Podczas szczytu, Polska oraz kraje bałtyckie przedstawiły propozycję sfinansowania przez UE militarnej zapory na granicy z Białorusią i Rosją. Koszt inwestycji na polskim odcinku wynosiłby 2,5 miliarda euro. Kanclerz Scholz jednak kategorycznie sprzeciwił się idei finansowania takich projektów z budżetu UE, argumentując, że wspólne długi są niezgodne z unijnymi traktatami.

Decyzja Scholza zyskała poparcie Macrona, co było dużym zaskoczeniem, biorąc pod uwagę wcześniejsze propozycje francuskiego komisarza Thierry'ego Bretona dotyczące unijnego funduszu na obronę. Macron i Scholz wspólnie odrzucili ideę finansowania zbrojeń z unijnych funduszy, twierdząc, że każde państwo powinno samodzielnie decydować o swoich wydatkach obronnych.

Sprzeciw Scholza i Macrona spotkał się z oburzeniem innych liderów, w tym Donalda Tuska, Kyriakosa Mitsotakisa z Grecji, Kaji Kallas z Estonii oraz Mette Frederiksen z Danii. Pod ich naciskiem, dokument końcowy szczytu został zmieniony, choć Niemcy pierwotnie domagały się 17 poprawek. Ostatecznie usunięto fragment dotyczący wspólnego wspierania inicjatyw obronnych.

W osobnym komentarzu Nikolas Busse z "FAZ" poparł stanowisko Scholza, argumentując, że polityka obronna powinna pozostawać sprawą narodową, a zaciąganie wspólnych długów na zbrojenia nie jest konieczne. Busse przypomniał, że Zachód wygrał zimną wojnę bez wspólnych długów, a unijne zbrojenia mogłyby trwać dłużej i być droższe, co przyniosłoby korzyści tylko przeciwnikom UE.

W sieci pojawiła się masa komentarzy w tej spawie.

- Kanclerz Scholz wytarł Tuskiem podłogę, szorstko odmawiając mu jakiegokolwiek finansowania obrony granic Polski z kasy UE.

Lekcja do zapamiętania: z lokajów korzysta się tylko wtedy, kiedy są potrzebni – napisał na portal X Jacek Piekara.