Fronda.pl: Kiedy poznał ksiądz Agatę?
Ks. Krzysztof Podstawka: Na krótko przedtem zanim napisała o mnie "Wyborcza". Z pewnych źródeł dowiedziałem się, że 14-letnia dziewczynka jest w ciąży i że są na nią naciski, żeby dokonała aborcji. Miałem z nią cały czas kontakt.
Jak było naprawdę? Czy ona chciała dokonać aborcji?
W moim głębokim przekonaniu, nie. Owszem, targały ją różne wątpliwości, pomysły, ale to nic dziwnego, zważywszy w jakiej sytuacji się znalazła. To było 14-letnie dziecko! Pamiętajmy o tym.
Poznał ksiądz ojca dziecka?
Nie. Tego chłopaka rodzice zabrali z liceum. Nigdy go nie widziałem. Potem "Gazeta" pisała, że ją zgwałcił, ale do czasu aż miałem regularny kontakt z Agatą, w ogóle taki temat nie istniał. Tego dowiedziałem się z "Gazety", a nie od Agaty.
Mieliście dobre relacje?
Sądzę, że tak. Proszę pamiętać o kontekście sprawy: ta dziewczynka znalazła się naprawdę w trudnej sytuacji - w ciąży, w wieku 14 lat, całe życie przed nią. Ona potrzebowała opieki duchowej i nie dziwne, że zwrócono się o pomoc do księdza. Agata przedstawiała się jako osoba wierząca.
Powiedział ksiądz "miałem regularny kontakt z Agatą"?
Tak. Do czasu artykułu w "GW" mogłem się swobodnie kontaktować z dziewczynką. Potem zaczęto mi ten kontakt ograniczać. Nie rozumiem. Kto zaczął księdzu ograniczać kontakt? Nie wiem i bardzo mocno pogubiłem się wtedy w tej sprawie. Nagle się zaczęły telefony od dziennikarzy, nachodzenie Agaty, przekonywanie jej do tego, tamtego. Przecież fora internetowe i niektóre blogi związane ze środowiskiem feministycznym aż kipiały od dyskusji, jak doprowadzić do aborcji. Potem Agata trafiła do pogotowia opiekuńczego.
Ksiądz nie miał z tym nic wspólnego?
Nie. Z tego co wiem, to w sprawę byli zaangażowani nauczyciele z jej szkoły. Podejrzewali matkę dziewczynki o nakłanianie jej do aborcji. "Gazeta" przedstawiała księdza jako fanatyka, który najeżdża szpitale i śledzi dziewczynkę. To był dla mnie pierwszy cios. Robiłem wszystko, żeby ochronić Agatę przed mediami. "Gazeta" ją jednak wytropiła i użyła do promowania aborcji. Miałem wtedy bardzo ciężkie chwile. Bardzo mi pomógł ksiądz arcybiskup Józef Życiński, który udzielił mi pełnego poparcia. Również koledzy stanęli po mojej stronie.
Rozmawiał z księdzem ktoś z "Wyborczej"?
Jeden raz dzwoniła do mnie dziennikarka, ale odmówiłem komentarza. To było na samym początku i wierzyłem, że uda się uniknąć tego piekła. Jak potem wyglądały próby dotarcia do Agaty? Było bardzo trudno, bo mnie od niej izolowano. Znalazła się pod wpływem jakichś ludzi. Nie mam pojęcia kim byli. Proszę jednak pamiętać, że tak jak na forach katolickich ludzie organizowali się, żeby ratować Agatę i jej dziecko, tak na innych forach, m.in. feministycznych i „Gazety Wyborczej” trwała akcja jak doprowadzić do aborcji.
Wierzył ksiądz w to, że sprawa zakończy się szczęśliwie?
Do momentu aż to trafiło do mediów byłem tego nawet pewien. A potem nagle coś się zaczęło zmieniać. I stało się najgorsze. Potem były te ostatnie godziny, gdy już wiedzieliśmy, że minister zdrowia znalazła ośrodek, w którym miała być przeprowadzona aborcja. I bezsilność. Nie mogłem zrobić już nic.
To już było tuż przed 18 czerwca?
Tak. Potem dowiedziałem się z internetu, że trafiła do Gdańska i tam zabito jej dziecko. Poczułem się przegrany, długo nie mogłem się po tym pozbierać.
Czy z perspektywy 12 miesięcy ma ksiądz sobie coś do zarzucenia? Czy tak należało rozegrać sprawę Agaty?
Ja nie miałem co rozgrywać. Postąpiłem dokładnie tak, jak wymaga tego ode mnie moja wiara i powołanie. Była osoba wołająca o pomoc, więc zrobiłem to, co należy do kapłana. A czy popełniałem błędy? To pytanie, które będę sobie pewnie zadawać do końca życia. Doszło do tragedii, zginęło dziecko. Trudno nie zastanawiać się czy można było jeszcze coś zrobić, żeby je ocalić.
Wielu ludzi po sprawie Agaty, w tym również dziennikarze, którzy opowiedzieli się przeciwko aborcji, ma poczucie, że nie zrobiło wszystkiego. A ksiądz?
Pewnie, że wielokrotnie myślałem: a co by było, gdybym w tej czy innej sytuacji zachował się inaczej. Te myśli wracają. Ale wtedy byłem przekonany, że robię wszystko jak trzeba. Przegrałem. Przeciwnik okazał się za silny. Ale czuję dziś wielką wdzięczność wobec tych, którzy wówczas opowiedzieli się po stronie życia. To oni dodawali mi otuchy.
Widział się ksiądz później z Agatą? Jak ona na to wszystko reaguje? Jej blog tuż po tragedii wyglądał potwornie - jakiś powieszony miś, uwaga, że nie chce już dłużej żyć.
Od czasu tamtej tragedii spotkałem ją dwukrotnie. Sprawiała wrażenie, jakby się nic się nie stało. I trudno jej się dziwić, po tym, co przeszła.
Rozmawiał Paweł Bitczak.
Ks. Krzysztof Podstawka jest kierownikiem Domu Samotnej Matki prowadzonego przez archidiecezję lubelską. Jako ksiądz starał się rok temu pomóc 14-letniej "Agacie" w jej trudnej sytuacji.
Ważna lektura:
Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »