W rozmowie z dziennikiem Rzeczpospolita, sędzia Manowska wyjaśniła, że zawiadomienie dotyczy możliwości popełnienia przestępstwa poprzez dodanie do uchwały Sądu Najwyższego sformułowania, które de facto podważa legalność składu orzekającego. Chodzi o dopisek, zgodnie z którym „orzeczenia europejskich trybunałów nie pozwalają na uznanie tego składu za sąd ustanowiony na mocy ustawy”.

Uchwała odnosi się do stwierdzenia ważności wyborów prezydenckich w Polsce – aktu o ogromnym znaczeniu ustrojowym. Dodatkowa adnotacja została opublikowana w Dzienniku Ustaw, co może sugerować oficjalną zgodę lub udział w publikacji władz wykonawczych. Prezes Manowska podkreśla, że tego rodzaju działanie narusza konstytucyjną niezależność władzy sądowniczej oraz może zostać zakwalifikowane jako przestępstwo polegające na fałszowaniu dokumentu urzędowego lub przekroczeniu uprawnień.

Sprawa wpisuje się w szerszy kontekst toczącego się w Polsce sporu o kształt wymiaru sprawiedliwości, niezależność sędziów i relacje między krajowym porządkiem prawnym a orzecznictwem europejskich trybunałów. Krytycy podnoszą, że ingerencja w treść orzeczeń sądowych po ich wydaniu może stanowić formę nacisku na władzę sądowniczą i podważać zaufanie do państwa prawa.

Publikacja dopisku bez wiedzy i zgody sędziów orzekających w sprawie może również skutkować naruszeniem zasady trwałości orzeczeń sądowych. Zdaniem komentatorów prawnych, jeśli zarzuty Manowskiej znajdą potwierdzenie w śledztwie, będziemy mieć do czynienia z bezprecedensowym przypadkiem naruszenia konstytucyjnych standardów funkcjonowania sądu najwyższej instancji.

Cała sytuacja wywołała ożywioną debatę w środowisku prawniczym. Część komentatorów wskazuje, że to kolejny przykład napięć pomiędzy sądownictwem a władzą wykonawczą, która – jak twierdzą – dąży do podporządkowania sobie niezależnych instytucji. Inni widzą w działaniach Manowskiej próbę obrony autonomii sądów wobec presji politycznej.