Poniżej przedstawiamy najważniejsze teksty dotyczące sprawy TW Filozof: Notatkę z książki Sławomira Cenckiewicza, jej interpretację autorstwa ks. Tadeusza Isakowicza-Zaleskiego oraz obszerny wywiad, jakiego abp Józef Życiński udzielił Katolickiej Agencji Informacyjnej w styczniu 2007 roku.

Sławomir Cenckiewicz w książce „Sprawa Lecha Wałęsy":

Józef Życiński był w latach 1977-1990 rejestrowany pod numerem 1263 przez Wydział IV KW MO w Częstochowie jako TW ps. "Filozof". Materiały archiwalne zniszczono w styczniu 1990 r. ,,Filozofa" miał pozyskać naczelnik Wydziału IV ppłk Alojzy Perliceusz, a jego kolejnymi oficerami prowadzącymi byli: kpt. Stanisław Boczek (1978-1984), por. Zbigniew Kalota (od 1984). Z zachowanych akt lokalu kontaktowego SB o krypt. "Wanda" (ul. Józefitów 15/7 w Krakowie) wynika, że odbywano w nim spotkania z ,,Filozofem". Por. IPN Ka 0026/1067."

 

Ks. Tadeusz Isakowicz-Zaleski interpretuje fakty podane przez Cenckiewicza we wpisie na swoim blogu z 14 listopada 2008 roku:

1) Okres rejestracji był bardzo długi, bo wynosił 13 lat. Gdyby więc była to mistyfikacja, to wcześniej czy później wykryłyby to wewnętrzne kontrole ministerialne.

2) Rejestracji dokonał sam naczelnik Wydziału IV SB w Częstochowie, w randze pułkownika, a kolejnymi oficerami byli dwaj inni funkcjonariusze, więc prawdopodobieństwo, że wszyscy trzej przez tyle lat oszukiwali swoich przełożonych (w tym wypadku bezpośrednio Departament IV Ministerstwa Spraw Wewnętrznych) jest równe zeru.

3) Spotkania odbywały się w lokalu konspiracyjnym, więc duchowny godząc się na tę konspirację, świadomie łamał przepisy kościelne, zakazujące jakichkolwiek spotkań z esbekami poza urzędami parafialnymi czy paszportowymi.

4) W posłowie do swojej książki "Księża wobec bezpieki" opisałem fakt, że w 1983 r. z okazji drugiej pielgrzymki papieskiej do Ojczyzny TW "Filozof" został przekazany z Wydziału IV SB w Częstochowie do Wydziału IV w Krakowie. Gdyby był to agent fikcyjny, to wykryłyby to służby krakowskie.

5) Dowodem, choć innej kategorii, jest postawa abp Józefa Życińskiego, który od kilku lat zaciekle zwalcza lustrację, posuwając się często do niewybrednych ataków personalnych na historyków i pracowników IPN, niegodnych hierarchy Kościoła katolickiego. Poza tym, swym histerycznym zachowaniem wręcz pokazuje, jak panicznie boi się swojej przeszłości.

6) Dowodem może też stać się obecne zachowanie metropolity lubelskiego. Jeżeli bowiem czuje się niewinny, to powinien podać do sądu tak dr Sławomira Cenckiewicza i mnie, jak wspomnianych trzej oficerów SB. Jeżeli jednak tego nie uczyni, to de facto przyzna się do wszystkiego.

 

Rozmowa KAI z arcybiskupem Józefem Życińskim z 12 stycznia 2007 roku. 

KAI: Ostatnio często spotykamy w prasie krytyczne uwagi dotyczące zastrzeżeń Księdza Arcybiskupa wobec lustracji...

Moje zastrzeżenia dotyczą jedynie formy lustracji. Zawsze broniłem natomiast zarówno potrzeby jej przeprowadzenia, jak i konieczności działania Instytutu Pamięci Narodowej. Co do sposobu przeprowadzania lustracji nie widzę natomiast "jedynie słusznych rozwiązań" i rzeczowa dyskusja jest tu niezbędna. 

KAI: Czym tłumaczyć pojawiające się ostatnio sceptyczne komentarze tych, którzy przyjmują
poglądy odmienne niż Ksiądz Arcybiskup?  

To nawet nie tylko ostatnio. Już w czerwcu ubiegłego roku otrzymałem sensacyjny news, że jestem
przeciwny  lustracji dlatego, iż znaleziono informacje w IPN na mój temat i że zostaną one opublikowane, gdy tylko zakończy się papieska pielgrzymka. Po zakończeniu pielgrzymki nic nie ukazało się jednak w prasie. Zaczęły natomiast dochodzić z Krakowa wiadomości w formie przekazywanych z ust do ust niedyskrecji. Informowały one, iż  podobno zostałem zarejestrowany jako "Filozof". 

KAI: Jak zareagował na to Ksiądz Arcybiskup?

