Zdaniem Haynes’a nowy kaznodzieja „wprowadza nową epokę” w Watykanie, która charakteryzuje się kwestionowaniem nauczania Kościoła o homoseksualizmie i jest odzwierciedleniem „dezorientującej retoryki obecnie emanującej z Watykanu w tej kwestii”. Portal „Informazione Cattolica” sugeruje, że o. Pasolini, który jest profesorem egzegezy biblijnej Wydziału Teologicznego Północnych Włoch w Mediolanie „został wybrany (...) w celu promowania go jako nowego profesora Papieskiego Instytutu Jana Pawła II dla Studiów nad Małżeństwem i Rodziną na Papieskim Uniwersytecie Laterańskim, aby osobiste idee o. Pasoliniego, dotyczące interpretacji pewnych fragmentów biblijnych odnoszących się do homoseksualizmu, stały się przedmiotem oficjalnego nauczania”.
Publicysta „Life Site News” podkreśla, że Kościół jednoznacznie potępia czyny homoseksualne, a przykłady można znaleźć np. w listach św. Pawła do Koryntian i do Rzymian. Tymczasem w lutym tego roku o. Pasolini wygłosił wykład, w którym wydaje się to nauczanie odrzucać, pytając: „Ale czy znajdziemy jakiekolwiek formy aprobaty dla związków tej samej płci w Piśmie Świętym? I odpowiedzią nie jest z pewnością Nie, ponieważ w rzeczywistością mamy opowieści”.
Dalej o. Pasolini sięgając do Biblii przytacza fragmenty, które według niego mogą być dowodem na relacje homoseksualne. Choć stwierdza np., że określanie relacji Dawida i Jonatana jako homoseksualnej byłoby „naginaniem tekstu”, to zachęca jednocześnie do „wyobrażenia sobie”, że obaj mężczyźni byli aktywnymi homoseksualistami. Bowiem „z pewnością istniały w tamtym czasie opowieści o miłości homoseksualnej, to jest oczywiste, a zatem nic nie powstrzymuje nas przed możliwością pomyślenia o tym, wyobrażenia sobie tego”.
O. Pasolini także twierdzi, że nie byłoby niczym „niestosownym” wyobrażenie sobie, że setnika, który zwrócił się do Chrystusa o uzdrowienie swego sługi, łączyła z tym sługą relacja homoseksualna. A wówczas powinniśmy zadać sobie pytanie: „Kogo Jezus nagrodził najwyższą pochwałą?” Jego zdaniem zmuszałoby to nas, do „rewizji wszystkich opinii, jakie mamy”, gdyż jego zdaniem „Jezus w rzeczywistości nie obawiał się mówić dobrze o ludziach – by wrócić do błogosławieństwa [Fiducia supplicans], które papież niedawno napisał i wsadził kij w mrowisko”.
Zdaniem o. Pasoliniego mówić o kimś dobrze, nie oznacza aprobaty dla całego jego życia, gdyż nikt z nas nie jest w 100 procentach doskonały. Jednak każdy potrzebuje błogosławieństwa oraz „szacunku”, „zaufania” i „miłości”, co w końcu może nam pomóc osiągnąć te 100 proc.
Odnosząc się do bluźnierczej sugestii aktywistów homoseksualnych, że Chrystusa i Łazarza łączyła relacja homoseksualna, o. Pasolini – jak pisze Haynes – nie odrzuca tego pomysłu, ale zaznacza, że taka teoria to „sposób rzutowania na Pismo Święte naszych własnych pytań, naszej ciekawości”. Porównuje to do... ciekawości, w jakiej sukni była np. panna młoda na weselu w Kanie Galilejskiej – w Biblii nie ma takich informacji, ale też nie są one konieczne.
Kontynuując swój wywód o. Pasolini stwierdził, że w Biblii znajdziemy „pewne potępienie tego, co moglibyśmy nazwać homoseksualizmem”. Jego zdaniem słowo „homoseksualizm” zaczęło oznaczać rzeczy, które w Biblii są potępione, a mianowicie „akty homoseksualne, bierne i czynne”.
„Biblia nigdy nie mówi o homoseksualizmie ogólnie – twierdzi duchowny. – Potępia pewne konkretne postawy, pewne epizody, pewne działania, ale nie osobę. Nie ma tu żadnego słowa przeciwko skłonności, ale przeciwko aktom homoseksualnym, temu, co moglibyśmy nazwać homogenitalnością, to znaczy według Biblii genitalny akt jednopłciowy ma potencjalnie aktywne znaczenie”. Z tego wynika zdaniem o. Pasoliniego, że w Biblii nie ma osądu „homoseksualnej kondycji czy orientacji, czyli tego, co dzisiaj moglibyśmy nazwać homoseksualizmem jako psychiczną orientacją czy egzystencjalną kondycją”.
O. Pasolini twierdzi zatem, że „Biblia nawet nie zakłada świata, w którym istnieje inna skłonność niż heteroseksualna”. Tymczasem my najwidoczniej jesteśmy mądrzejsi i bierzemy pod uwagę koncepcję „osób homoseksualnych”. W czasach biblijnych o tym nie było mowy i dlatego tacy ludzie byli „stygmatyzowan z tą siłą aktów homoseksualnych: były to akty, które od razu kategoryzowano jako coś, co nie istniało, tak jak kobieta wkładająca spodnie” – snuje swe dywagacje o. Pasolini.
Jak wyjaśnia te dość mętne wywody Haynes: o. Pasolni „twierdzi, że Biblia potępia czyny homoseksualne, ale nie skłonność. Ale potem oświadcza, że nie ma biblijnego potępienia pragnienia pozostawania w stanie, w którym czuje się pociąg do osoby tej samej płci”.
Publicysta przypomina niezmienne potępienie aktów homoseksualnych przez Kościół i przytacza dokument Kongregacji Nauki Wiary z 1986 r., kiedy jej prefektem był kard. Ratzinger. Kongregacja w „Liście do biskupów Kościoła o duszpasterstwie osób homoseksualnych” nie twierdzi, że skłonność homoseksualna jest sama w sobie grzechem, ale ostrzega, że „stanowi jednak słabszą błądź silniejszą skłonność do postępowania złego z moralnego punktu widzenia. Z tego powodu sama skłonność musi być uważana za obiektywnie nieuporządkowaną”.
Kongregacja podkreśla też, że w przypadku duszpasterstwa osób homoseksualnych nie można takiej posługi prowadzić „bez jasnego określenia, że aktywność homoseksualna jest niemoralna. Postawa prawdziwie duszpasterska powinna brać pod uwagę konieczność unikania u osób homoseksualnych bliższych okazji do grzechu”.