Wiceminister edukacji narodowej Joanna Mucha poinformowała w ub. tygodniu na antenie Radia ZET, że ukraińskie dzieci, które uczęszczają do polskich szkół, będą uczyły się historii na podstawie materiałów przygotowanych przez stronę ukraińską.

- „Strona ukraińska zaoferowała nam, że dla swoich dzieci przygotuje tzw. komponent ukraiński, który będzie obejmował historię, geografię, literaturę. I będą to realizowali we własnym zakresie. Wydaje mi się to bardzo fair ofertą, skorzystają na pewno obie strony”

- powiedziała wiceszefowa MEN.

Na łamach tygodnika „Do Rzeczy” jej oświadczenie komentuje red. Łukasz Warzecha, który jest przekonany, że w praktyce decyzja ta oznacza, iż ukraińskie dzieci w polskich szkołach będą „uczyć się przesiąkniętej ukraińskim nacjonalizmem wersji historii od ukraińskich nauczycieli”. A więc będą nauczani narracji, wedle której „Stepan Bandera i Roman Szuchewycz byli bohaterskimi przywódcami narodu ukraińskiego”, „Polacy Ukraińców uciskali”, a „wydarzenia na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej w roku 1943 były ukraińską reakcją na ten polski ucisk”.

Dziennikarz podkreśla, że decyzja MEN może mieć dramatyczne konsekwencje dla integracji żyjących w naszym kraju Ukraińców.

- „Wprowadzanie do polskich szkół odrębnego ukraińskiego programu nauczania na jakichś dziwacznych, autonomicznych zasadach to proszenie się o problemy, a także ewenement na światową skalę. Tak nie działają systemy edukacji nawet w najbardziej proimigranckich krajach. Nie wiem, czy kierownictwo resortu edukacji w ogóle rozumie konsekwencje własnych decyzji. Bardzo możliwe, że nie”

- pisze publicysta.