Zwróciłem się ze sprawą do IPN. W piśmie z 29 czerwca ubiegłego roku upoważniłem jednego ze
znanych i cenionych historyków (Andrzeja Grajewskiego - przyp. Fronda.pl) do przeprowadzenia niezbędnej kwerendy w mych aktach i opublikowania jej wyników w materiałach IPN. Obecnie, na moją prośbę,  badanie moich dokumentów w IPN zostało powierzone Kościelnej Komisji Historycznej. Z tego co się orientuję do tej pory niewiele znaleziono, chociaż robione były wstępne kwerendy w archiwach oddziałów IPN w Katowicach i Warszawie. Do pomocy poproszony został jeszcze jeden archiwista IPN. Aby nie obciążać ich teraz dziennikarskimi telefonami, podam ich nazwiska dopiero, gdy kwerenda zakończy się definitywnie. Natomiast według plotkarskiej informacji z Krakowa, z tamtej epoki ocalał podobno jakiś dokument w sprawie rejestracji. Przypuszczam więc, że zostałem wciągnięty na listę w taki sam sposób jak dr Andrzej Przewoźnik, o. Władysław Wołoszyn czy ks. Romuald Weksler-Waszkinel.

KAI: Czy podpisywał Ksiądz Arcybiskup kiedykolwiek jakieś dokumenty kierowane do SB?

Bodaj dwukrotnie listy interwencyjne, gdy podczas rewizji osobistej na granicy zabrano mi książki
i maszynopisy. 

KAI: Jak skończyły się te interwencje?

Zwrócono mi materiały, gdyż nie było w nich żadnych wątków politycznych. W pierwszym przypadku  był to zbiór maszynopisów z duszpasterskimi konferencjami dla młodzieży, w drugim - angielskie publikacje dotyczące teorii ewolucji. Ich odzyskanie wymagało wypełniania formularzy i podania wyjaśnień na piśmie.

KAI: A czy w rozmowie z oficerem nie próbowano Księdza Arcybiskupa przekonywać do potrzeby nawiązania współpracy?

Nigdy wśród zmieniających się esbeków nikt nie podjął w rozmowie ze mną wątku współpracy i nie sformułował podobnej propozycji. Raz natomiast usiłowano mi wręczyć prezent. Podając paszport na wyjazd do USA,  funkcjonariusz, podpułkownik Alojzy Perliceusz, dołączył kolekcję kryształowych kieliszków tłumacząc, że będzie to prezent dla mych amerykańskich przyjaciół. Odpowiedziałem mu, że kieliszki nie stanowią dla nikogo z mych bliskich artykułu pierwszej potrzeby i wyraziłem oburzenie. W odpowiedzi usłyszałem: "Nie ma się co oburzać, bo my chcieliśmy tylko przetestować, jak się Ksiądz będzie zachowywał".

KAI: Czy podobne rozmowy miały miejsce tylko z racji odbioru paszportu?

Nie. Od 1979 r. byłem odpowiedzialny za współpracę polskich uczelni katolickich z Catholic University of America w Waszyngtonie. SB interweniowało więc, np. gdy dowiedziało się, że wyjazdy polskich uczonych finansuje US Information Agency. Być może nazwa kojarzyła się im z Central Intelligence Agency a być może mieli tylko pretekst do rozmowy. Kierując Wydziałem Filozoficznym PAT razem z ks. Tischnerem, mieliśmy także wizyty funkcjonariuszy w uczelni jako wynik naszej interwencji u władz wojskowych, gdy np. pisaliśmy odwołania, bo chciano nam wziąć do wojska studentów świeckich, którym do zakończenia studiów zostało kilka miesięcy. Pisaliśmy odwołania do wojska, na rozmowę przychodził esbek.  Dziś, jak na ironię ci, którzy przed laty byli szykanowani, muszą się tłumaczyć z niesprawiedliwych oskarżeń.

KAI: Czy istnieją środki, by przeciwdziałać tej atmosferze pomówień?

Ważnym środkiem jest respektowanie np. orzeczeń Sądu dotyczących tej problematyki. Przypomnę
choćby decyzję V Wydziału Lustracyjnego SA w Warszawie w orzeczeniu z 29 listopada 2005 r. stwierdzającą, iż wcześniejsze oświadczenia, w których kapral Paweł Kosiba przedstawiał doktora Przewoźnika jako prowadzonego przez siebie TW "nie polegają na prawdzie, a zostały sporządzone wyłącznie dlatego, aby ich autor osiągnął w tamtym okresie prywatne, wymierne korzyści". Po wnikliwej analizie dostępnych dokumentów Sąd wyraził przypuszczenie, iż rejestracja Andrzeja Przewoźnika mogła wynikać "z postawy życzeniowej któregoś z nadgorliwych funkcjonariuszy Wydziału". Jestem przekonany, że podobna sytuacja miała miejsce u mnie. Gdy mój gorliwy "opiekun" został awansowany za zasługi, moją teczkę przejął ktoś względnie uczciwy, kto po nieskutecznych podchodach wyrejestrował mnie, rezygnując ze spotkań, które nie przynosiły owoców.   

