W czasie sobotniego koncertu na PGE Narodowym młody Ukrainiec wymachiwał czarno-czerwoną flagą UPA, którą posługiwali się ukraińscy nacjonaliści, dokonując ludobójstwa na polskiej ludności. To kolejny incydent, w ramach którego w Polsce promowany jest banderyzm. Leszek Miller zwrócił w mediach społecznościowych uwagę, że byłoby to surowo karane, gdyby rządzący nie zablokowali inicjatywy PiS.
- „Projekt ustawy o penalizacji banderyzmu został złożony przez posłów Prawa i Sprawiedliwości pod koniec 2024 roku. Przewidywał nowelizację przepisów dotyczących Instytutu Pamięci Narodowej oraz Kodeksu karnego. Zakładał wprowadzenie kar – do 3 lat pozbawienia wolności – za głoszenie ideologii banderowskiej oraz zaprzeczanie zbrodniom popełnionym przez ukraińskich nacjonalistów, w tym tzw. kłamstwu wołyńskiemu”
- przypomniał.
Niestety, „przeciwko natychmiastowemu procedowaniu ustawy opowiedzieli się posłowie Koalicji Obywatelskiej, Polski 2050, Polskiego Stronnictwa Ludowego, Lewicy, Partii Razem oraz część posłów niezrzeszonych”.
- „Obecnie projekt ustawy nadal znajduje się na etapie prac komisji. Coraz częściej wyraża się obawy, że może on tam utknąć na długi czas, a następnie zostać odrzucony lub zapomniany. Kontrastuje to z działaniami Rady Najwyższej Ukrainy podczas wizyty prezydenta Bronisława Komorowskiego, kiedy to ukraiński parlament w kilka godzin, jednomyślnie przyjął ustawę uznającą członków Ukraińskiej Powstańczej Armii i Organizacji Ukraińskich Nacjonalistów za bohaterów narodowych. W myśl tych przepisów mordercy odpowiedzialni za rzezie Polaków i Żydów zamiast do więzień trafiają na pomniki, a każdy, kto podważa ich udział w zbrodniach, naraża się na karę do 5 lat więzienia”
- zauważa były premier.
- „Obecna polityka Polski, oparta na zasadzie bezwarunkowego wspierania Ukrainy, doprowadziła do sytuacji, w której w sojuszu z Kijowem nasz kraj stał się partnerem słabszym. Owoce tego stanu rzeczy są coraz bardziej gorzkie”
- dodaje.