"Od lat ci, którzy obrywają na ulicy, narzekają na niepohamowaną przemoc. Czy ich obawy są traktowane poważnie? Zbyt często nie są. Kiedy w końcu coś się wydarza, często mamy do czynienia zaledwie z reakcją, jak rok temu, gdy doszło do eskalacji przemocy w Berlinie. A rok później przygnębiające debaty się powtarzają. A może mogłoby być tak: Jeśli coś się dzieje, należy to także wyraźnie nazwać. Bez zahamowań i bez przesady. Bez unikania badania przyczyn. Dla berlińskiego Senatu kierowanego przez CDU sylwester  i dni, które nastąpią po nim, będą dniami próby. Nie może być żadnej ciemnej plamy, aby nie „lać wody na młyn AfD". Bo w przeciwnym razie to właśnie ta ciemna plama będzie miejscem, gdzie rozkwitnie pogarda dla demokracji. W sylwestra i w inne dni" - czytamy na łamach Frankfurter Allgemeine Zeitung.

Z kolei monachijski Munchner Merkur krytykuje działania berlińskich policjantów, którzy zwrócili się z apelem do masowo przebywających w Niemczech migrantów. "Nie atakujcie nas", "Prosimy o uszanowanie naszej pracy" - apelowali policjanci i strażacy w specjalnym wideo. Zdaniem komentatora "warto spróbować" tych "nowych sposobów prewencji".

"Ale Berlin idzie w kierunku zaparcia się samego siebie: państwo, które musi błagać tych, którzy nim gardzą, o przestrzeganie elementarnych zasad, nie wpaja sprawcom z patriarchalnych, głównie imigranckich środowisk, respektu, a przypuszczalnie nawet i uczucia litości. Nie mówiąc już o tym, czy to wideo w ogóle dotrze do problematycznej klienteli" -czytamy.

"Ważniejsze jest to, by w noc sylwestrową państwo poprzez szybką i zdecydowaną interwencję jasno pokazało, kto ma monopol na przemoc na niemieckich ulicach. Obrazy z tego sylwestra zadecydują również o tym, jak rząd rozpocznie nowy rok" - konkluduje publicysta Munchner Merkur.

"Gdy straż pożarna wzywa do powstrzymania ekscesów podczas tego sylwestra i ma nadzieję na zakazy petard i surowsze kary, politycy powinni potraktować to poważnie. Ale to nie rozwiąże problemu. Według stowarzyszenia strażaków zdecydowana większość ataków nie pochodzi bowiem od grup młodych ludzi będących pod wpływem alkoholu. To, co znacznie bardziej obciąża większość ratowników, to brak respektu i uznania na wszystkich poziomach społeczeństwa, przez cały rok. Ratownicy są obrażani, ponieważ rzekomo za późno przybyli na miejsce, strażacy są atakowani przez mieszkańców, którzy nie chcą opuścić swoich domów, a służby ratunkowe są potrącane przez samochody w celu ominięcia barierek zamykających drogi. Stawia to nasze społeczeństwo w bardziej niepokojącym świetle niż obrazy chuliganów odpalających fajerwerki" - czytamy na łamach Kölner Stadt-Anzeiger.

,