KAI: Jak częste były te spotkania?

Nie było żadnej reguły. Pierwszy raz miałem wizytę w klasie maturalnej. Esbek, Stanisław Bubak powiedział wtedy, że z racji mych funkcji w samorządzie uczniowskim chciałby ze mną porozmawiać o problemach środowiska szkolnego. Koleżanka, której dawałem korepetycje z matematyki, poinformowała mnie dyskretnie, że funkcjonariusz jest jej wujkiem i wypytywał ją wielokrotnie o mój zamiar wstąpienia do seminarium. Kiedy jego misja skierowania mnie na studia bodaj w Wojskowej Akademii Technicznej zakończyła się niepowodzeniem , nastąpiła cisza przez prawie osiem lat. Drugi esbek, Stanisław Boczek nawiedził mnie na mej placówce duszpasterskiej w Gidlach w 1974 r. Zaczął od wyrazów ubolewania, że pracuję w trudnych wiejskich warunkach, podczas, gdy powinienem być na studiach.  

KAI: Czy powiedział Ksiądz o tym swemu Biskupowi?

Pośrednio. Powiedzenie wprost byłoby  o tyle nietaktowne, że wyglądałoby, iż chcę sobie załatwić studia powołując się w dodatku na opinię SB. Przedstawiłem więc całą sprawę memu kierownikowi duchowemu z Seminarium - ks. prałatowi Henrykowi Bąbińskiemu. On zaś powtórzył to biskupowi Stefanowi Barele, który kilka tygodni później poprosił mnie do siebie i skierował na studia do  Warszawy.

KAI: Chyba do Krakowa? 

Zmiana decyzji o miejscu mych studiów nastąpiła dopiero kilka miesięcy później, kiedy w lipcu 1974 r. powierzono mi funkcje wychowawcy w Seminarium Częstochowskim w Krakowie.

KAI: Jak wyglądało ostatnie spotkanie z pracownikiem resortu? 

Nastąpiło ono po kilku latach całkowitego braku kontaktów, nawet przy odbieraniu paszportu. Podczas ostatniej wizyty funkcjonariusza przyjmowałem studentów w biurze dziekańskim. Zauważyłem, że na końcu kolejki cierpliwie czeka ktoś starszy o nieznanej mi fizjonomii. Był to esbek, który przyszedł jako ostatni interesant informując, że chciałby nawiązać kontakty, gdyż moje nazwisko wymieniane jest wśród kandydatów na biskupa. Polsce Ludowej nie jest zaś obojętne, czy w przyszłości biskupi będą rozumieć się z władzą. Odpowiedziałem mu, żeby wpisał do raportu, iż ks. Życiński nie jest zainteresowany ani kontaktami, ani byciem biskupem. Moje miejsce widzę w środowisku naukowym. Mówiłem  to ze szczerym  przekonaniem. W odpowiedzi usłyszałem od mego rozmówcy: "tak łatwo się mówi, nie jest zainteresowany. Potem zaś, gdy przychodzi propozycja biskupstwa, to nie wypada papieżowi odmówić." Miał rację.

KAI: Jakie wnioski może wydać Kościelna Komisja Historyczna, gdy zapozna się z wszystkimi dokumentami?  

Skłonny jestem przypuszczać, że znajdzie coś, może w tzw. materiałach ewidencyjnych, jako np. rejestrację. Inaczej nie dałoby się wytłumaczyć genezy plotki zrodzonej w Krakowie. Nigdy, w krążących ostatnio plotkach nie słyszałem natomiast jakichkolwiek cytatów z esbeckich raportów na mój temat. Pozwala to przypuszczać, biorąc pod uwagę bezskuteczność dotychczasowych półrocznej kwerendy, że raporty te zostały zniszczone. O tym, że istniały, świadczą stawiane mi podczas rozmów zarzuty. Oficer przytaczał wtedy niedopuszczalne w jego opinii fragmenty mych ocenzurowanych artykułów lub cytował "niestosowne" fragmenty moich wykładów. Nie przypuszczam, by źródłem cytatów były zapiski w jego prywatnym notesie.

KAI: Jak przeżywa Ksiądz Arcybiskup obecną sytuację?

Ufam, że przy  Bożej pomocy prawda zwycięża. Do ofiar, które składaliśmy w czasach PRL, trzeba dołączyć jeszcze i tę ofiarę. Wiele osób uczyniło to już wcześniej. Wystarczy przypomnieć choćby listę Macierewicza, gdzie umieszczeni zostali ludzie tak zasłużeni jak prof. Wiesław Chrzanowski, więziony w stalinowskich czasach. Patrząc na podobną praktykę bezpodstawnych podejrzeń,  trzeba jednak stawiać sobie pytanie: Czy w okazywaniu szacunku dla człowieka wiele zmieniliśmy się od czasów stalinowskich?


Rozmawiał: Marcin Przeciszewski (KAI)

 

 

 

 

 

 

 

/

Podobał Ci się artykuł? Wesprzyj Frondę »