Kard. Willem Eijk, prymas Holandii i arcybiskup Utrechtu, udzielił wywiadu francuskojęzycznemu pismu „Paix liturgique”. Mówił o przyczynach sekularyzacji Niderlandów.
„Po II Soborze Watykańskim wielu ludzi w Holandii szło zbyt szybko. Sądzono, że, między innymi, zniesiony zostanie celibat, przewodziło temu wielu księży. Gdy okazało się, że tak się nie stanie, liczni zrezygnowali. Na słynnym Soborze Duszpasterskim w Noordwijkerhout (1968-1970) każdy mógł zabrać głos w dyskusji o przyszłości holenderskiego Kościoła, co doprowadziło do dużego chaosu. Było też wiele eksperymentów liturgicznych nakierowanych na zatrzymanie młodych ludzi w kościołach. Wszystko to na próżno, bo młodzi ludzie nie przychodzą do kościoła posłuchać gitary; przychodzą dla Chrystusa. Jeżeli chcą gitary, wolą iść na koncert gitarowy” - powiedział.
Jak wspomniał hierarcha, św. Jan Paweł II zastanawiał się, jak pomóc Holendrom wyjść z kryzysu. Na rok 1980 zwołał do Rzymu Synod Biskupów poświęcony ich krajowi. Według kard. Eijka był to „początek długiej drogi w kierunku normalizacji”.
„Pierwsze znaki upadku Kościoła katolickiego w Holandii pojawiły się natychmiast po ostatniej wojnie. Kościół katolicki w Holandii był organizacją opartą raczej na więzach społecznych niż na treści wiary podzielanej przez jego członków. Tak samo było także w innych krajach Europy Zachodniej, choć może w nieco mniejszym stopniu. Wielu wierzących nie miało odpowiednich osobistych powiązań z Chrystusem. Tak naprawdę często jedynym łącznikiem, jaki katolicy mieli z Kościołem, był łącznik społeczny – na poły eklezjalne życie zorganizowane wokół Kościoła, zwłaszcza katolickie szkoły, katolickie kluby sportowe i skautowskie” - dodał.
„To właśnie zniknęło. To właśnie dlatego Kościół nie był wstanie oprzeć się wzrostowi indywidualistycznej kultury w latach 60., który ograniczył silną spójność istniejącą do tamtego momentu w holenderskim społeczeństwie, a która w niektórych miejscach całkowicie zniknęła. Indywidualizm, który rozpoczął wówczas swój marsz naprzód, ma swoją bezpośrednią przyczynę w błyskawicznym wzroście dobrobytu w latach 60., który pozwolił ludziom żyć w dużej niezależności od siebie nawzajem. Ta kultura stała się później hiper-indywidualistyczna w związku z wprowadzeniem mediów społecznościowych około roku 2005” - podkreślił.
„Według rektora niższego seminarium w Apeldoorn, bp. Toona Ramselaara, ważną przyczyną kryzysu wiary w Holandii jest to, że wiara katolików była <<niczym innym jak tylko systemem prawd i nakazów>>, które nie miały już dłużej wpływu na ich życie codzienne. Wiara straciła swoje znaczenie w życiu codziennym większości katolików, więc porzucili ją en masse w krótkim okresie czasu. Trzeba zwrócić uwagę, że rektor poczynił tę obserwację już w 1947 roku, po dyskusjach z księżmi i świeckimi o nadchodzącym kryzysie Kościoła, jaki dostrzegali” - wskazał.
Następnie kardynał powiedział, że religie, które adaptują się do kultury i czasów współczesnych, zatracają same siebie.
„To prawda także w rzymskim Kościele katolickim. Parafie o silnej tożsamości i godnej niedzielnej liturgii mają największą siłę przyciągania. Widać tam rodziny, szukają ich młodzi ludzie. Liczba wierzących z pewnością zmniejsza się, ale ci, którzy wybierają dzisiaj wiarę, są zazwyczaj aktywnie wierzący i włączają się w ceremonie religijne” - powiedział.
„Sytuacja jest przykra. W drugiej połowie lat 60. cała generacja młodych ludzi podjęła decyzję o zaprzestaniu chodzenia do kościoła. Ci młodzi ludzie, teraz dziadkowie, przekazali swoim dzieciom niewiele wiary, lub zgoła żadnej. Mamy teraz do czynienia z ich wnukami, którzy zasadniczo nie wiedzą nic o wierze chrześcijańskiej i bardzo często nie są nawet ochrzczeni. W roku 2002 mniej niż powoła Holendrów, 43 proc., zadeklarowała przynależność do jakiegoś kościoła. Ten odsetek zmniejszył się o 12 punktów procentowych w ciągu 14 lat: w roku 2016 tylko 31 proc. wciąż uważało się za członków jakiegoś kościoła. Ten rozwój obrazuje szybkość sekularyzacji w Holandii” - wskazał.
Jak dodał, w roku 2015 jedynie 186 tys. Holendrów chodziło co niedziela na Mszę świętą.
Efektem tego jest zamykanie kolejnych kościołów, co, jak podkreślił, będzie postępować i jest nieuniknione.
Purpurat wyraził nadzieję, że kultura indywidualizmu nie będzie wieczna, a po niej przyjdzie taka, która okaże się dla chrześcijaństwa bardziej przyjazna. Wskazał też, że chociaż wiernych jest coraz mniej, to są to ludzie bardzo zaangażowani i szczerze wierzący w Chrystusa.
bsw/LifeSiteNews.com