„Nie mamy ich kim i czym dobijać. Wojsko jest totalnie zmęczone” – skomentował Światosław Golikow na antenie prorządowego Radia Stalingrad. Jego zdaniem realne ryzyko to nie nagłe załamanie ukraińskiego frontu, lecz rosyjskiego.
Jeszcze ostrzej wypowiedział się Oleg Cariew, były deputowany Rady Najwyższej Ukrainy, który po 2014 roku przeszedł na stronę Rosji. Przyznał, że mit o „drugiej armii świata” był nie tylko tworem rosyjskiej propagandy, ale i własnym złudzeniem elit Kremla.
– Sami uwierzyliśmy w coś, co nie miało pokrycia w rzeczywistości. Weszliśmy na Ukrainę zbyt małymi siłami, myśląc, że to będzie błyskawiczna operacja. Teraz mamy bolesne przebudzenie – powiedział Cariew.
Ponadto, jak zauważył analityk Defense Express Walery Riabych na antenie TV Espreso, Rosja pogrąża się w coraz większym kryzysie zbrojeniowym. Po gigantycznych stratach w artylerii i rakietach, Moskwa zmuszona jest importować uzbrojenie z Korei Północnej.
Chodzi m.in. o koreańskie wyrzutnie M1991 kalibru 240 mm oraz amunicję. Rosyjski przemysł nie jest w stanie zapewnić dostaw do własnych systemów, takich jak Huragan czy Smiercz. Amunicję 220 mm Rosja sprowadza również z KRLD.
Ukraińskie media zareagowały na groźby Putina z typowym dla siebie sarkazmem. „Tak, rosyjska armia jest drugą na świecie – drugą w tej wojnie” – skomentował jeden z ukraińskich portali informacyjnych, podkreślając katastrofalne błędy taktyczne Moskwy i problemy logistyczne Rosjan.
Zapowiedzi o „dobijaniu” Ukrainy w zestawieniu z głosami samych rosyjskich komentatorów i wojskowych blogerów pokazują rosnącą przepaść między propagandą a rzeczywistością na froncie. Rosyjski mit militarny kruszy się nie tylko w obliczu faktów, ale i przez głosy dotychczas przychylnych Kremlowi rosyjskich bloggerów. Coraz głośniej słyszy się też, że „car jest nagi”.