Niespełna 21-letnia Julia Szeremeta przebojowo przeszła przez igrzyska olimpijskie w Paryżu, kończąc je na drugim miejscu podium. Debiutując na tak dużej imprezie, pięściarka pokonała zawodniczki z Wenezueli, Australii, Portoryko i Filipin. W walce finałowej zatrzymała ją jednak reprezentująca Tajwan Lin Yu-Ting.

- „Na pewno marzyłam o przywiezieniu do Polski złota. Niestety się nie udało, więc są łzy”

- powiedziała Polka po przegranej.

- „Przeciwniczka bardzo wysoka, ogromny zasięg ramion, niewygodny lewy prosty. Miałam go sobie wyczuć i skracać dystans, ale to dobra pięściarka i schodziła mi z linii”

- przyznała.

Zapewniła, że będzie pracować, aby za cztery lata jeszcze poprawić swój rezultat.

- „Chciałam więcej. Obiecuję, że za cztery lata wrócę na igrzyska i przywiozę złoto”

- oświadczyła.

Występom tajwańskiej zawodniczki towarzyszyły ogromne kontrowersje. W trakcie ubiegłorocznych mistrzostw świata została zdyskwalifikowana przez Międzynarodową Federację Boksu (IBA), ponieważ nie przeszła testów mających ustalić jej płeć. Uzasadniając tę decyzję prezes IBA Umar Kremlow poinformował, że posiada ona chromosomy XY, a więc genetycznie jest mężczyzną. Międzynarodowy Komitet Olimpijski jednak testy te uznał za pozbawione wiarygodności. Pytana o te kontrowersje Szetemeta podkreśliła, że „zlewała to”.

- „Nie prowadziłam mediów społecznościowych tutaj. Ktoś za mnie prowadził. Trener zobaczył, że są wrzucone memy dotyczące rywalki i kazał usunąć. To nie ja to zamieściłam”

- powiedziała.

W ten sposób odniosła się do słynnego zdjęcie ze swojego Instagrama, podpisanego: „żeby zdobyć złoto, jeszcze chłopu muszę naklepać”.

- „Nie chcę się wypowiadać na temat rywalki”

- podkreśliła srebrna medalistka.