Z perspektywy ludzi niewierzących w Chrystusa (a zwłaszcza niechętnych chrześcijaństwu) prawda o tym, że w Eucharystii spożywamy Jego prawdziwe Ciało, jawi się jako niewyobrażalnie dziwaczna.
Przyszły biskup Hippony Augustyn nie był jeszcze nawet katechumenem, kiedy w przeżyciu mistycznym zobaczył radykalną różnicę między Eucharystią a zwyczajnym pokarmem. A było to tak: Ogarnęło go dojmujące poczucie, że znajduje się bardzo daleko od Boga i nawet zalążek poznania Go jest dla niego wciąż jeszcze niedostępny. Wtedy odczuł, jakby sam Bóg podał mu rękę, usłyszał w swoim wnętrzu Jego głos: „Ja jestem pokarmem ludzi dojrzałych. Musisz wzrastać, a wtedy będziesz Mnie spożywał. Jednak inaczej niż przy pokarmie cielesnym, nie Ja będę się przemieniał w ciebie, ale ty we Mnie” (Wyznania, 7,10).
Augustyn mógł wtedy jeszcze nie znać słów Pana Jezusa na temat różnicy między pokarmem cielesnym i duchowym: „Zabiegajcie nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne, a który da wam Syn Człowieczy” (J 6,27). Intuicyjnie rozumiał jednak naturę Pokarmu duchowego, w którym przychodzi do nas żyjący Chrystus, aby nas ze sobą jednoczyć i do siebie upodobniać.
Później, kiedy już jako biskup objaśniał wiernym Ewangelię Jana, pokazywał wzajemną zależność uczestnictwa w tajemnicy Eucharystii i naszej przynależności do Ciała Chrystusowego, którym jest Kościół: „Wierni wtedy poznają, czym jest Ciało Chrystusa, kiedy zależy im na tym, ażeby sami stawali się Jego Ciałem. Niech się stają Ciałem Chrystusa, jeżeli pragną, by ożywiał ich Jego Duch. Bo tylko Ciało Chrystusa żyje Jego Duchem” (hom. 26,13).
Dwa rodzaje nieporozumień na temat daru Eucharystii
Pan Jezus mówił wyraźnie: „Ciało moje jest prawdziwym pokarmem, a Krew moja jest prawdziwym napojem” (J 6,55). Nauka ta do tego stopnia zbulwersowała słuchaczy, że „od tego czasu wielu uczniów Jego odeszło i już z Nim nie chodziło” (J 6,66). W dziejach Kościoła pierwsi, którzy nie byli w stanie przyjąć tej nauki dosłownie, to dokeci – ci sami, o których apostoł Jan mówi wyjątkowo ostro, że są „zwodzicielami, którzy nie uznają, że Jezus Chrystus przyszedł w ciele ludzkim; taki jest zwodzicielem i antychrystem” (2 J 1,7).
Trudno się dziwić temu, że dokeci, którzy głosili, że Syn Boży tylko pozornie przyjął ludzkie ciało, konsekwentnie odrzucali prawdę, że Eucharystia jest Jego prawdziwym Ciałem. Pisze o tym w swoim liście do Kościoła w Smyrnie (rozdz. 7) prawdopodobnie w roku 108 sędziwy biskup Antiochii Ignacy: „Oni powstrzymują się od Eucharystii i modlitwy, gdyż nie wierzą, że Eucharystia jest Ciałem Pana naszego, Ciałem, które cierpiało za nasze grzechy i które Ojciec w swej dobroci wskrzesił”.
Bardziej umiarkowani w odrzucaniu prawdy, że Ciało i Krew Jezusa są prawdziwym pokarmem i napojem, byli przywódcy reformacji. Nie będziemy tu wchodzić szczegółowo w odmienności doktryny eucharystycznej Marcina Lutra, Jana Kalwina czy Ulryka Zwingliego. Wszyscy trzej obecność Ciała i Krwi Pańskiej w znakach chleba i wina zredukowali w mniejszym lub większym stopniu tylko do symbolicznego wymiaru. Toteż wydaje się, że nauka starożytnych ojców o tym, że Eucharystia buduje Kościół, a przystępujących do Stołu Pańskiego coraz bardziej weń włącza, jest w pobożności protestanckiej praktycznie nieobecna. Nie da się jednak zaprzeczyć, że swoje kontrowersyjne poglądy na temat Eucharystii reformatorzy głosili jako ludzie autentycznie wierzący w Chrystusa.
Z perspektywy ludzi niewierzących w Chrystusa (a zwłaszcza niechętnych chrześcijaństwu) prawda o tym, że w Eucharystii spożywamy Jego prawdziwe Ciało, jawi się jako niewyobrażalnie dziwaczna. Do świętego Tomasza z Akwinu zwrócono się kiedyś z następującym pytaniem: Co odpowiedzieć muzułmanom, kiedy „zarzucają chrześcijanom, że przy ołtarzu codziennie spożywają swojego Boga i choćby ciało Chrystusa było wielkie jak góra, już dawno powinno być zjedzone do końca” (Jak uzasadniać wiarę, 1).
