. Od niewłaściwego używania tamponów, poprzez intensywne trenowanie niektórych sportów, zabieg lekarski aż po masturbację. Medycyna zna też przypadki kobiet, które urodziły się bez wykształconej błony dziewiczej. Jeśliby zatem, ad absurdum, przyjąć ten niewielki kawałek błony śluzowej znajdujący się u wejścia do pochwy za wyznacznik dziewictwa, to w wyżej wymienionych przypadkach nie mielibyśmy do czynienia z dziewicami.
Jeśli zatem nie-posiadanie błony dziewiczej nie jest wyznacznikiem utraty dziewictwa, to jej posiadanie nie musi być gwarantem czystości.
Czym więc jest dziewictwo?
- O dziewictwie nie można mówić bez odniesienia do Pana Boga. Dziewictwo musi być też przeżywane z miłością, bo jeśli jej nie będzie, to znak ten nie wybrzmi – mówi o. Ksawery Knotz.
Seks to żaden dowód
Dziewictwo jest człowiekowi potrzebne, aby mógł nauczyć się kochać niezależnie od kontaktów seksualnych. Seks to nie najlepszy dowód, to właściwie żaden dowód miłości. Dlatego młodzi ludzie, narzeczeni, którzy nie mają jeszcze takich praw jak małżonkowie, muszą wykształcić w sobie inne formy okazywania sobie uczuć, które nie sprowadzają się wyłącznie do aktów płciowych. Muszą nauczyć się kochać poza nimi, bo jedynym miejscem dla aktu seksualnego jako takiego jest właśnie małżeństwo.
Dlatego czystość ma wiele form, i tak jak miłość nie ogranicza się do seksu, tak czystość nie będzie dotyczyła jedynie braku kontaktów seksualnych. Zatem podstawową formą jej przeżywania będzie okazywanie sobie wzajemnie czułości, co może przybierać bardzo różnorodne postaci.
I absolutnie nie jest to złe. Człowiek jednak z natury nie lubi ograniczeń, nie lubi, kiedy mu się czegoś zakazuje. Dlatego bardzo wielu ludzi, zwłaszcza młodych, postrzega dziś dziewictwo jako brak, pustkę. Brak kontaktów seksualnych. A brak jest zawsze czymś złym. Dlatego zaczyna szukać sposobów na zaspokojenie tej pustki, a że z drugiej strony do natury człowieka należy też poszukiwanie przyjemności, to jego kreatywność na tym polu owocuje wynajdywaniem rozmaitych form przeżywania bliskości.
I znów nie byłoby w tym nic złego, gdyby „twórczość” ta nie zaczynała wybiegać poza pewne granice. Jakie? Te wyznaczone przez sakrament małżeństwa, który jasno określa, że pewne formy przeżywania bliskości mogą zaistnieć jedynie w małżeńskim łożu.
Młodzi ludzie natomiast zdają się nie dostrzegać tego rozgraniczenia i bardzo często ich zachowania wybiegają daleko poza to, co „dozwolone”. Może posłużenie się wyświechtanym sloganem będzie trywializacją, ale mentalność nastolatków niestety często daje się sprowadzić do prostego (prostackiego?) „zjeść ciasteczko i mieć ciasteczko”.
„Strzeż mnie Ojcze”… przed dziewictwem?
Doskonałym przykładem, który może dać odpowiedź na to pytanie, będzie wspomnienie kampanii marki odzieżowej House, bodajże z 2008 roku. Kampania „Virginity” (z ang. „dziewictwo”) świetnie oddaje klimat pokutującej wśród nastolatków opcji światopoglądowej. Składała się na nią seria plakatów, przedstawiających młodych ludzi, „pobożnie” ustylizowanych, z różańcem, czy czymś, co miało go imitować i innymi akcesoriami służącymi do modlitwy. Czego tu się czepiać? – można by pomyśleć. Racja, właściwie niczego, gdyby nie to, że na kolejnych odsłonach billboardów bohaterowie prezentują się w wyuzdanych pozach, oblizując wulgarnie ułożone w kształt litery „V” palce (co nieoficjalnie oznacza seks oralny). Wszystkie plakaty opatrzone są hasłem „Strzeż mnie Ojcze” oraz „Jest 69 sposobów na zachowanie dziewictwa”. Marka House nie kryła się z tym, o co jej chodzi. Na stronie internetowej stworzonej równolegle do kampanii reklamowej zachęcała młodych ludzi do dzielenia się swoimi sposobami na zachowanie dziewictwa i jednoczesne cieszenie się bujnym życiem seksualnym. "Masz prawo mocno się kochać i pozostać dziewicą! Kochasz pięknie się kochać? My też, ale żeby było nas więcej i żeby można było coś zrobić dla kreatywnego seksu bez tracenia cnoty, musimy razem zmienić coś w społecznej mentalności!" – zachęcali producenci House’a.
Niepokojące jest to, że jednocześnie młodzi ludzi są skłonni do wielkiego usprawiedliwiania swojej „twórczości” na tej płaszczyźnie. Dla wielu nastolatków (sic!) granica, za którą kończy się dziewictwo, zdaje się być bardzo płynna. W zasadzie postawa taka sprowadza się do wszelkich form zaspokajania potrzeby fizycznego kontaktu z drugą osobą, gdzie barierą jest przerwanie błony dziewiczej (defloracja) podczas tradycyjnie rozumianego aktu seksualnego.
Być może jest to nazbyt delikatna materia, aby stawiać sprawę na ostrzu noża i wyznaczać dla niej granice „od-do”, jednak wydaje się, że możliwym, a nawet koniecznym jest poczynienie pewnego rozróżnienia.
Otóż, tak samo jak akt seksualny jest zarezerwowany dla małżonków, tak samo niektóre formy bliskości również powinny mieć miejsce w małżeństwie. Natomiast w mentalności młodzieży (a przynajmniej znacznej jej części) ukuło się przekonanie o tym, że wyznacznikiem rozpoczęcia współżycia jest zniszczenie błony dziewiczej podczas tradycyjnego stosunku dopochwowego. Zaś wszelkie inne formy współżycia, jako że nie dochodzi podczas nich do defloracji, współżyciem tym nie są. Co za tym idzie, w ich mniemaniu, nie wiąże się to z utratą dziewictwa.
Dziewice po „oralu”
Nic bardziej mylnego. Otóż, pojęcie „seks” nie dotyczy tylko tego aktu płciowego, podczas którego dochodzi do penetracji. Oprócz tego klasycznego rozumienia mamy jeszcze całe bogactwo innych form, takich jak seks oralny, seks analny, seks hiszpański, anilingus, czy jeszcze co najmniej kilka innych nazw, które trudno spamiętać, nie mówiąc już o praktyce. Pośród tych wszystkich dziwacznych form jest jeszcze seks bez penetracji, w którym również zawiera się „bogactwo możliwości”. Jednak wspólnym mianownikiem dla tych wszystkich aktywności jest słowo „SEKS”. Jeśli więc mówimy o seksie, czyli akcie płciowym, to wiąże się on ze stratą dziewictwa, skoro nawet w najprostszym rozumieniu jest ono „fizjologicznym stanem do czasu podjęcia pierwszego stosunku płciowego”.
Dla nastolatków niekoniecznie jest to oczywiste. – Co sądzicie o dziewicy po oralu? – pyta jeden z użytkowników forum Kafeteria.pl. Pytanie na tyle absurdalne, że ktoś odpowiada mu ironicznym – Jakiej dziewicy?!. „Inteligentny” autor wątku zdaje się nie rozumieć i dopytuje dalej: - Tzn. o dziewczynie, która robiła facetowi loda, ale nie uprawiała seksu, nie było stosunku... Czy ona nie może już uważać się za dziewicę???
Z pewnością brzmi to absurdalnie, ale bardzo wielu młodych ludzi odpowie, że tak właśnie jest, że wciąż mamy do czynienia z dziewictwem.
Grzech czy nie grzech?
Dlaczego tak się dzieje? Czy zatracamy dziś świadomość grzechu? Czy może za sprawą takiego a nie innego medialnego przekazu o seksie granice grzechu zaczynają się niebezpiecznie przesuwać? A może też uwsteczniamy się nie potrafiąc już inaczej okazać sobie czułości, mając na celu jedynie egoistyczne zaspokojenie naszych własnych potrzeb?
