Polityka pana interesuje?


- Nie bardzo. Kiedy zadzwoniono do mnie z komitetu poparcia Bronisława Komorowskiego, odmówiłem. Uważam, że aktorzy nie powinni się w takie przedsięwzięcia angażować, a tym bardziej – wypowiadać się w imieniu środowiska. Nie łapię się na różne fale. Tak jakbym nie dokonywał „aktualizacji”. Nie mogłem się załapać na falę „żartów smoleńskich”. Nie mogłem się śmiać z powodu zwyczajnej empatii. Jakiś czas temu w pewnej dużej rozgłośni radiowej podszedł do mnie facet, włączył kamerę, żeby zrobić internetową zajawkę rozmowy. Spytałem go  na jaki temat będziemy rozmawiać. Chłopak miał może dwadzieścia parę lat, krzyknął: „Smoleńsk”. Spojrzałem na jego uśmieszek i powiedziałem: „Wchodzę w to!”. Pomyślałem sobie, że trzeba go jak najszybciej ściąć, bo nie chce mi się tracić czasu i energii na taką sytuację. Powiedziałem mu, że mam brata i bardzo go kocham, i gdyby zginął, a ja byłbym zalewany niewybrednymi żartami na ten temat to bym, się po prostu wkurwił. Przestał się uśmiechać.    

 

Nie chciał pan uratować Polski przed „kaczyzmem”?


– Nie jestem strachliwym człowiekiem.

 

To mógł pan przynajmniej mówić na stronie, jak inni, że tak naprawdę nie popiera Komorowskiego, tylko jest przeciwny Kaczyńskiemu.


- Całkiem poważnie: wolę przyjąć pozycję obserwatora. Obserwuję, na przykład, zaniżanie standardów. Gdy zginął kolejny świadek w sprawie Olewnika, minister sprawiedliwości podał się do dymisji. A kiedy był paraliż na kolei, wielu ludzi nie dojechało na lotniska, byli zmuszeni kupować bilety na niejeżdżące pociągi, odpowiedzialny za to  minister dostał kwiaty. Ewidentne obniżenie lotów. W PiS też mi się wiele nie podoba. W ogóle w polskiej polityce mało mi się podoba. (...) W mediach też. (...)

 

Całość w wydaniu papierowym "Rzeczposplitej" lub: Na-rozne-fale-sie-nie-lapie

 

JW/ rp.pl