Sąd Konstytucyjny Rumunii orzekł, że Calin Georgescu nie może startować w ponownie organizowanych wyborach prezydenckich, które mają odbyć się w maju. Jak podaje portal Do Rzeczy, który przeprowadził wywiad z Georg’em Simonem, Georgescu zwyciężył w pierwszej turze, jednak wybory zostały anulowane, co wywołało kontrowersje i protesty polityczne. Simion, który ogłosił swoją kandydaturę, uważa, że jest to celowe działanie rumuńskich elit.
W rozmowie z Do Rzeczy Simion ostro skrytykował decyzję sądu, podkreślając, że jest to przykład manipulacji politycznej. – To pokazało, jak daleko system jest w stanie pójść, by utrzymać kontrolę – powiedział polityk. Według niego wykluczenie Georgescu nie miało podstaw prawnych, lecz było „politycznym manewrem”.
– Chcą utrzymać kontrolę, uciszyć opozycję i pozostać przy władzy. Jednak władza nie należy do nich! Władza należy do ludzi, ale wszyscy musimy być bardzo uważni, gdyż demokracja w Rumunii jest pod ostrzałem – podkreślił.
Simion zwrócił również uwagę na rolę Unii Europejskiej, która – jego zdaniem – ignoruje sytuację w Rumunii. – Ta selektywna demokracja, gdzie niektóre kraje były nękane, a drugie dostawały wolną rękę, osłabia UE – stwierdził. Wskazał także na rosnące zagrożenie autorytaryzmem nie tylko w Rumunii, ale i w całej Europie.
– Kiedy kandydaci są usuwani z wyborów z powodów politycznych, kiedy media są kontrolowane przez niewielką elitę, kiedy wymiar sprawiedliwości używany jest jako polityczna broń – to wszystko oznaki pełzającego autorytaryzmu – ostrzegł polityk.
Jak podkreślił lider AUR, kryzys wyborczy w Rumunii może mieć szersze konsekwencje dla stabilności politycznej w regionie. Pytania o przyszłość demokracji w tym kraju oraz reakcję instytucji międzynarodowych pozostają otwarte, a rozwój wydarzeń będzie bacznie obserwowany zarówno przez opinię publiczną, jak i polityków w Europie.