Sianie zamętu jest zawsze na rękę tym, którzy mają podejrzane intencje
Nie wiem, o czym w polskich rodzinach rozmawiano przy wigilijnych i świątecznych stołach. Daj Boże, że o Bogu, który stał się człowiekiem. To chyba najbezpieczniejszy z tematów. Polityki lepiej było nie ruszać, bo to ostatnio niebezpieczne. Nawet wyrażenie radości z powodu zapowiadanych pięciuset złotych na dziecko czy darmowych leków dla seniorów mogło być ryzykowne. Znam konkretne przypadki, gdy obawa przed agresją tzw. obrońców demokracji wypędzała normalnych ludzi od wigilijnego stołu na ulice. Albo inne historie z zakładów pracy, w których przed tradycyjnym opłatkiem szef proponował pracownikom, aby przypięli sobie znaczki z napisem: „Jestem Polakiem gorszego sortu”. Kto nie przypiął, ten już poczuł, że jest „gorszym” pracownikiem i skutki tego niebawem odczuje. Nie tylko w nienawistnych spojrzeniach.
Sytuacja, która zaistniała w Polsce na przełomie 2015 i 2016 roku, pod wieloma względami przypomina tę z okresu Sejmu Wielkiego (1788-1792). Analogii jest wiele, począwszy od tego, że Konstytucja 3 maja, którą się tak bardzo chlubimy, została uchwalona fortelem, pod nieobecność w Warszawie jej przeciwników, którzy nie zdążyli wrócić z przerwy świątecznej. Poprzez fakt, że i wówczas wielu parlamentarzystów reprezentowało wcale nie polskie interesy. Wreszcie przez obawy, czy tym razem zdążymy z reformą państwa, zanim nam sąsiedzi przeszkodzą. Aż po zamęt utrudniający rozeznanie, kto jest patriotą, a kto zdrajcą – bo i dzisiaj nie brakuje przecież historyków, którzy słuszność przyznają konfederacji targowickiej, a nie barskiej. W tamtych czasach nawet król się pogubił w ocenach.
Tego, gdzie dzisiaj jest prawda, a gdzie fałsz, przeciętny człowiek nie dowie się z największych na polskim rynku mediów. Skala uprawianej tam propagandy i manipulacji przekracza granice przyzwoitości. – Oglądanie tego, co my pokazujemy, uwłaczałoby mojej inteligencji – przyznała mi niedawno z wyższością jedna z dziennikarek TVN, która chlubi się tym, że nie ma w domu telewizora. Nie da się przecież uwierzyć, że ci, którzy przytaczają słowa prezesa PiS o ludziach „najgorszego sortu”, donoszących obcym na Polskę, czy o relacji między AK i gestapo, nie znali ich kontekstu. Z tego kontekstu je wycinają dla własnych potrzeb. Nie liczy się prawda, tylko szczucie ludzi na siebie. „Wyborcza” nie oszczędziła nawet wigilii Bożego Narodzenia, dołączając tego właśnie dnia plakietkę do umieszczenia na ubraniu – z logo „obrońców demokracji”. W sam raz, żeby skłócić ludzi przy rodzinnej wieczerzy.
Ta sama gazeta, która przy okazji sporów o genderowską konwencję, pigułkę wczesnoporonną bez recepty, związki partnerskie czy zapłodnienie in vitro oskarżała Kościół o wtrącanie się do polityki, teraz żąda od biskupów, żeby wkroczyli w czysto partyjny spór o kształt Trybunału Konstytucyjnego. Kościół, który w czysto politycznym sporze zająłby stanowisko „Gazety”, nie naruszyłby wcale zasad rozdziału od państwa, a kiedy zgodnie ze swoim powołaniem bronił tego, co święte, już takie zasady naruszał. Całkowicie apolityczni i obiektywni są według tego myślenia księża idący w politycznych marszach i dziennikarze przemawiający na politycznych wiecach – byle tych właściwych.
Sianie zamętu jest zawsze na rękę tym, którzy mają podejrzane intencje. Stąd pokrętne straszenie powrotem do komuny, jaki miałyby nam zafundować właśnie te ugrupowania, które chcą definitywnie zerwać z postkomuną w Polsce i okrągłostołowym układem. Stąd dziwne zachowanie części sędziów Trybunału Konstytucyjnego, którzy wzięli udział w pisaniu na polityczne zlecenie ustaw niezgodnych z konstytucją, a teraz wykraczają w swoim orzecznictwie poza przysługujące im kompetencje. Partia, która pilnuje interesów obcych banków i hipermarketów, dziwnym trafem zyskuje coraz większe poparcie w sondażach wśród „zwykłych” Polaków. Na ulicach mamy ostatnio cykliczne już manifestacje „obrońców demokracji”, którzy w ten sposób kwestionują jak najbardziej demokratyczny wybór obywateli. W dodatku chodzi o wybór dokonany zaledwie przed trzema miesiącami.
Można by powiedzieć, że uczestniczymy właśnie w karnawałowym balu przebierańców, w którym nikt nie jest tym, kim jest, a słowa nie znaczą tego, co znaczą. Ale to nie jest bal. Tu rozgrywa się przyszłość Polski i polskich rodzin. Życzę Polsce i Polakom, żeby tym razem nam się udało. I życzę w nowym roku samodzielności w myśleniu, żebyśmy nie dali się nabrać na maski „obrońców demokracji” wbrew normalnej demokracji.
ks. Henryk Zieliński Idziemy nr 1 (535), 1-3 stycznia 2016 r.