Według najnowszego sondażu IBRiS dla Polsat News, Trzaskowski prowadzi z wynikiem 30,8 proc., ale jego poparcie spadło aż o 5,6 punktów procentowych w ciągu miesiąca. Tymczasem Nawrocki ma 25,6 proc. – zaledwie 0,3 pkt. proc. mniej niż poprzednio, co przy trendzie spadkowym konkurentów może być dla niego korzystne.
W sztabie Nawrockiego przygotowywana jest duża konwencja ogólnopolska zaplanowana na 27 kwietnia w Łodzi. Według Jacka Gądka z podcastu „Stan Wyjątkowy”, wydarzenie ma dorównać rozmachem marcowemu spotkaniu pod Warszawą – z wielką sceną, tłumem ponad dwóch tysięcy uczestników i kosztami sięgającymi miliona złotych.
To właśnie takie wydarzenia, jak podkreślają obserwatorzy, uruchamiają tzw. „efekt Końskich” – mechanizm napędzający zarówno zainteresowanie medialne, jak i wpłaty sympatyków. Ponieważ kampania Nawrockiego opiera się głównie na datkach obywateli, każde medialne poruszenie przekłada się na lepsze finansowanie działań wyborczych.
Co ciekawe, mimo poparcia Prawa i Sprawiedliwości, Nawrocki nie eksponuje tej relacji zbyt wyraźnie. Jak podkreśla Gądek, partia celowo nie umieszcza go w bezpośrednim sąsiedztwie Jarosława Kaczyńskiego i nie okleja jego wizerunku logo PiS.
– Skoro nie ma ryzyka utraty elektoratu twardego, warto zadbać o tych niezdecydowanych, umiarkowanych wyborców, którym przeszkadza zbyt partyjna tożsamość kandydata – tłumaczy dziennikarz.
To ruch strategiczny: pokazanie Nawrockiego jako kandydata bardziej niezależnego, „narodowego” niż partyjnego, może zaprocentować w drugiej turze, zwłaszcza jeśli zmierzy się z Rafałem Trzaskowskim.
Nie tylko Trzaskowski notuje spadki. Sławomir Mentzen z Konfederacji także traci poparcie – aż o 5,7 pkt. proc., osiągając w najnowszym sondażu 12,4 proc. To oznacza, że między czołówką a resztą stawki rośnie dystans, a główna walka toczy się między kandydatem PO a Nawrockim.