1/ Jakie siły amerykańskie stacjonują w Polsce i Europie? Czyli jakie siły mogą bezpośrednio przystąpić do naszej obrony w razie ataku i jakie mogą przyjść w krótkim terminie nam na pomóc bo są blisko? Przy czym liczyć należy nie ilość żołnierzy. Bo to zawsze ładnie brzmi ... w Polsce jest 10 tysięcy żołnierzy, a w Europie 80 czy 100 tysięcy. Kontyngent się zwiększy o 5 tysięcy czy zmniejszy się o 20. Nie ilość żołnierzy ma znaczenie jako taka bo to nie masa tych ludzi walczy na froncie, tylko zdolności walczą. Nie walczy logistyka, zaplecze, obsługa baz wojskowych... tylko związki taktyczne i operacyjne. Choć oczywiście całe to rozbudowane zaplecze, ono jest fundamentem dla jednostek bojowych, tym niemniej to zaplecze samo w sobie jest tylko wsparciem i tylko zwiększa zdolności bojowe jednostek w pierwszej linii.
No więc tak... w Polsce zasadniczo mamy 1 ciężką brygadę + wsparcie na zasadzie rotacyjnej. Przy czym to nie oznacza, że jej pododdziały stale są tutaj tylko mogą i są wykorzystywane do różnych zadań w różnych krajach wschodniej flanki. Także ta brygada jest umownie w Polsce. Poza tym szerzej w Europie jest jeszcze 1 ciężka brygada rotacyjnie i 2 lekkie brygady na stałe. To jest podstawa. Wspierają je 2 brygady artylerii, jedna na stałe, jedna rotacyjnie, 2 brygady lotnictwa bojowego, jedna stałe, jedna rotacyjnie. I to wszystko jest wspierane przez 3 skrzydła lotnictwa. Całość oczywiście jest otoczona mnóstwem logistyki i innych jednostek wspierających lądowych i lotniczych, które nie walczą ale umożliwiają prowadzenie walki jednostkom, które przeliczyłem w pierwszej kolejności.
2/ To nie jest potencjał, który sam w sobie może zatrzymać atak ze wschodu. On jest po prostu za mały. Nie ważne jak dobrze wyszkoleni są ci żołnierze czy jak dużą przewagę mają techniczną - są to siły najzwyczajniej w świecie zbyt nieliczne. Bo w praktyce to jest 4 bataliony czołgów. Artylerii rakietowej z wyrzutniami M270 jest tylko 2 bataliony. i t.d. To są siły, które w najlepszym wypadku mogą wesprzeć i uzupełnić zdolności armii europejskich w razie wojny z Rosją. Mało tego ten potencjał ma niedługo zostać zredukowany. Dokładnie nie wiemy o ile, ale znacząco. Znowuż liczenie żołnierzy sensu nie ma, bo ważne jest jakie konkretnie zdolności z tych dość szczupłych, które są tutaj obecne zostaną wycofane. Można też podyskutować o tym na ile w ogóle w obecnych warunkach te siły nam pomogą biorąc pod uwagę, że Rosjanie już walczyć czołg na czołg nie zamierzają. Sami Amerykanie to rozumieją i stąd mamy do czynienia z szeroko zakrojoną reformą w US Army. Ale to jest osobny temat i osobna dyskusja, którą zostawiamy na marginesie.
Tak, śmiejemy się z armii rosyjskiej bo ona na motorach atakuje SZU i nie może od 1,5 roku opanować Pokrowska. Oglądaliśmy ćwiczenia Zapad 2025 i na nas to nie zrobiło wrażenia, prawda? Tylko jakoś sobie zapominamy, że armia rosyjska ona mimo że ponosi straty nie zmniejsza się podczas wojny, tylko rośnie pod względem liczebnym. A Ukraińcy są w stanie ją powstrzymywać tylko dlatego, że sami mają armie odpowiedniej liczebności i odpowiednio rozbudowanej struktury. Jakbyś nie był dobrze wyszkolony i wyposażony, to nadal potrzebujesz skali do zatrzymania wroga podobnego Rosji. W Polsce lubi się przywoływać Pustynną Burzę w jakości przykładu jak dobrze wyposażona i wyszkolona armia zachodnia pokonała liczniejszego przeciwnika, ale wystarczy porównać sobie strukturę wojsk sojuszniczych wtedy ze strukturą wojsk amerykańskich i brytyjskich obecnie przebywających w Europie, żeby poczuć nostalgię za starymi dobrymi czasami. Bo to jest cień dawnej potęgi. W Polsce rozmowy o tych sprawach militarnych one zawsze są zawieszone w powietrzu. Umowni Amerykanie gdzieś stacjonują i umownie jest ich 10 tysięcy. Mało kto się wgłębia w to co konkretnie to oznacza i tym bardziej porównuje to z potencjałem przeciwnika. A skale te są zupełnie niewspółmierne. Walczymy o to by przy wycofaniu się Amerykanów, nie odbyło się to naszym kosztem. I to jest prawidłowe podejście z tym, że nie można udawać iż to jakoś zasadniczo nasze położenie poprawia. Bo po tej stronie oceanu amerykański potencjał nadal spadnie.
