Wielu dziś cieszy się, że po raz pierwszy po 1989 roku w sejmie nie będzie partii lewicy (choć to jeszcze nie jest do końca przesądzone). Ale zakładając, że tak się stanie, czy to zwycięstwo prawej strony w dłuższej perspektywie czasu nie okazałoby się krótkotrwałe i de facto pyrrusowe?
Miesiąc temu nikt nie wiedział, kim jest Adrian Zandberg. No, może prawie nikt. Wiedzieli najbliżsi współpracownicy, wiedziała Partia Razem, wiedział drobny elektorat skrajnej lewicy. Wiedział też Adam Michnik i środowisko "Gazety Wyborczej", na co jasno wskazuje promocja jaką Zandberg zebrał w tym medium po debacie liderów. A i przecież wcześniej w danych czasach opisywany był w "Wyborczej" jako wybraniec i nowa nadzieja socjalizmu, kiedy kilkanaście lat temu będąc jeszcze czerwonym szkrabem, pisał teksty dla Michnika razem z Jackiem Kuroniem. Ten ostatni przekonywał wtedy, że to właśnie Zandberg i jemu podobni są nową nadzieją dla Polski.
Minęły lata, lata rządów PiS, a potem oczywiście Platformy. W tym czasie lewica po latach zawirowań i coraz większych słabości doczekała ostatecznego upadku. Dawne lata potęgi SLD dziś dostrzec można tylko we łzach nostalgii tworzących się w kącikach oczu Aleksandra Kwaśniewskiego komentującego w telewizji wyniki wyborów. Leszkowi Millerowi przez gardło pewnie nie przeszłyby teraz słowa o tym, że "prawdziwego mężczyznę poznaje się nie po tym, jak zaczyna, ale jak kończy". Barbara Nowacka miała być wybawieniem, ale wraz z resztą polityków z Ruchu Palikota okazała się być tylko gwoździem do trumny dla Zjednoczonej Lewicy. Sojusz postkomunistycznych lewicowców z populistami i antyklerykałami okazał się fiaskiem. PiS wygrało wybory, lewej strony może nie być w sejmie. Zwycięstwo. Doprawdy?
Natura pokazała nie raz (zwłaszcza w życiu politycznym), że nie znosi próżni, a w społeczeństwie zawsze będą obecne różne idee. Gdyby "Zlew" faktycznie nie przekroczył progu wyborczego nie oznaczałoby to, że lewicowy elektorat przestanie istnieć. Po prawdopodobnym oficjalnym upadku SLD i Palikota będzie musiał jednak przenieść się gdzie indziej. A w polskiej polityce jedynym pozostałym bastionem lewicy będzie Razem. Bastionem doprawdy złowrogim, na którego basztach powiewają krwisto czerwone flagi, a na ścianach wiszą portrety Marksa i Engelsa. Jeżeli Palikot i Miller nie utrzymają swoich obozów, a jest to bardzo prawdopodobne, a nie powstanie żadne inne lewicowe ugrupowanie, Razem pozostanie dla lewej strony barykady jedyną alternatywą. I zacznie rosnąć w siłę.
Stanie się tak z powodu przekroczenia progu 3% przez partię Zandberga, co zapewni Razem zwrot kosztów kampanii i naprawdę mocny fundament pod dalszą budowę partii, która dążyć będzie do zaaplikowania Rzeczypospolitej realnego socjalizmu, obdarcia Białego Orła z korony i umieszczenia w jego szponach sierpa i młota. To jasno wynika z pobieżnego choćby spojrzenia na program Razem. Kto nie był na tyle naiwny, by uznać, że Zandberg wygrał debatę liderów tylko dlatego, że wygłaszał zdania podrzędnie złożone i zadał sobie minimum trudu, by wejść na stronę Razem, albo po prostu uważniej wsłuchać się w słowa lidera, z miejsca powinien zauważyć, że to ugrupowanie proponuje rozwiązania skrajnie lewicowe z redystrybucją dóbr i gigantycznymi podatkami dla najbogatszych na czele. Mami wyborców pozorną świadomością ekonomiczną, lecz w istocie proponuje rozwiązania rodem ze starego dobrego systemu. Jak te rozwiązania się sprawdziły, wszyscy pamiętamy.
