Tradycyjnie to podejście Trumpa do sojuszników było tłumaczone jako prowokowanie ich do większych wydatków na obronność i przez to wzmocnienie odstraszania NATO i zdolności sojuszników w Europie, również w kontekście powstrzymania Rosji bez konieczności dużego zaangażowania sił USA. Co z kolei uwalnia zasoby amerykańskie dla koncentrowania ich na rejonie Indo-Pacyfiku. 

W ostatnim czasie jednak powstały nowe okoliczności, które zmieniają ta percepcję. USA podkreślają możliwość częściowego wycofania swoich sił z Europy + otwarcie mówią o konieczności nowego "Resetu" w stosunkach z Federacją rosyjską + pojawiają się zapowiedzi zmniejszenia wydatków amerykańskich na obronność. A do tego w konflikcie rosyjsko-ukraińskim wywierają ogromną presję na stronę broniącą się w celu przymuszenia ją do "pokoju". Wykorzystują wsparcie militarne jako narzędzie dla szantażu Ukrainy jednocześnie nie wywierając żadnej presji na agresorze, czyli Rosji. 

W tych warunkach słowa Trumpa brzmią już inaczej i mają co ważne zupełnie inne skutki uboczne. Jeżeli założymy, że nowa amerykańska administracja nie widzi większej w wartości w NATO jako sojuszu to w grę wchodzi logika transakcyjna. Kontrola nad krajami NATO jest wtedy potrzebna USA przede wszystkim, żeby można było pozyskać z tego wymierne korzyści. I na przykład wtedy "pay the bills" oznaczać może już nie samo zwiększenie wydatków na obronność, tylko wydatki na zakup uzbrojenia konkretnie u Stanów Zjednoczonych. Bo wydawanie tych pieniędzy na własny przemysł może prowadzić do uniezależnienia się od USA i nie prowadzi do zysków po stronie Amerykanów a więc może nie tworzyć w ramach tej logiki motywacji dla Stanów, żeby takiego sojusznika bronić. 

Ale najważniejsze dla nas w Polsce jest związane z takim podejściem drastyczne osłabienie efektu odstraszania artykułu 5 NATO. Ten artykuł zawsze budził pewne wątpliwości, ale kiedy nasz główny gwarant bezpieczeństwa mówi, że ten artykuł jest uzależniony od wydatków, to Rosja z tego robi wniosek iż należy zacząć testować gdzie są granice tych obszarów, które Amerykanie uznają dla siebie za warte by je bronić. Które kraje NATO są w oczach USA warte zaangażowania się, a które nie są. Mało tego sami Rosjanie swoją presją mogą podnosić dla Amerykanów cenę możliwej próby obrony sojusznika i biorąc pod uwagę ten transakcyjny styl prowadzenia spraw, kalkulacja Rosjan może być taka, że w ramach tego podejścia, Stany bardziej będą skłonni do dealu niżeli do podjęcia kosztów obrony powiedzmy ... na przykład krajów Bałtyckich. Co z kolei może mieć katastrofalne skutki dla Polski. 

Nowa amerykańska administracja wprost mówiąc swoją polityką zaprasza Rosjan do zwiększenia swojej presji militarnej na wschodniej flance NATO. Nieważne czy to sobie uświadamia czy nie. Jedyną tutaj przeszkodą dla Rosjan jest ukraińska armia, która po prostu na sobie koncentruje większość rosyjskich zasobów. I w tym momencie może Rosjanom fizycznie zabraknąć sił do takiego testowania. Co się zmieni jeżeli Ukraina kapituluje na warunkach rosyjskich.