O. Ksawery Knotz, autor wielu publikacji na temat seksu w życiu chrześcijanina, mówi, że również dostrzega wśród młodych opisaną wyżej postawę. Jego zdaniem młodzi ludzie mają bardzo „twórcze” myślenie w kwestiach seksualnych, a myślenie to często niekoniecznie zmierza w dobrym kierunku. Kapucyn ostrzega przed przewrotnością takiego myślenia. - Można nie podejmować aktywności seksualnej, a wcale nie wybrać dziewictwa. Można się powstrzymać przed pewnymi zachowaniami, mieć jakieś ustalone granice, ale to jeszcze nie oznacza dziewictwa. Tak samo jak nie-współżycie przed ślubem wcale nie musi oznaczać, że jest się czystym – mówi.
- Ta sfera naszego życia będzie niezrozumiała, jeśli się nie sięgnie w głąb, w serce człowieka. Czystość musi mieć tu głębsze zakorzenienie, ludzie muszą widzieć jej wartość – dodaje.
Czy zatem czystość straciła dzisiaj wartość? Z pewnością nie, jednak wartość ta przestała mieć większe znaczenie dla młodych ludzi, przestali być jej świadomi.
O. Knotz zwraca też uwagę na wnętrze człowieka, na jego motywacje. - Dziewictwo będzie niezrozumiałe bez przypatrzenia się sercu – mówi i jednocześnie podkreśla, że należy zbadać intencje, jakie implikują takie, a nie inne czyny.
Petting – metoda na…
Zdaniem o. Knotza młodzi ludzie często po prostu nie potrafią w inny sposób wyrazić czułości względem siebie. Mówi też o naturalnej w człowieku potrzebie bliskości i kontaktu fizycznego z drugą osobą, która bywa, że niespodziewanie znajduje zaspokojenie w niekoniecznie właściwej formie. - Oni niekoniecznie zawsze muszą zakładać, że będą „to” robić, że dojdzie między nimi do pettingu, mogą wcale tego nie chcieć, ale w takich sytuacjach wychodzi po prostu ludzka słabość – tłumaczy o. Knotz. – Jednocześnie mogą nie dawać przyzwolenia na ten kierunek rozwoju sytuacji i do współżycia nie dochodzi – uzupełnia zakonnik. Po raz kolejny podkreśla, że człowiek, zwłaszcza młody, doświadcza pragnień i potrzeb, które domagają się zaspokojenia, a z którymi często sobie nie radzi.
Petting to dobre rozwiązanie? Czy może raczej szukanie takiej uchylonej furtki, wyłomu w wielkim murze?
Podstawowym rozgraniczeniem, które należy wziąć pod uwagę przy odpowiedzi na to pytanie jest założenie, czy mówimy o ludziach, którzy są ze sobą mocno związani, na przykład są narzeczeństwem, których łączy pewne uczucie, ale też którzy mają pewien problem, jak zaspokajać wzajemną potrzebę bliskości w ich relacji. O. Knotz mówi, że często właśnie takie pary przychodzą do niego z problemem, gdzie jest ta granica, której nie powinni przekraczać.
Natomiast rzecz ma się zupełnie inaczej, jeśli mamy do czynienia z nastolatkami w przygodnych związkach, którzy wprost i wyraźnie z góry zakładają, że w ten właśnie sposób będą realizować swoją seksualność, którzy tak naprawdę wcale jeszcze nie wiedzą, czy chcą ze sobą być.
I takie nastawienie jest w gruncie rzeczy od samego początku złe. – Jeśli z góry wiemy, że będziemy uprawiać petting, ale od samego początku zakładamy, że nie pójdziemy dalej, i chodzi tylko o czerpanie przyjemności w ten sposób, to oczywiście jest to złe – ocenia zakonnik. - Petting to już jest za dużo, to przyzwolenie na maksymalne rozbudzanie. A to nie jest wytrych, „bo nie radzimy sobie ze swoim popędem, to trochę na około znajdziemy dla niego ujście”. Tutaj znowu ważne jest podejście do siebie wzajemnie w pełnym szacunku. Bo z drugiej strony człowiekowi nie można stawiać samych zakazów - nie wolno, nie wolno, nie wolno, gdyż wzbudzi to w nim lęk i nie będzie rozumiał, o co w tym wszystkim chodzi – tłumaczy o. Knotz.
