Myślałem, że „Nowa Wspaniała Fronda” sprawi mi intelektualną i estetyczną ucztę. Miałem nawet nadzieję, że ukaże się moim oczom post-fronda, czyli pismo w formie i treści nawiązujące do tej pierwszej spod znaku Górny-Smoczyński. Choć oczywiście było to tylko chwilowe marzenie. Ale jednak! Czytając pierwsze numery "Frondy" czytelnik chłonął każdą stronę pisma. Intelekt przyjmował odkrywcze idee. Była to nowa rzeczywistość, która otwierała nieznane światy. To był boom intelektualny, świadomość, że rozpoczyna się debata o naszym życiu, naszych marzeniach i naszej religijności. I co ważne, każdy numer powodował dyskusje, katastrofy starych przyzwyczajeń i zastanych form, wypełniał pustkę intelektualną i kulturową. I najważniejsze: formował dusze, umysł i ciało. To było bezcenne i jak widać już chyba nie do powtórzenia.

Kwartalnik „Fronda” nr 68, pismo hipsterskie (taki jest oficjalny lans na „dzielni”) jest ciekawy w swojej nowości. Rozbawia czytelnika, ale nie powoduje dreszczy emocjonalnych i intelektualnych. Czyta się je gładko i prędko. Największym zaskoczeniem są dla mnie tzw. „tematy numeru”, czyli: „Manifest Disco Prawicy”, „Analiza krytycznoliteracka wczesnej twórczości Bayer Ful”, czy wywiady z gwiazdą disco-polo Shine i raperem Eldo. Co chciała tymi tematami przekazać Redakcja? Tego nie wiem, choć mogę się domyśleć, że chodzi o pewną postnowoczesną i postkulturową prowokację. Mnie to nie przekonało, może dlatego, że z wiekiem robię się osobą konserwatywną (w preferencjach czytelniczych, jak również kulturowych). Z komentarzy od redakcyjnych słyszałem, że ma to być pismo dla młodych. I tak chyba rzeczywiście to wygląda. Nie należy zatem doszukiwać się w tym numerze i w tej nowej odsłonie kwartalnika, powrotu do źródła czy do wypracowanej kiedyś tam estetyki. To naprawdę jest coś nowego!

Osobiście z wielką satysfakcją przeczytałem niektóre artykuły, które połaskotały mój starofrondowy intelekt. To naprawdę interesujący wywiad z angielskim chuliganem Cassem Pennantem („Ta gra należy do nas”), świetny tekst o Gombrowiczu, pióra Krzysztofa Koehlera („Nuda. Nuda. Co dalej”), wywiad z Martą Wyką, czy tekst naszego redakcyjnego kolegi Tomasza Rowińskiego („Myślisz „lewica chrześcijańska?” Nic nie myślisz”) czy odkrywczy i metafizyczny tekst o Bachu („Bach i chwała”). Powiało wspomnieniami, i wyedukowało braki.

Ogólnie ciężko powiedzieć, czy Nowa Fronda rozgrzeje serca czytelnicze. Choć redaktor naczelny nowej Frondy, Mateusz Matyszkowicz pisze we wstępniaku: „Nowa Wspaniała Fronda szuka tam, gdzie nikt nie szukał, dociera do ludzi, którym nikt mówić dotąd nie pozwolił. Jeśli boli cię, że media stały się zbyt proste i zbyt głupie, jeśli nie ma w nich miejsca ani na wielki esej, ani okrutne jajo, to zamiast wydawać z siebie sążniste analizy na temat upadku rynku prasy, zamiast dokonywać samospaleń i efektownych autokastracji, rób, pisz, wydawaj to, co chciałbyś sam przeczytać (…) Czego od Was chcemy? Żebyście chodzili do kościoła, płodzili dzieci, ginęli w powstaniach i czytali dobrą literaturę. A przy tym pozostali tymi, których stworzył Bóg w nieogarnionej wyobraźni swojej, a matka wydała na świat i kogo żadna ciotka nie zdołała upupić. Tradsem, neonem lub żulem spod sklepu. Nie chcemy być Waszą ciotką, ale Waszą Frondą”. Słuszny apel ale chyba nie dla czytelnika uformowanego przez pierwszą(Górny-Smoczyński), drugą (Horodniczy) czy trzecią (Górny-Terlikowski) Frondę. To zupełnie inne światy i zupełnie inna droga. Czy właściwa. Tego nie da się powiedzieć po tym pierwszym numerze „Nowej Wspaniałej Frondy”. Ale wszystko jest kwestią smaku i … przypraw!

Sebastian Moryń


Kwartalnik FRONDA 68 Lux/Wydawnictwo FRONDA 201 3