3/ No to na czym polega amerykańskie odstraszanie na przykład w Polsce jeżeli nie na tym, że mogą fizycznie powstrzymać Rosję? Bo w rzeczywistości nie mogą. Sens ich stacjonowania tutaj jest tylko jeden. Przeciwnik ma być przekonany, że się zaangażują w wojnę na całość i, że ten wielki amerykański potencjał w trakcie wojny może przybyć na pole bitwy, więc nie warto ryzykować. I że w ten sposób można się dowojować aż do wojny jądrowej z USA. Przekonanie przeciwnika o pewnym zaangażowaniu się USA w wojnie jest o wiele ważniejsze niż te 2 bataliony czołgów w Polsce i kilka brygad rozsianych po Europie.
4/ I tu przechodzimy do wniosku. Odstraszanie jest sztuką tworzenia iluzji. Ty musisz przekonać przeciwnika, że jesteś zdecydowany użyć siły w razie potrzeby. Że wystarczy ci woli politycznej i zasobów. Odstraszanie jest grą pozorów. To są zdolności + przekonanie przeciwnika o tym, że je użyjesz. Mogą być mniejsze zdolności ale wielkie przekonanie przeciwnika, że je użyjesz albo na odwrót, wielkie zdolności przy zerowym odstraszaniu bo nie wykazujesz się wolą polityczną. To jest aktualne w wypadku Amerykanów w Polsce i szerzej w Europie bo czasy kiedy USA zamierzały przysłać do Europy tak duże siły, które by były w stanie fizycznie Rosjan zatrzymać dawno minęły.
I proszę zapytać samych siebie, czy rzeczywiście polityka Donalda Trumpa jest skierowana na przekonanie Putina, iż każda próba ataku na Europę będzie się wiązać z ostrą odpowiedzią, czy raczej na odwrót. Czy reakcja USA na atak dronów na Polskę stwarza u Rosjan poczucie, że należy się bać tego amerykańskiego potencjału, który może przybyć na pomoc Polsce, czy raczej odwrotnie tworzy nadzieje, że ten potencjał nigdy się nie zaangażuje? Gdyby USA chciały realnie powstrzymać Rosję to ich odpowiedź na podobne prowokację ma być tym bardziej ostra im mniejszy jest ich potencjał w Europie. W ramach tej formuły zdolności+wola polityczna = odstraszanie.
I ja podkreślam, że w tym wypadku nie ma znaczenia co realnie się wydarzy. Może jestem w błędzie i w wypadku rosyjskiego ataku, USA zareagują jak należy i przyszłą tutaj znaczące siły dla wsparcia sojusznika. Ale w odstraszaniu chodzi przecież o to by wojna nie wybuchła. Naszym zadaniem ma być niedopuszczenie do wojny w pierwszej kolejności, a nie jej wygranie, bo cenimy przecież życia swoje i swoich bliskich i piękno tego kraju i sam wybuch wojny wobec tego już jest porażką dla nas. Upadek odstraszania jest porażką. Samo rozlanie się wojny na nas spowodowane przekonaniem przeciwnika o naszej i naszych sojuszników słabości jest porażką.
Gwarancje amerykańskie przestają działać nie w momencie, kiedy Amerykanie się wycofują z Polski czy artykuł 5 przestaje działać. TE GWARANCJE PRZESTAJĄ DZIAŁAĆ W MOMENCIE KIEDY ROSJA PRZESTAJE W NIE WIERZYĆ.