Polacy są ludźmi otwartymi i życzliwymi dla innych narodów, nawet dla takich, które wyrządziły nam wiele krzywd (jak Niemcy i Rosjanie). Uczestnictwo w Unii Europejskiej czyni w sposób automatyczny innych członków tej struktury naszymi sojusznikami. Tak sposób myślenia wymaga jednak wzajemności. A tej wzajemności nie ma. Silniejsze od Polski kraje Unii, jak Niemcy czy Francja próbują traktować nas jako państwo drugiej kategorii. W ostatnich latach mieliśmy sporo przykładów takiego postępowania, teraz jednak doszliśmy do ściany. Pomysł, aby uzależnić wypłatę dotacji unijnych Polsce i Węgrom od przestrzegania tzw. zasad praworządności (ocenianych przez grupę urzędników Komisji Europejskiej) to próba uczynienia z tych krajów terytoriów zależnych wprost od Brukseli. A tak naprawdę jest to próba mocnego uzależnienia nas od Niemców, którzy coraz mocniej i bezczelniej rozpychają się w Unii Europejskiej.


      Polska i Polacy całkiem niedawno mieli do czynienia z niemieckimi rządami na naszych ziemiach. Niemcy  podczas II wojny światowej dokonali nieprawdopodobnych zbrodni wobec Polaków: wymordowali blisko sześć milionów  naszych obywateli, wywozili miliony Polaków na roboty przymusowe w głąb Rzeszy (gdzie byli zazwyczaj traktowani gorzej niż zwierzęta), terroryzowali i poniżali naszych  rodaków, więzili ich i torturowali w obozach koncentracyjnych i gestapowskich oraz policyjnych kazamatach,  zniszczyli setki polskich miast i tysiące wsi, zrabowali nasze skarby narodowe, dzieła sztuki, aktywa bankowe, zakłady przemysłowe, wywieźli do Rzeszy w celu zniemczenia 200 tysięcy polskich dzieci, celowo spalili wiele polskich zabytków, skarbów kultury, największe archiwa i biblioteki. Te zbrodnie nigdy nie zostały odpowiednio ukarane.  Tylko nieliczni zbrodniarze stanęli przed sądami Republiki Federalnej Niemiec, gdzie zapadały zazwyczaj niewielkie wyroki, egzekwowane jedynie w małej części. Mordercy wielu tysięcy ludzi wychodzili zza krat po kilku latach ze względu na stan zdrowia. Zrabowane dzieła sztuki i archiwalia pozostają nadal w zbiorach niemieckich, a polskie apele o ich zwrot kwitowane są bezczelnymi i cynicznym odpowiedziami. Polacy, którym bestialstwo niemieckich żołnierzy, policjantów i urzędników odebrało zdrowie i mienie, nie dostali żadnych odszkodowań lub uzyskali odszkodowania w wymiarze tylko symbolicznym (polscy więźniowie niemieckich obozów koncentracyjnych). Polska w praktyce nie dostała prawie żadnych rekompensat od Niemiec ani za straty materialne (głównie w wyniku rabunku na gigantyczną skalę i celowych zniszczeń), ani za straty moralne, ani za wymordowanie milionów obywateli polskich oraz za darmową przymusową pracę milionów Polaków.

     Można było mieć nadzieję, że po tym wszystkim nasi zachodni sąsiedzi zmądrzeją i zrozumieją, że z sąsiadami trzeba mieć dobre relacje. Niestety Polska jest traktowana przez Niemcy wyłącznie jaki neokolonialny rynek zbytu. Kilka naszych krajowych gałęzi przemysłu (cukrowniczy, elektroniczny, część przemysłu chemicznego) zostało celowo zniszczonych za berlińskie pieniądze, aby nie stanowiły konkurencji dla gospodarki niemieckiej. Niemcy inwestują w Polsce jedynie w nisko rozwinięte dziedziny przemysłu i starając się wywieźć znad Wisły jak najwyższe dochody bez względu na koszty społeczne i ekologiczne. Niemieckie aspiracje do stopniowego odzyskiwania Ziem Zachodnich i Północnych realizowane są poprzez lansowanie w Polsce zasad wielokulturowości i własnej wersji historii tych ziem. Podporządkowaniu politycznemu Polski służy też wybudowany (wraz z Rosją) na dnie Bałtyku gazociąg (Nord Stream), który umożliwia szantaż energetyczny naszego kraju. Elity polityczne Niemiec brutalnie ingerują w polskie sprawy wewnętrzne, wykorzystując do tego instytucje Unii Europejskiej.

     Obecne wykorzystanie przez Niemców swojego przewodnictwa w Unii do zmontowania systemu szantażowania Polski i Węgier powinno stać się momentem zwrotnym w naszych relacjach z sąsiadem zza Odry. Trzeba powoli wprowadzić szereg mechanizmów ograniczających niemiecką eksploatację naszego kraju. Wystarczy zresztą zastosować metody realizowane przez całe lata w Republice Federalnej Niemiec. Pomimo przynależności tego kraju do Unii, w praktyce niemożliwe jest wygranie w nim jakiegokolwiek przetargu przez firmę nieniemiecką. Urzędnik, który pozwoliłby na to, straciłby szybko swoje stanowisko. Oczywiście po cichu i pod jakimś pretekstem, bo Niemcy oficjalnie i głośno mówią o równości, dostępie do rynku etc. Wydaje się, że zastosowanie podobnej metody w Polsce wobec firm niemieckich przyniosłoby dobre efekty. Niech wykorzystują swoje moce przerobowe w Rosji. Może to być sprawdzian sprawności ich firm - tam to dopiero trzeba mieć umiejętności i zdrowie, żeby inwestować! Trzeba też schłodzić retorykę mówiąca o sojuszu i dobrosąsiedzkich relacjach. To są kłamstwa, które niczego Polsce nie przyniosą.

 

A tak naprawdę chodzi o podporządkowanie naszych krajów Niemcom. Nasi sąsiedzi zza Odry Polską i Polakami zwyczajnie pogardzają.

 

Wojciech Polak