Tym niemniej Razem może urosnąć, jeżeli wzmocnione o środki z budżetu będzie dalej prowadzić skuteczną i przemyślaną strategię rozwoju. Ta bowiem była naprawdę wyjątkowa wśród komitetów w tej kampanii. Razem było cichym graczem, spokojnie i powoli rozstawiającym sieci, by w finale uderzyć i (z pomocą mediów) zgarnąć sporą falę śniętych ryb. Działacze partii musieli być świetnie zorganizowani, skoro legitymując się początkowo nijakim poparciem, zebrali podpisy pozwalające na wystawienie listy krajowej. Zandberg w debacie przyjął niesłychanie skuteczną taktykę spokojnego odpowiadania na pytania i ubierania swoich myśli w ładne słowa, co zwiodło wielu wyborców, tworząc wrażenie człowieka rozsądnego i posiadającego rozległą wiedzę. Tę ostatnią zresztą Zandberg i jemu podobni niewątpliwie mają. Wiedzą jak działa poliyka, jak działa psychologia. Wydaje im się też, że posiadają remedium na gospodarkę w postaci powrotu do dziewiętnastowiecznych komunistycznych haseł. Postulowana przez nich polityka jest nierealna, ale zwiedli już tysiące słodką muzyką niczym grajek z baśni braci Grimm. Czy zwiodą miliony?
Obserwacja wyników wyborów wśród najmłodszych wyborców wskazuje, że osoby z grupy 18-29 lat są bardziej skłonni do opowiadania się za radykalnymi rozwiązaniami. W tej grupie wygrało co prawda PiS z wynikiem przekraczającym 26%, ale drugi był Kukiz'15 z ponad 20% poparcia, a trzecia partia KORWIN z niespełna 17%. PO miało niski wynik na poziomie 14%. Lewica i PSL przepadły. Niby wszystko super, znów triumf prawicy. Ale Razem w tej grupie przekroczyło próg 5%, a pamiętajmy, że pojawiło się naprawdę niedawno. Poza tym frekwencja wśród młodzieży wyniosła zaledwie 43%, co oznacza że jest wiele elektoratu do zagospodarowania. Nie wszyscy muszą okazać się zwolennikami idei konserwatywnych i konserwatywno-liberalnych. Słodka demagogia socjalistów wieszcząca świat równości i sprawiedliwego podziału dóbr może okazać się kusząca dla wielu. Bo skoro skusiła poprzednie pokolenia, to czemu nie miałoby się to stać ponownie?
Czy tak się stanie? A może Razem po prostu przehula miliony uzyskane z budżetu i dokona podziału dóbr we własnym gronie i na tym się skończy kariera Zandberga zainicjonwana z okrzykiem radości z nadejścia lewicowego Mesjasza przez "Wyborczą"? Nie można wykluczyć i tego scenariusza, ale wydaje się zdecydowanie mniej prawdopodobny. Ugrupowanie, które jest tak dobrze zorganizowane, nastawione na realizację idei i które osiągnęło tak wielki sukces, nie odpuści. Tym bardziej jeśli będzie wspierane przez media, a nie ukrywajmy, Michnik musi teraz postawić na nowego konia, z pewnością zauważył bowiem, że Platforma (i tak popierana przez lata bardziej jako AntyPiS) już się wypaliła. A jakiż koń mógłby być lepszy niż ten z własnej stadniny?
Tak jak ugodzony niedźwiedź staje się bardziej agresywny i zaczyna wściekle atakować, tak też "Gazeta Wyborcza" i pokrewne jej środowiska uderzą na nowo. Ale myli się ten, kto spodziewa się szału i amoku. Można przypuszczać, że po początkowej histerii związanej z upadkiem Platformy nastąpi spokojne przewartościowanie i przygotowanie nowej taktyki. A wtedy drapieżnik zaczai się i będzie czekał na dogodny moment, by zaatakować. Ten moment może nastąpić za cztery lata. Cztery lata budowania mocnej pozycji Razem w społecznej świadomości i przekonywania młodych, że socjalizm jest fajniejszy niż konserwatywny liberalizm.
Może więc lepiej byłoby, gdyby Lewica dostała się do sejmu, a lewicowy elektorat pozostał tam gdzie jest i nie tworzył się przyczynek do jego rozbudowy, a równowaga mocy zostałaby zachowana? Być może. Teraz rządzić będzie PiS, ale nowe czasy nadejdą. Pytanie tylko - czy skrajna lewica bardzo urośnie w siłę, czy też gwardia starych dobrych znanych nam Sithów wciąż będzie rozmiękczać lewicowy elektorat? Pozostaje nadzieja, by prawica do tego czasu przygotowała się na tyle dobrze (choćby przez kadencję rozsądnych, daj Boże, rządów), by odeprzeć atak złowrogiego imperium.
MW