Wokół poseł Kingi Gajewskiej i wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchy wybuchła burza, kiedy media obiegły informacje na temat otrzymywanych przez nich świadczeń na wynajem wspólnego mieszkania. Mimo, że mieszkają razem, dwie dopłaty pobierają osobno. Małżeństwo ma dom pod Warszawą, ale ma on być jeszcze nieukończony. Kolejne kontrowersje wywołały wydatki biur poselskich Gajewskiej i Myrchy. Biuro poseł Gajewskiej zakupiło m.in. robota sprzątającego, a wiceminister Myrcha potrzebował do swojego biura cztery ekspresy do kawy. Wczoraj pojawił się nowy rejestr korzyści poseł Gajewskiej, do którego dopisała ona ręcznie „darowiznę domu w budowie o powierzchni 166 metrów kwadratowych od rodziców (wykazana w oświadczeniach majątkowych złożonych na początek X kadencji Sejmu RP)” oraz „darowiznę od męża – 40 tysięcy złotych”.

Również wczoraj w serwisie „Rzeczpospolitej” pojawił się komentarz red. Tomasza Krzyżaka, który stwierdził, że „Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha kombinują jak typowy Polak”.

- „Posłowie Kinga Gajewska i Arkadiusz Myrcha, pobierając ryczałt na mieszkanie z kasy Sejmu, nie łamią prawa – to zwykłe polskie kombinowanie. Jeśli mamy jednak z tym cwaniactwem kiedyś skończyć, to politycy powinni świecić przykładem. Bo prawo prawem, ale jest jeszcze coś takiego jak przyzwoitość”

- napisał.

Dziś publicysta opublikował kolejny tekst, w którym opowiedział o telefonie, który otrzymał godzinę po wczorajszej publikacji. Kilkukrotnie dodzwonić do niego próbowała się właśnie poseł Gajewska. Później dziennikarz oddzwonił do parlamentarzystki.

- „Będąc w emocjach, używając przy tym słów nieparlamentarnych (na ch... i k...) posłanka Koalicji Obywatelskiej przekonywała mnie, że dom w Błoniu nie nadaje się do zamieszkania, bo gdyby tak było, nie wynajmowałaby mieszkania w stolicy. Dosłownych cytatów przytaczał nie będę, bo się do tego nie nadają. Na koniec pani poseł życzyła mi, by wszystko, co spotkało ją w ostatnich dniach, spotkało także i mnie”

- relacjonuje red. Krzyżak.

- „Potem jeszcze napisała wiadomość, że nie dzwoniła jako posłanka tylko zaszczuwana od dziewięciu dni matka trójki dzieci, których domy i przedszkole są codziennie pokazywane w TV Republika

- dodał.

Zwracając się do posłanki, publicysta zauważył, że wciąż może ona jeszcze udowodnić, że jest tak, jak mówi.

- „Ale zamiast tego kreuje się pani na ofiarę PiS-u i wrednych dziennikarzy, którzy PiS-owi sprzyjają. Rozwiązaniem Pani problemów z takim hejterami jak ja – a takie sformułowanie w naszej rozmowie padło – nie jest dzwonienie do dziennikarza, płacz i przekleństwa”

- napisał.