Co najmniej z dwóch rzeczy – odpowiada św. Tomasz – nie zdają sobie sprawy ludzie, którzy przedstawiają ten tak absurdalny zarzut. Po pierwsze – w Eucharystii nie spożywamy przecież martwego ciała Chrystusa, ale Chrystusa, który żyje i ma moc nas na życie wieczne obdarzać. Po wtóre, bluźnierczym nieporozumieniem byłoby traktować Eucharystię gastronomicznie, Chrystusa Pana nie przyjmujemy przecież po kawałku, ale każdy z nas i za każdym razem, kiedy przystępuje do Komunii Świętej, przyjmuje Go całego. A jeśli przyjmujemy Go z autentyczną wiarą, dzieje się z nami dokładnie tak, jak to odczuł święty Augustyn na samym początku swojej drogi do Boga – że jest inaczej niż przy pokarmie cielesnym: nie On przemienia się w nas, ale my w Niego.
Pokarm, który nie przemija ani nie podlega rozkładowi
Pracując nad niniejszym tekstem, uprzytomniłem sobie, że podczas kilkudziesięciu lat posługi duszpasterskiej prawie nie zauważałem tego wezwania Pana Jezusa, żebyśmy zabiegali „nie o ten pokarm, który niszczeje, ale o ten, który trwa na życie wieczne” (J 6,27). Postanowiłem więc zbadać, jak objaśniali te słowa ojcowie Kościoła. Okazało się, że natrafiłem na żyłę duchowego złota.
Święty Ireneusz z Lyonu – ten sam, który miał szczęście słuchać biskupa Polikarpa, kiedy ten opowiadał o swoich spotkaniach z apostołem Janem – podkreślał, że spożywanie Ciała i Krwi Chrystusa przygotowuje nasze ciała do chwalebnego zmartwychwstania: „Jakżeż można zaprzeczać zdolności przyjęcia przez ciało daru Bożego, jakim jest życie wieczne, skoro karmi się ono Krwią i Ciałem Chrystusa, i jest Jego częścią? (…) Nasze ciała, skoro były posilane, po złożeniu w ziemi wprawdzie się rozpadną, ale w swoim czasie powstaną, gdy Słowo Boże obdarzy je zmartwychwstaniem na chwałę Boga Ojca” (Adversus haereses, V 2,2–3).
Z kolei Orygenes – około 240 roku – do Eucharystii odnosił prośbę Modlitwy Pańskiej: „Chleba naszego powszedniego daj nam dzisiaj”. I wyjaśniał, dlaczego Eucharystia jest takim Pokarmem, który nie niszczeje: Jest ona „Chlebem Prawdziwym”, który „żywi prawdziwego człowieka, stworzonego na obraz Boży; kto zaś nim się żywi, ten staje się podobny do Stwórcy” (O modlitwie, 27).
Przejmującym świadectwem wiary, że ten Pokarm uzdalnia uczniów Chrystusa do życia wiecznego, jest uchwala synodu kartagińskiego z 251 roku. Zebrani pod przewodnictwem św. Cypriana biskupi podjęli wówczas decyzję, że w obliczu nadchodzących prześladowań należy dopuścić do Komunii Świętej również odsuniętych od niej pokutników: „Po to właśnie jest Eucharystia, aby dla przyjmujących ją była ochroną. Dlatego też tych, których chcemy zabezpieczyć przed wrogiem, musimy uzbroić w moc, jaką daje nasycenie się pokarmem Pana. Jakże możemy ich nauczać i zachęcać, aby przelali krew za wyznanie Imienia, jeśli im przed walką odmówimy Krwi Chrystusa? W jaki sposób uzdolnimy ich do wypicia kielicha męczeństwa, jeśli ich przedtem prawem nie dopuścimy do wspólnoty, aby w Kościele pili z Kielicha Pana?” (św. Cyprian, List 57,2).
Żyjący sto lat później św. Cyryl, biskup Jerozolimy, wyjaśniał nowo ochrzczonym, że przystępując do Komunii Świętej, stają się „współcieleśni i współkrwiści” z Chrystusem – a wyrazów tych ówczesna greka nie znała, podobnie jak nie ma ich we współczesnym języku polskim: „Kiedy przyjmujesz Ciało i Krew Chrystusa, stajesz się współcielesny Jemu i współkrwisty. Stajemy się nosicielami Chrystusa, gdyż Jego Ciało i Krew są dane naszym członkom” (Katecheza 22,3).
Można by długo przytaczać świadectwa patrystyczne, podkreślające nieprzemijalność tego Pokarmu, jakim nas obdarzył Pan Jezus. Jednak przywołam jeszcze tylko dwa. Następujący fragment z wygłoszonych około 390 roku objaśnień Ewangelii Mateusza cytuję dlatego, że inspirował się nim autor znanej pieśni eucharystycznej: „Patrząc na Stół Pański, Aniołowie drżą ze strachu, nie ważą się spojrzeć bez lęku z powodu światłości stamtąd bijącej, a my się tym żywimy, jednoczymy się z tym, stajemy się jednym ciałem Chrystusa”. Czytając te słowa, trudno nie skojarzyć ich sobie z następującym wersetem pieśni eucharystycznej: „Aniołowie się lękają, / Gdy na Jego twarz patrzają.” Z kolei wygłoszone w połowie V wieku pouczenie Leona Wielkiego zasługuje na szczególne przypomnienie, dlatego że święty papież nie miał najmniejszej wątpliwości co do tego, że poprzez udział w Eucharystii uobecnia się dla nas cała Pascha Chrystusa Pana – nie tylko Jego zmartwychwstanie, ale również męka i śmierć oraz pogrzeb: „Przystępując do Stołu Pańskiego, przemieniamy się w Tego, którego spożywamy. Nosząc Go stale w sobie, w naszej duszy i ciele, z Nim wespół obumieramy, z Nim schodzimy do grobu i z Nim zmartwychwstajemy” (Mowa 63,7).
Jacek Salij OP
„W drodze” 7/2013