Fronda.pl: Wręcz miażdżące zwycięstwo laburzystów z przewagą niemal 300 mandatów w nowym parlamencie nad torysami i powrót do władzy Partii Pracy po długich 14 latach. Te wyniki to bardziej sukces laburzystów czy klęska Partii Konserwatywnej? Utrata aż blisko 250 mandatów przez torysów robi wrażenie. W czym upatruje Pan głównych przyczyn takiego stanu rzeczy?

Ryszard Czarnecki (urodzony w Londynie były wiceprzewodniczący Parlamentu Europejskiego): Trzeba powiedzieć wprost, że ten wynik jest efektem rozbicia prawej strony sceny politycznej. Jeżeli bowiem zsumowalibyśmy procentowe poparcie, jakie w tych wyborach uzyskali torysi [Partia Konserwatywna - red.] oraz ugrupowanie Nigela Farage’a - to będzie to wyższy wynik aniżeli ten uzyskany przez zwycięskich ostatecznie laburzystów [Partia Pracy - red.]. Co więcej przewaga partii konserwatywnych nad laburzystami, podobnie jak w wyborach z 2017 roku, również teraz wynosi nieco ponad 4 proc. W związku z tymi faktami należy uznać, że to właśnie podział na prawicy jest jedną z trzech głównych przyczyn wyborczego zwycięstwa Partii Pracy. Gdyby bowiem tego podziału nie było, torysi utrzymaliby stery rządów. 

Kolejną z tych przyczyn jest postać absolutnie niecharyzmatycznego premiera Rishiego Sunaka, który nie był w stanie poprowadzić do zwycięstwa konserwatystów. Zresztą dość powiedzieć, że mandatu nie uzyskała w tych wyborach nawet była premier Wielkiej Brytanii Liz Truss.

Natomiast jako trzecią z przyczyn należy wymienić też jednak pewne odejście od wartości konserwatywnych w obozie torysów. W efekcie istotna część wyborców Partii Konserwatywnej, która nie zaakceptowała tego, że formacja ta postanowiła płynąć z prądem, choćby w kwestii spraw obyczajowych, została w domach, a część zagłosowała na ugrupowanie Nigela Farage’a.

Do Izby Gmin wejdzie ze swoją formacją Nigel Farage. Poparcie na poziomie ponad 14 proc. to zaledwie niespełna 10 proc. mniej od torysów. A przecież w niektórych okręgach 2 miejsce tuż za Partią Pracy. Czy Farage wraz ze swoim ugrupowaniem będzie teraz na prawicy rósł w najbliższych latach kosztem nieco wypalonych 14-letnimi rządami torysów?

Wejście Farage’a do parlamentu po siedmiu wcześniejszych nieudanych próbach, jest z pewnością fatalną wiadomością dla torysów. W odróżnieniu bowiem od wspomnianego premiera Sunaka, Nigel Farage jest politykiem niezwykle charyzmatycznym. Wygląda też na to, że Farage potrafił trafnie odczytać nastroje społeczne w Wielkiej Brytanii. Należy podkreślić, że jest on również świetnym oratorem. Jego przemówienia w brytyjskim parlamencie będą niewątpliwie bardzo nośne. W związku z tym wielu Brytyjczyków sympatyzujących z obozem torysów uważa, że odpowiedzią a zarazem pewną nadzieją dla Partii Konserwatywnej mógłby być w powrót byłego premiera Borisa Johnsona na stanowisko lidera tej formacji. Wydaje się jednak, że charyzma Nigela Farage’a może mu pomóc w uczynieniu swej formacji trwałym elementem na scenie politycznej w Wielkiej Brytanii.

Wielu komentatorów podkreśla, że retoryka Partii Pracy będzie bardziej wspierająca dla bliższych relacji Wielkiej Brytanii z Unią Europejską. Czego możemy spodziewać się zarówno dla Polski, jak i dla Europy po rządach laburzystów, a w wymiarze personalnym - po polityku pokroju Keira Starmera na stanowisku szefa brytyjskiego rządu?