Czy on we mnie był?
A nie chodzi o to, żeby bać się swojego ciała, ani też popadać w swoisty purytanizm, który nakazywałby sądzić, że jakakolwiek najmniejsza forma kontaktu cielesnego pozbawia nas dziewictwa i staje się niezmywalną plamą na naszej czystości. Wśród przewertowanych przeze mnie wypowiedzi młodych ludzi na ten temat pojawił się głos 21-letniej blogerki Agg. - Według mnie, praktycznie rzecz biorąc, pomiędzy wsadzeniem komuś języka a penisa między nogi (w przypadku kobiet), nie ma wielkiej różnicy, żeby nie powiedzieć, żadnej różnicy. Skoro dwoje ludzi oddaje się sobie tak bardzo, to jak mogą powiedzieć, że posunięcie się o ten maciupeńki kroczek dalej jest wielką sprawą. Może to się wydać dziwne, ale jeżeli ja bym tak daleko zaszła z moim partnerem, to normalny seks byłby tylko formalnością a nie utratą dziewictwa. Przecież widział mnie nagą, zna moje ciało bardzo dobrze, a ja jego. Jeżeli ktoś robi wszystko poza normlanym stosunkiem i nazywa siebie przy tym dziewicą, jest moim zdaniem śmieszny – pisze na swoim blogu dziewczyna.
O. Knotz zalecałby tu jednak ostrożność. Bowiem, tak jak nie tylko akt seksualny jest formą bliskości i okazywania miłości drugiemu człowiekowi, tak też nie można myśleć sobie, że jeśli chłopak widział dziewczynę nagą, skoro ona dopuściła go to takiej sfery swojej intymności, to właściwie „tyle” się między nimi wydarzyło, że akt płciowy staje się jedynie drobnostką, która ma prędzej czy później nastąpić. Nie trzeba przekonywać, że podążając takim tokiem rozumowania nie zajdziemy daleko. – Granicę znowu trzeba rozpoznać w sercu - mówi o. Knotz.
Nie da się jednak ukryć, że przekroczenie tych granic, nawet nieznaczne, zmienia człowieka, jego psychikę, sposób postrzegania siebie i świata dookoła. Tak samo jak zerwanie błony dziewiczej i pierwszy w życiu stosunek płciowy odciska, może nie tyle piętno w człowieku, co staje się trwałą matrycą, do której podświadomie przyrównuje się wszystkie swoje przyszłe kontakty seksualne.
W przypadku zniszczenia błony dziewiczej podczas penetracji utrata dziewictwa jest oczywistością. Problem pojawia się jednak, kiedy weźmiemy pod uwagę te wszystkie inne formy aktów seksualnych, podczas których do defloracji nie dochodzi. Czy jeszcze wtedy możemy mówić o dziewictwie? Literalnie tak, owszem, ale jeśli chodzi o czystość jako postawę?
Chciałoby się radykalnie odpowiedzieć, że nie, absolutnie. Tu jednak po raz kolejny trzeba powrócić do sugerowanego przez o. Knotza przyjrzenia się motywacjom.
„Odnawialne” dziewictwo?
Niewątpliwym jest, że osoby eksperymentujące na polu seksualnych doświadczeń stają się w pewnym sensie „nadgryzione”, „napoczęte” (szczególnie dotyczy to dziewcząt, choć równie dobrze da się odnieść do chłopców). To tak jakby poobgryzać to wspomniane na początku ciasteczko, powyjadać te pierwsze z brzegu, co smaczniejsze i świeższe kąski i pozostawić, bo może znajdzie się ktoś, kto zadowoli się takim napoczętym. I to często reprezentowana przez mężczyzn postawa, o której dość będzie powiedzieć, że większość z nich cieszyłaby się jak największą liczbą kontaktów seksualnych przed ślubem, ale jako żonę najchętniej wybrałoby dziewicę. U kobiet zaś sytuacja wygląda zupełnie inaczej. „Kobieta pragnie czegoś innego: chce być kochana i godzi się na wszelką formę przybliżenia mężczyzny, żeby zaznać miłości (…). Dlatego, jakkolwiek kobieta prowokuje mężczyznę do działania, to przecież oczekuje od niego czegoś innego, zaś mężczyzna podejmuje działania, za które powinien czuć się odpowiedzialny i powinien się zastanowić, czy istotnie wolno mu w tej właśnie chwili działać”.
