1. Wczoraj rozpoczęły się w Brukseli negocjacje dotyczące budżetu UE na lata 2021-2027 i mimo tego, że były zapowiadane nawet na klika dni, wieczorem zostały przerwane bo szefowi Rady Europejskiej Charlesowi Michelowi nie udało się doprowadzić do kompromisu.
Rozbieżności pomiędzy tzw. głównymi płatnikami netto, a beneficjentami netto okazały się tak duże, że mimo zabiegów przewodniczącego RE i jego propozycji kompromisowych, porozumienia jednak nie udało się osiągnąć.
Holandia, Szwecja, Dania i Austria nazywana grupą oszczędnych chce ograniczenia wydatków budżetowych do 1% DNB 27 krajów członkowskich, co oznaczałoby, że trzeba by jeszcze zmniejszyć o 70 mld euro w stosunku do propozycji Komisji Europejskiej.
Z kolei tzw. grupa „Przyjaciół Spójności” do której należą wszystkie kraje przyjęte do UE po roku 2004, a więc 3 kraje nadbałtyckie - Litwa. Łotwa i Estonia, państwa Grupy V4 - Polska, Czechy, Słowacja i Węgry, oraz Rumunia, Bułgaria, Cypr, Malta, Słowenia i przyjęta najpóźniej Chorwacja ale także kraje „starej” Unii: Grecja, Hiszpania, Portugalia i Włochy, zdecydowanie się tym oszczędnościom przeciwstawiają.
Co więcej grupa „Przyjaciół Spójności „ wydała komunikat, w którym podkreślono konieczność utrzymania w przyszłym budżecie UE środków na spójność i rolnictwo przynajmniej na poziomie porównywalnym obecnym 7-letnim budżetem UE.
2. Jak się wydaje kompromis w Radzie w sprawie budżetu jest możliwy ale pod warunkiem, że odejdziemy od negocjacji opartych na konstrukcji płatnicy netto, kontra beneficjenci netto, a weźmiemy także pod uwagę korzyści poszczególnych krajów UE wynikające z uczestnictwa we wspólnym rynku, a także przepływy kapitałowe.
Należy przypomnieć, że jak wynika z danych Eurostatu, płatnicy netto z reguły korzystają mocno z udziału we wspólnym rynku, np. Niemcy wpłacają do budżetu UE składkę w wysokości 0,88% DNB czyli ok. 27 mld euro rocznie, a ich korzyści z udziału we wspólnym rynku są szacowane na 5,22 DNB czyli ok.210 mld euro rocznie, dla Holandii te wskaźniki wynoszą odpowiednio 0,83 DNB czyli 8 mld euro i aż 9,46% DNB czyli 84 mld euro.
Ponadto kraje Europy Zachodniej osiągają inne korzyści z rozszerzenia UE, jedną istotnych o których mało się mówi są dywidendy i odsetki od kapitałów na rachunkach bieżących i depozytów, co oznacza, że np. z Polski wypływa corocznie z tych tytułów około 25 mld euro.
3. Według innych oficjalnych danych od 2010 roku do 2016 roku Węgry, Polska, Czechy i Słowacja otrzymywały z budżetu UE od 2 do 4% swojego PKB, z kolei odpływ dochodów i zysków z tych krajów do Europy Zachodniej wynosił od 4 do 8% PKB, co dobitnie pokazuje, że tak naprawdę biedniejsze kraje Europy Środkowo-Wschodniej były dostarczycielem kapitału do krajów Europy Zachodniej.
Tę niekorzystna sytuację pogłębia jeszcze drenaż mózgów, młodzi ludzie z krajów Europy Środkowo-Wschodniej wykształceni za duże publiczne pieniądze (lekarze, informatycy, inżynierowie) wyjeżdżają do krajów Europy Zachodniej i tam pracują, a ten ogromny transfer bogactwa nie jest odnotowywany w negocjacjach budżetowych, a przecież powinien.
Tylko wzięcie pod uwagę tych wszystkich przepływów (kapitałowych i ludzkich), daje moim zdaniem możliwość racjonalnej rozmowy o kształcie przyszłego budżetu UE i szansę na porozumienie wszystkich krajów członkowskich (wieloletni budżet UE, musi być przyjęty jednomyślnie).
4. Niestety tych argumentów tzw. płatnicy netto nie chcą specjalnie przyjmować, uważając, że skoro kraje Europy Środkowo- Wschodniej są coraz zamożniejsze, powinny otrzymywać mniejsze niż do tej pory pieniądze z UE.
Według ostatnich informacji z Brukseli przewodniczący Rady i Komisja dążąc do kompromisu, zaproponowali nieduże cięcia wydatków, ale jednocześnie zwiększenie środków na politykę spójności i Wspólną Politykę Rolną, kosztem wydatków na obronność, politykę migracyjna i innowacyjność czyli tzw. nowe priorytety UE.
Ale i te propozycje nie zostały przyjęte ostatecznie przez obydwie strony sporu, Rada Europejska będzie miała posiedzenie w marcu i jego porządek ma być uzupełniony o negocjacje budżetowe, do porozumienia jak widać jednak daleko.
Zbigniew Kuźmiuk