Słynny „Marsz Miliona Serc” Platformy Obywatelskiej był odpowiedzią Donalda Tuska na reportaż TVN poświęcony sprawie pani Joanny z Krakowa, która wedle narracji dziennikarzy miała stać się ofiarą opresyjnych działań policji z uwagi na fakt, że przyjęła tabletki poronne. Okazało się, że policja interweniowała w związku z zawiadomieniem lekarki psychiatrii opiekującej się kobietą, która zaalarmowała, że ta może targnąć się na swoje życie. Politycy PO skutecznie jednak skonsumowali towarzyszące emisji reportażu emocje. To właśnie troska o kobiety i ich prawa miały być jednymi z priorytetów ugrupowań tworzących obecną koalicję rządzącą. Tymczasem media relacjonują, jak ta troska wygląda w praktyce.

„Gazeta Polska Codziennie” zwraca uwagę na plany Ministerstwa Zdrowia, które chce uznać za nierentowne oddziały położniczo-ginekologiczne, na których rodzi się mniej niż 400 dzieci rocznie. Chodzi o pozbawienie kontraktów 110 porodówek w Polsce.

Dziennikarze przywołują przykład województwa warmińsko-mazurskiego, gdzie czynne mają zostać jedynie trzy oddziały w Olsztynie i jeden w Ełku. W ten sposób na przykład mieszkanki Bartoszyc będą musiały pokonać około 70 km, aby dotrzeć na porodówkę.

- „Oczywiście wszyscy jesteśmy świadomi, że jest czas niżu demograficznego, ale bezpieczeństwo kobiet w ciąży, o które tak zabiegali środowisko KO i ich koalicjanci, może być zagrożone. Jeżeli będziemy zamykać porodówki, biorąc pod uwagę jedynie liczbę porodów, i nie będziemy uwzględniali innych czynników, jak odległość między szpitalami, to może się tragicznie skończyć”

- alarmuje b. wiceminister zdrowia Waldemar Kraska.