Znany działacz homoseksualny Krystian Legierski po blisko 30 latach oskarżył księdza z Koniakowa, o molestowanie, gdy był jeszcze ministrantem.

W dwóch bardzo obszernych wywiadach udzielonych „Dziennikowi” i „Gazecie Wyborczej” Krystian Legierski ze szczegółami opisuje, jak proboszcz jednej z beskidzkich parafii zwabiał chłopców i puszczał im filmy pornograficzne.

Legierski był ministrantem, później odkrył homoseksualizm. Trudno w jakiś sposób nie wiązać molestowania i dalszej aberracji tego mężczyzny. Legierski został wykładowcą gender studies. Prowadził klub gejowski. Był politykiem Zielonych 2004, często gości w mediach.

W wywiadzie przekonuje, że jedyne na czym mu zależy, to aby ksiądz został odsunięty od czynności kapłańskich. Chciałby także aby inni, którzy byli molestowani przez tę samą osobę wyrzucili to z siebie. Sam miał z tym problemy. Raz publicznie cieszył się, gdy podejrzany o pedofilię ksiądz popełnił samobójstwo.

Kościół pochylił się nad sprawą Legierskiego. Jak sam przyznaje został wysłuchany przez przedstawicieli biskupa Diecezji Bielsko-Żywieckiej, a sam biskup diecezji - Roman Pindel odsunął podejrzanego proboszcza od czynności kapłańskich. Po co w takim razie poszkodowany biega po mediach i trąbi o tym w niebogłosy?

Zresztą swoich prawdziwych intencji nie kryje sam zainteresowany. W wywiadzie dla „Gazety Wyborczej” odchodzi bardzo daleko od skandalu seksualnego i zarzuca Kościołowi Katolickiego „pranie mózgów” przez księży: „(…) przyznam, że Kościół swoją polityką daje świetną zachętę, by w jego szeregi przenikali zboczeńcy. Mają gwarancję, że Kościół będzie ich krył, bo ma taką politykę, że tuszuje podobne sprawy. I że wierni staną murem w ich obronie. Swoją drogą, wiedza, jaką księża pozyskują o tym, co ludzie mają w głowie jest po prostu gigantyczna. Myślę, że w ogóle po to przed wiekami wymyślili spowiedź. Nie znajduję innego powodu. Przecież Jezus nie kazał się nikomu spowiadać. To wymysł Kościoła” - uważa.

Potem brnie już w politykę: „Z Kościołem katolickim nie mam nic wspólnego od tamtej pory. Jestem wolny od tego całego szaleństwa, które Kościół katolicki często generuje. Ale na pewno nie jestem niewierzący. Nie jestem zwolennikiem teorii materialistycznej. Oddzielam Kościół od Boga.

Jednak absolutnie nie chciałbym atakować Kościoła czy katolików. Uważam, że jeśli komuś przynależność do Kościoła daje siłę, energię i satysfakcję, to ja tego nie krytykuję. Natomiast rezerwuję sobie prawo do krytyki Kościoła, gdy próbuje swoimi mackami ingerować w moje życie. Nie jest też dla mnie akceptowalne, gdy Kościół próbuje się stawiać jako sumienie moralne Polek i Polaków, zarówno wierzących, jak i niewierzących. To mnie po prostu doprowadza do szału. Nie chcę, żeby w jakikolwiek sposób organizowali mi życie, czy wpływali na władze państwa. Wtedy trafia mnie szlag.To jest jakiś kościelny terror, sadyzm. Mają satysfakcję, że posiedli władzę i mogą ludzi, którzy nie akceptują ich reguł, zmuszać do posłuszeństwa. Pod płaszczykiem swojej rzekomej moralności. Chciałbym, żeby nauczali wiernych w kościołach i byli duszpasterzami tych, którzy ich potrzebują. Jeśli jednak ze swoim wątpliwym duszpasterstwem próbują ingerować w moje życie, to mówię: spadajcie panowie. To jakieś przekleństwo, które wisi nad Polską. Są kraje, gdzie Kościół w ogóle nie miesza się w politykę, a u nas rozdział państwa i Kościoła istnieje tylko teoretycznie” - mówi.

Trzeba być ślepym, aby nie wiązać nagłego coming-out’u jednego z liderów Nowoczesnej i cudownego ozdrowienia pamięci działacza LBGT z krytyką kampanii „Przekażmy sobie znak pokoju” przez Episkopat Polski.

Jeśli Legierskiemu rzeczywiście zależałoby na ukaraniu księdza i oddania sprawiedliwości jemu i molestowanym kolegom, robiłby to dyskretnie i po cichu. Nagłośnienie medialne sprawy ma jednak charakter propagandowy - ukazania Kościoła w złym świetle.

Żeby było jasne w kwestii ewentualnego popełnienia przestępstwa stoję murem za Legierskim. Jeśli okazałoby się, że proboszcz popełniał obrzydliwe czyny wykorzystując swój autorytet wśród lokalnej społeczności, krzywdząc dzieci, które mu powierzono - musi ponieść odpowiedzialność karną i kościelną z wszystkimi konsekwencjami.

Do czasu wyjaśnienia sprawy - działacz LGBT powinien jednak wstrzymać się z tak arbitralnymi ocenami, które nadają jego przypadkowi wydźwięku propagandowego. Dzięki polityce Benedykta XVI i Franciszka może być przecież pewnym, że sprawa nie zostanie zamieciona pod dywan, lecz wyjaśniona do końca, tak jak w innych tego typu przypadkach.

Tomasz Teluk