Na stronie Sądu Najwyższego opublikowano wczoraj oświadczenie prezes Małgorzaty Manowskiej, która stanowczo protestuje wobec planów obcięcia środków na funkcjonowanie Sądu Najwyższego. Goszcząc dziś w programie „Pierwsza rozmowa dnia” na antenie TV Republika, prof. Manowska podkreśliła, że zmniejszenie w ustawie budżetowej środków odczytuje jako „kolejną próbę destabilizacji pracy Sądu Najwyższego”.

- „Najchętniej, gdyby miał taką władzę, to pan minister [Waldemar Żurek] zamknąłby Sąd Najwyższy z udziałem sędziów powołanych do służby czy awansowanych od 2018 r. (...) Mnie to nie przeraża, ale ludzie są różni. Są sędziowie, którzy mają trochę bardziej delikatną psychikę niż ja i czują pewne obawy”

- przyznała.

W ocenie prof. Manowskiej, sędziowie są zastraszani przez władzę wykonawczą.

- „Uważam, że apele ze strony ministra sprawiedliwości, czyli władzy wykonawczej, o zaprzestanie orzekania, grożenie regresami, wyliczone są nawet sumy pieniężne, które rzekomo mielibyśmy płacić za służbę Polsce, za wykonywanie swoich obowiązków - to jest niebywałe. Ja to mogę porównać do najczarniejszych czasów komuny”

- stwierdziła I prezes SN.

Podkreśliła, że to porównanie jest „jak najbardziej na miejscu”.

- „Nie idę za daleko. Postawa pana ministra Żurka, jak i postawa pana premiera, który nie wykonuje swoich konstytucyjnych obowiązków, próbując blokować pracę SN, wskazuje na to, że może dojść do eskalacji tych zachowań”

- zaznaczyła.

Rządzący próbują blokować pracę SN nie tylko poprzez odbieranie środków finansowych czy straszenie sędziów.

- „Objawy zewnętrzne tego, co pan premier myśli, dostrzegane są w tym, że nie udziela kontrasygnaty postanowieniom prezydenta RP, co w jakiś sposób paraliżuje prace sądu. Nie mamy prezesa IPiUS. Pan premier powoduje, że nie są prezentowane postanowienia prezydenta o naborze, ogłoszeniu wolnych miejsc do SN. To działania szkodliwe dla obywateli”

- podkreśliła prof. Manowska.