A niestety, granice mają do siebie to, że dość łatwo się przesuwają. Raz odłożona granica, potem przesuwa się już sama. Dalej i dalej. Dużo prościej jest podjąć wtedy pochopną decyzję o rozpoczęciu współżycia, bo „przecież już tyle sobie zrobiliśmy”…
Rodzi się pytanie, czy tak jak straty błony dziewiczej nie można cofnąć, tak konsekwencji tego „nadgryzania” również. To znaczy, błonę dziewiczą teoretycznie można „zrekonstruować”. Hymenoplastyka to zabieg odtworzenia błony dziewiczej, a dokładniej mówiąc, zabieg, który ma na celu stworzenie wrażenia jej obecności u partnera poddającej się temu zabiegowi kobiety (opór przy immisji, „krwawienie” przy stosunku). Po co jednak takie skomplikowane, kosztowne zabiegi, skoro można prościej – w 1993 roku w Japonii pojawiła się sztuczna „błona dziewicza”, którą dziś można kupić już na całym świecie za kilka dolarów. - Nie musisz już się obawiać utraty dziewictwa. Z naszym produktem możesz ponownie przeżyć swój pierwszy raz. (…) Łatwa w użyciu, testowana klinicznie, nie powoduje reakcji alergicznych i nie daje skutków ubocznych – reklamują producenci.
„…przywróć mi niewinność, oddal grzechów bród…”
Zmian w psychice, wspomnień, urazów nie da się jednak „zrekonstruować”. Nikt nie wymyślił jeszcze sztucznej wkładki do mózgu, która pozwalałaby niwelować wszelkie wcześniejsze (złe? przygodne?) doświadczenia seksualne i do każdego kolejnego partnera podchodzić jak do zupełnie nowej osoby. Nie można obdzielać sobą kilka(naście) razy, bo wtedy nikomu nie można oddać się w pełni.
- Utrata dziewictwa jest pewną granicą, nie tylko fizyczną czy psychiczną, ale i duchową. Myślenie w kategoriach „moje dziewictwo i tak nic nie znaczy, bo zrobiłam już ze swoim chłopakiem takie rzeczy, że stosunek przy tym to nic wielkiego” jest ogromnym błędem i pokusą zarazem. Nawet jeśli nie jesteśmy całkiem niewinne, to nie zmienia to faktu, że dziewictwo jest czymś cennym i warto tego bronić. - Mam za sobą zbliżenia, które uczyniły wyrwę we mnie, wyrwę, o której myślałam, że jest nie do załatania – opowiada dwudziestotrzyletnia studentka, która zgodziła się porozmawiać o czystości.
- Tym, co mnie uratowało przed zwątpieniem w samą siebie, były słowa z hymnu św. Tomasza z Akwinu – „przywróć mi niewinność, oddal grzechów brud”. Uczyniłam je swoją gorącą modlitwą. Zostałam wysłuchana. Zdałam sobie sprawę z tego, że jeśli przestanę się potępiać, to w dużej mierze mogę w sobie odbudować to, co na własne życzenie zburzyłam. Oczywiście nie mogłam odbudować sama. Ten brak we mnie mógł wypełnić tylko Bóg. Jeśli nie potępił jawnogrzesznicy, to i mnie też nie. Wiem, że trudniej byłoby mi przyjąć takie rozumowanie, gdybym posunęła się za daleko. Dlatego dziękuję, że tak się nie stało. Wiem, że mogę stworzyć nową relację niejako z „czystym kontem”. Przeżyć ją w inny sposób. Bóg nie chce, żebyśmy się sobą gorszyli. Jezus nie rzucał słów na wiatr mówiąc, że „wszystko czyni nowym”.