Pół żartem, pół serio można pokusić się o stwierdzenie, że po raz pierwszy w historii o wynikach wyborów parlamentarnych w Wielkiej Brytanii przesądziła Polska. Przypomnę bowiem, że już wiele miesięcy temu obecny szef zwycięskiej Partii Pracy Keir Starmer, na potrzeby kampanii wyborczej szermował argumentem, że w 2030 roku gospodarka brytyjska zostanie prześcignięta przez gospodarkę polską. Chciał w ten sposób pokazać, jak bardzo złe są dla Wielkiej Brytanii rządy torysów, skoro gospodarka kraju, z którego jeszcze jakiś czas temu ludzie masowo wyjeżdżali do pracy na Wyspy Brytyjskie, za chwilę może wyprzedzić gospodarkę brytyjską. Zabieg ten okazał się być dość chwytliwym.

Należy jednak też zarazem podkreślić, że lider Partii Pracy jest kompletnie pozbawiony charyzmy. Wydaje się bowiem, że główną zasługą Starmera jest to, iż cierpliwie czekał aż torysi się wywrócą. No i się doczekał. Zmęczenie społeczeństwa 14-letnimi rządami obozu konserwatywnego też zrobiło swoje. Na pewno jednak Keira Starmera będzie teraz nieść to, że jest to największe wyborcze zwycięstwo laburzystów od 1997 roku. Jednak powiedzmy sobie szczerze, że jeśli chodzi o charyzmę czy sztukę oratorską to Starmera od choćby Tonyego Blaira dzieli prawdziwa przepaść. Zresztą dla mnie osobiście Blair  był jednym z najlepszych mówców w Europie na przestrzeni ostatnich trzech dekad.

Natomiast w kontekście stosunków z Polską musimy mieć na uwadze, że w Wielkiej Brytanii oficjalnie żyje milion, a według szacunków nieoficjalnych nawet 1,5 miliona Polaków, dzięki czemu mamy tam olbrzymi zbyt polskich towarów, głównie spożywczych, ale nie tylko. Polacy są w Wielkiej Brytanii największą mniejszością narodową, o czym nie wolno brytyjskim politykom i kolejnym rządom w tym kraju zapominać.

Natomiast jeśli chodzi o kwestie relacji z Unią Europejską to rząd stworzony przez laburzystów będzie z pewnością bardziej prounijny aniżeli wcześniejszy rząd torysów. W warstwie retorycznej zapewne będziemy świadkami zauważalnych zmian w porównaniu z poprzednia ekipą rządzącą na Wyspach. Nie miejmy natomiast złudzeń, że w realnej polityce rząd Starmera odstąpi od twardej obrony interesów brytyjskich, również w relacjach z Brukselą. 

Oprócz torysów bolesnej porażki doznała również Szkocka Partia Narodowa, która utraciła 38 mandatów i będzie teraz miała zaledwie 9 miejsc w Izbie Gmin. Czy ten wynik ucina, przynajmniej na najbliższe lata, dywagacje o ewentualnym oderwaniu się Szkocji od Królestwa?

Wydaje się, że ta formacja swój okres świetności, przynajmniej na przestrzeni najbliższej dekady, ma już za sobą. Nie ulega więc wątpliwości, że Wielka Brytania nadal będzie Wielką Brytanią - nie tylko z nazwy. Uważam zresztą, przy całym szacunku dla Szkotów oraz ich dążeń, że w kontekście obecnej sytuacji geopolitycznej na świecie, integracja terytorialna jednego z najważniejszych państw członkowskich NATO jest rzeczą dobrą.

Wybory z 4 lipca to również najniższa od 1885 roku frekwencja. W czym upatrywać przyczyn tego załamania frekwencyjnego w brytyjskim społeczeństwie?

Myślę, że wspomniane zmęczenie społeczeństwa brytyjskiego kilkunastoletnimi rządami torysów w połączeniu z również wspomnianym brakiem charyzmy premiera Rishiego Sunaka - zapewniły co prawda wyraźne zwycięstwo Partii Pracy, ale jednocześnie nie  wykreowały frekwencji wyborczej na odpowiednio wysokim poziomie.

Bardzo dziękuję za rozmowę.