Papież Benedykt XVI ustąpił z tronu św. Piotra w lutym 2013 roku. Kilka miesięcy później zaczął nawarstwiać się wielki kryzys migracyjny, który wybuchł z wielką siłą na przełomie lata i jesieni 2014 roku. Angela Merkel powiedziała, że Niemcy dadzą radę (Wir schaffen das) - no i się zaczęło, miliony imigrantów ruszyły na Europę. Przychodzą dalej - nawet jeżeli fala napływowa osłabła względem sytuacji sprzed dekady, nadal jest bardzo silna. Tylko w Niemczech w 2024 roku złożono aż 250 tysięcy wniosków o azyl! Co dopiero gdy połączyć to z innymi krajami Europy...
Wielki kryzys migracyjny przypadł na czas rządów papieża Franciszka. Jorge Mario Bergoglio szybko pokazał, co o tym wszystkim myśli. Już w lipcu 2013 roku udał się na włoską wyspę Lampedusa na Morzu Śródziemnym, gdzie wygłosił credo otwartości na przybyszów. Później powtarzał to jeszcze wielokrotnie - choć czasem mówił o konieczności regulacji napływu imigrantów i prawie państw do kreowania odpowiedzialnej polityki w tym zakresie, generalnie jego stanowisko było jednoznacznie promigracyjne.
Wszyscy mieli nadzieję, że to zmieni się wraz z nowym papieżem. Oczywiście, nikt nie oczekiwał od Ojca Świętego wejścia w buty prawicowego europejskiego czy amerykańskiego polityka i formułowania mocnych odezw czy pracy na rzecz budowy murów i zapór. Spodziewano się jednak prostej rzeczy: racjonalności. Niestety, po wystąpieniu Leona XIV z niedzieli 5 października ta nadzieja została dość znacząco zachwiana.
Papież zaczął naprawdę bardzo mocno. Mówił o migracji w kontekście tragedii ludzkiego życia, istnienia zła i cierpienia. Przywołał słowa Benedykta XVI wygłoszone w 2011 roku w Auschwitz. Papież Ratzinger mówił wówczas wprawdzie dość uniwersalnie, niemniej jednak jego katecheza miała określony wymiar: konfrontował się z naprawdę bezbrzeżną nienawiścią, której ten niemiecki obóz jest nieprzemijającym symbolem. Przywoływanie akurat tego w kontekście współczesnej migracji, zwłaszcza tej napływającej do Europy, budzi pewien niesmak; to jakby zupełnie inny poziom problematyki etycznej...
Dobrze jednak, co dalej? Proszę przeczytać, jak Leon scharakteryzował przybyszów. Fakt, że mówi o łodziach, nie pozwala wątpić: chodzi o Europę, nie o Stany Zjednoczone. Zatem: „Łodzie, które mają nadzieję dostrzec bezpieczny port, w którym mogą się zatrzymać, i te oczy pełne niepokoju i nadziei, które szukają stałego lądu, do którego można by przybić, nie mogą i nie powinny spotkać się z chłodem obojętności lub piętnem dyskryminacji!”
Oczy pełne niepokoju i nadziei… Wzruszający, dobitny obraz, wobec którego nikt nie może pozostać obojętny. Cierpiący ludzie patrzą na nas, europejskich chrześcijan i proszą: otwórzcie nam drzwi, pozwólcie nam wytchnąć. Jak moglibyśmy tego nie zrobić i skazać ich na dalszy ból? Nie ma takiej możliwości: musimy pomóc, to nakaz moralności, to nakaz samego Boga.
Problem w tym, że ten obraz jest zwyczajnie nieprawdziwy – albo inaczej, tylko częściowo prawdziwy. Owszem, wśród migrantów, którzy przypływają do Europy, są ludzie naprawdę cierpiący, tacy, którzy uciekają przed wojną, głodem, skrajną biedą, przed prawdziwym prześladowaniem. To także kobiety i dzieci, to także potrzebujący mężczyźni. Jednak w sumie charakterystyka typowego migranta, który przyjeżdża do Europy, jest zupełnie inna: to młody chłopak, na którego zrzuciła się cała rodzina, żeby wyjechał z afrykańskiego albo bliskowschodniego kraju i osiadł w jakimś kraju Unii Europejskiej, otrzymał socjal i sprowadził później całą rodzinę, najczęściej islamską. Tak, oczy tych imigrantów są pełne nadziei – ale często są też pełne niechęci do chrześcijańskiej kultury, pragnienia „łatwego” życia z pomocą państwa, nierzadko niestety również gotowości do popełniania czynów przestępczych. O faktach media informują każdego dnia: nie można o nich zapominać.
Nie o to chodzi, żeby Leon XIV miał zwracać się przeciwko imigrantom. Nie! Musi mówić o tym, co wynika z miłości bliźniego; musi wzywać do miłosierdzia. Nie jest jednak dobrze, kiedy papież prezentuje tylko jedną stronę medalu – mówi o cierpieniu, ale nie wspomina o wielkim oszustwie, masowym przerzucaniu ludzi z Afryki i Bliskiego Wschodu do Europy po prostu dla zysku, wreszcie o wszystkich poważnych problemach społecznych, które z tego wynikają.
W efekcie zamiast rzetelnej chrześcijańskiej analizy problemu otrzymujemy propagandową narrację, której nie mógłby się powstydzić lewicowy polityk.
To nie jest godne Wikariusza Chrystusa, bo buduje jednostronny, zbyt lewicowy obraz rzeczywistości.
Paweł Chmielewski
Autor jest publicystą portalu PCh24.pl