Obniżenie poziomu wody na jeziorach zaporowych wiąże się zwykle z odsłonięciem wypełniających dno namulisk. To śmiertelna pułapka zarówno dla ludzi jak i zwierząt. Prawdopodobnie chciał się napić wody, możliwe że spłoszyły go psy lub "crossowcy" i ...o mało nie przepłacił tego życiem.
W niedzielę spacerowałem brzegiem pilchowickiej "Patelni" fotografując odsłonięte dno zbiornika. Przygotowywałem film i zdjęcia do naszej pilchowickiej galerii. W zasadzie miałem już wracać, tego dnia był rekordowy upał, a na zamkniętej skałami przestrzeni nie można było liczyć na najmniejszy powiew wiatru. Jeszcze kilka ujęć kształtu dna, zalegających tam zawad, śmieci, resztek wędkarskiego sprzętu i jak najszybszy powrót do auta, gdzie został zapas wody i przynosząca ulgę klimatyzacja.
Gdyby się nie poruszył prawdopodobnie nawet bym na niego nie zwrócił uwagi. Wśród patyków i śmieci, niemal cały pogrążony w mule, był prawie niewidoczny, zlany z tłem, brudny. Strach przed człowiekiem wyzwolił w nim resztki sił, a jednocześnie dał mu szansę na ratunek. Jeleń był na skraju wyczerpania.
Najpierw myśl o beznadziejnym położeniu w jakim się znaleźliśmy. Bez pomocy nie było żadnych szans, a wytłumaczenie w jaki sposób leśnymi ścieżkami ma ktokolwiek do nas dotrzeć było praktycznie niemożliwe.
Szansę dawała jedynie droga wodna, można było na początek "Patelni" dopłynąć, a dalej dotrzeć pieszo - o pomoc poprosiłem kolegów żeglarzy z SK "Horyzont". Wiedziałem, że dysponują łodziami z silnikami, byle wystarczyło chęci i wolnego czasu. Reakcja była wspaniała, nawet chwili zastanowienia nad celowością niesienia pomocy. Po pół godzinie była lina i trzy osoby, a po chwili kolejne dwie, gotowe ratować niedoszłego topielca.
Doszliśmy po ułożonych na namulisku kłodach. Zwierzę początkowo reagowało nerwowo na obecność ludzi, ale po chwili, prawdopodobnie wskutek zmęczenia uspokoiło się i pozwoliło zarzucić sobie linę na poroże. Sześcioletni byk (według mojej mało fachowej oceny) ważyć może nawet 200 kg ...do tego grząskie podłoże i strome zbocze...
Daliśmy radę. Jeleń znalazł się na twardym gruncie. Niestety, był na tyle wyczerpany, że nie był w stanie sam stanąć na nogi. Nadal grzązł w bagnie i przy każdej próbie wstania na nogi, przewracał się. Po chwili, zmęczony leżał opadły z sił.
Ktoś rzucił wtedy pomysł, by dać mu wody, jakoś napoić, wlać do pyska... Przecież w skrajnym upale leżał na słońcu wiele godzin - na pewno chce mu się pić. Poszedłem po wodę bez przekonania. Dzikie zwierzę, w strachu ... nawet nie zareaguje, a być może się zachłyśnie i źle się to skończy.
Myliłem się. Gdy tylko poczuł wodę, otworzył pysk, złapał za butelkę i ssał jak małe dziecko. Nie mogliśmy uwierzyć ! Wypił jedną butelkę, potem drugą. W pewnym momencie instynkt podpowiedział widocznie, że to jedyna szansa, że dwunogie istoty dają szansę na przeżycie i po prostu zaczął "współpracować". Być może, że to właśnie go uratowało...
Potem zaczęliśmy wątpić. Napił się, ale nadal nie wstawał. Podejrzewaliśmy że może mieć złamaną kończynę i mimo udanej akcji ratowniczej będzie skazany na uśpienie. W dodatku zrobił się wieczór, byliśmy bardzo zmęczeni, nie mieliśmy wody, a temperatura nie spadała poniżej 30 stopni. Postanowiliśmy poprosić o pomoc ochotniczą straż pożarną i myśliwych. To była dobra decyzja ...
Dalszą akcję koordynował Łowczy Koła Łowieckiego "Hubert" z Gryfowa Śląskiego Kol. Wojciech Polański. Wieczorem na miejsce dojechali myśliwi z kół "Hubert" i wrocławskiej "Gwardii" i wspólnie z kolegami z "Horyzontu" przetransportowali zwierzę na samą górę skarpy, nad "Patelnię". Tam jeleń pozostał na noc.
Jak relacjonował Łowczy z "Huberta" - wybrano bezpieczne miejsce dla jelenia, został napojony, a z samego rana, gdyby nie odzyskał sił, miał się nim zaopiekować wyznaczony myśliwy. Niestety, rano sytuacja nie uległa poprawie. Jeleń był już silniejszy, ale nadal wymagał opieki, zsunął się ze skarpy i znów pojawiła się konieczność transportowania na górę.
Myśliwi nie ustąpili - napoili, zorganizowali fachowy transport, na miejsce przybył lekarz weterynarii. W akcji brała już udział straż pożarna. Ostatecznie pechowiec trafił w okolice Pasiecznika. Został wypuszczony na leśnej polanie (nie jest to zwierze zagrodowe, więc nie mogło być przetrzymywane w zamknięciu), przebywa pod stałym nadzorem myśliwych i lekarza weterynarii. Mimo obtarć, śladów po linach, nie ma poważniejszych urazów. Skrajnie wyczerpany, ale ma obecnie bardzo duże szanse na przeżycie.
Dziękuję serdecznie osobom zaangażowanym w akcję ratowniczą - Łowczemu z koła łowieckiego "Hubert" Kol. Wojciechowi Polańskiemu, ..żeglarzom z "Horyzontu" - Adamowi, Tomkowi i Czesiowi, myśliwym z "Huberta", "Gwardii", strażakom, wszystkim kolegom którzy gotowi byli poświęcić swoje niedzielne popołudnie, a potem czas w kolejnych dniach dla ratowania życia zwierzęcia.
jarekk/http://www.grodzkie.pl/modules.php?name=News&file=article&sid=632