Jak czytamy, publiczne wypowiedzi przywódców Francji i Wielkiej Brytanii dotyczące potencjalnej misji wojskowej są celowo niejednoznaczne. Mówi się o rozmieszczeniu wojsk "gdzieś wzdłuż Dniepru, z dala od linii frontu" lub nawet "w jednym z sąsiednich krajów". Takie sformułowania sugerują unikanie bezpośredniego kontaktu z siłami rosyjskimi. Amerykański generał Ben Hodges z kolei ironicznie komentuje: "Warto by najpierw dobrze zrozumieć cel misji, by określić, co będzie potrzebne do jej przeprowadzenia".​

Rokita podkreśla, że europejskie armie borykają się z niedoborem personelu, sprzętu oraz amunicji. Przykładowo, brytyjska armia już rok temu była ostrzegana o niewystarczających zasobach do wypełnienia zobowiązań NATO. Podobne problemy dotyczą innych krajów europejskich, w tym Polski, której zdolność do prowadzenia działań obronnych oceniana jest na tydzień lub dwa.​

Największym zmartwieniem europejskich liderów jest zdecydowany sprzeciw Moskwy wobec obecności wojsk NATO na Ukrainie. Rokita zauważa, że przywódcy muszą teraz zmierzyć się z pytaniem: "Co będzie, jeśli Moskale zaatakują europejskie siły?" Dylemat ten stawia pod znakiem zapytania gotowość Europy do podjęcia ryzyka bezpośredniego starcia z Rosją.​

Analiza Jana Rokity ukazuje, że pomimo początkowych ambitnych deklaracji, Europa nie jest przygotowana na realizację misji wojskowej na Ukrainie. Brak zasobów, wsparcia ze strony USA oraz obawy przed eskalacją konfliktu sprawiają, że inicjatywa ta pozostaje w sferze deklaracji, nie znajdując odzwierciedlenia w konkretnych działaniach.​