Jeszcze do wiosny 2024 roku, Rosja była w stanie rekrutować około 30 tysięcy ochotników miesięcznie, tracąc jednocześnie około 20 tysięcy żołnierzy na froncie. Dzięki temu liczebność rosyjskiej armii rosła, choć jej jakość szkoleniowa stopniowo spadała. Majowa ofensywa pod Charkowem przyniosła jednak tak duże straty, że obecnie liczba nowych rekrutów nie pokrywa strat na froncie. Rosja traci więcej żołnierzy niż jest w stanie pozyskać.

Według Szrajka, znaczącym sygnałem kryzysu rekrutacyjnego jest gwałtowny wzrost wynagrodzeń oferowanych nowym ochotnikom. W niektórych regionach Rosji za podpisanie kontraktu z wojskiem oferowane są jednorazowe wypłaty wynoszące od 10 do 19 tysięcy dolarów, co stanowi astronomiczną sumę w rosyjskich realiach. Wzrosły również premie dla lokalnych urzędników za pozyskiwanie nowych rekrutów.

Szrajk przewiduje też, że środki na tak wysokie wynagrodzenia szybko się wyczerpią, zmuszając rosyjski rząd do wprowadzenia kolejnej przymusowej mobilizacji. Choć ta opcja jest bardzo niepopularna wśród Rosjan, wydaje się nieunikniona, biorąc pod uwagę obecną sytuację na froncie. Poprzednie mobilizacje już kosztowały życie wielu żołnierzy, w tym członków "milicji ludowych" z Donbasu oraz więźniów wcielanych do armii w zamian za uchylenie wyroku.