Życie po śmierci jest dla nas, żyjących na ziemi, nieprzeniknioną tajemnicą. Bóg uchyla nam jej rąbka, pozwalając niektórym duszom czyśćcowym na kontakt z nami. Podczas jednego z objawień (10 stycznia 1993 r.) w Medjugorie Matka Boża powiedziała: „W czyśćcu są dusze, które żarliwie modlą się do Boga, ale za które nie modli się na ziemi żaden krewny ani przyjaciel. Bóg pozwala im korzystać z modlitw innych osób. Zdarza się, że Bóg im pozwala przejawiać swą obecność w różny sposób wobec bliskich na ziemi, aby przypomnieć ludziom o istnieniu czyśćca i uzyskać od nich modlitwy do Boga, który jest sprawiedliwy, ale dobry”.
Działanie dusz czyśćcowych w naszym życiu potwierdzają pewne znaki. Jednak często nie potrafimy ich rozpoznać czy właściwie odczytać. Zwykle nazywamy je zbiegami okoliczności bądź zrządzeniami opatrzności, ponieważ w pewien sposób wiążą się z osobą zmarłego. Tymczasem wcale nie muszą to być przypadki.
Akt miłości i... odwagi
- Widzialny, poznawalny zmysłami, otaczający nas świat nie jest jedynym istniejącym. Są jeszcze inne - niewidzialne. Śmierć to moment przejścia do jednego z nich. Ci, którzy odeszli od nas - jak mówimy: „umarli” - w istocie żyją. Wielu z nich w pozaziemskim świecie nazywanym czyśćcem, gdzie potrzebują naszej pomocy - mówi Małgorzata Milczarek, chirurg, która za dusze w czyśćcu cierpiące modli się od lat. - Na początku była to przyjacielska grupa, w której wraz z koleżankami polecałyśmy zmarłych z naszych rodzin. Potem zapragnęłam czegoś więcej. Zaczęłam szukać formy, dzięki której mogłabym objąć modlitwą jak najwięcej dusz. I znalazłam. Pomógł mi bł. o. Honorat Koźmiński - twierdzi. Wszystko zaczęło się od broszury, którą Małgorzata znalazła w jednym z kościołów. Ktoś zostawił ją w ławce. „Rekolekcje z bł. - Honoratem Koźmińskim” - tak brzmiał tytuł. - Owszem, słyszałam o nim, lecz nie wiedziałam dokładnie, kim był. Dopiero z tej publikacji dowiedziałam się, że założył wiele wspólnot religijnych, z których uformowały się liczne zakony. Szczególną uwagę zwróciłam na Zgromadzenie Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych, przy którym działa Apostolstwo Pomocy Duszom Czyśćcowym. W internecie sprawdziłam, że najbliższe zgromadzenie znajduje się w Sulejówku. Na początku stycznia wysłałam do sióstr deklarację wstąpienia do apostolstwa - opowiada M. Milczarek, przyznając, iż od kiedy znalazła książkę o o. Koźmińskim, w jej życiu duchowym wiele się wydarzyło. - Kiedy spoglądam wstecz, mam wrażenie, iż przez miniony rok za pośrednictwem aniołów, świętych i błogosławionych, być może także dusz czyśćcowych, Bóg przygotowywał mnie do kulminacyjnego momentu, którym był 13 października. Bowiem w dniu liturgicznego wspomnienia bł. o. Honorata złożyłam w domu generalnym Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych w Sulejówku akt heroicznej miłości do dusz czyśćcowych. Oznacza to, że wszystko, co się wydarzy w moim życiu - zarówno tym na ziemi, jak i po śmierci - ofiarowuję za dusze czyśćcowe, zrzekając się na ich rzecz wszelkich dóbr, odpustów, Mszy św., które zostaną odprawione po mojej śmierci. To taki duchowy biznes, w którym rachunek jest prosty: wszystko moje przestaje być moje - jest dla Boga i zmarłych. Ale tego się nie da zrozumieć inaczej, jak tylko na płaszczyźnie wiary - podkreśla Małgorzata.
Wskazówki od świętych
Wiele osób, pyta ją, czy nie boi się, iż ta decyzja może zaważyć na jej zbawieniu. Odpowiada wtedy, że miłość heroiczna do dusz czyśćcowych musi najpierw znaleźć w sercu odpowiedni grunt, żeby mogła kiedyś zakiełkować i wzrosnąć pełnią oddania. Trzeba do niej dojrzeć, dorosnąć w promieniach miłości i łaski Bożej. Pomogły jej w tym pielgrzymka do Gargano, gdzie znajduje się sanktuarium św. Michała Archanioła. - Nieustannie doświadczam jego opieki, dlatego bardzo chciałam odwiedzić miejsce, gdzie objawiał się ten, który eskortuje dusze z czyśćca do nieba - podkreśla. Małgorzata nawiedziła też grób o. Pio, orędownika cierpiących w czyśćcu, w San Giovanni Rotondo. - Po tym, jak dowiedziałam się, że powstały z inicjatywy o. Pio szpital nosi nazwę „Dom Ulgi w Cierpieniu”, poczułam, że moim osobistym charyzmatem jest niesienie ulgi w cierpieniu nie tylko duszom w czyśćcu, ale i żyjącym, którzy borykają się z fizycznym bólem - wyznaje. Wtedy też zdecydowała, że zamieni szpitalny oddział chirurgii na gabinet akupunktury. Ten moment sprawił, iż poczuła, że wszystkie elementy układanki jej życia zaczęły do siebie pasować.
- Czyściec można porównać do szpitala. Jednak cierpienia czyśćca - jak mówią święci - są znacznie dotkliwsze. Dlatego skoro troszczę się o żyjących, to tym bardziej powinnam o zmarłych - zaznacza.
List od o. Pio
Kiedy pytam, czy przez te wszystkie lata modlitwy za dusze w czyśćcu otrzymała od nich jakiś znak, odpowiada bez zastanowienia, że było ich wiele. - Około 15 lat temu moja mama była w Stanach Zjednoczonych u znajomej. Kiedy wyjeżdżała, dostała książkę o o. Pio. Jednak publikacja była w języku angielskim, a moja mama nie mówi w tym języku, więc książkę dostałam ja. Miałam ją przeczytać, ale, jak to w życiu bywa, wiecznie brakowało mi czasu - wspomina. - Któregoś roku zabrałam się za jesienne porządki. Kiedy zaczęłam kartkować książkę o o. Pio, wypadło z niej dziewięć obrazków ze zdjęciami zmarłych, jakie rozdaje się na pogrzebach. Byli to Amerykanie polskiego pochodzenia. Przyglądając się ich fotografiom, uświadomiłam sobie, że jest 23 października, czyli liturgiczne wspomnienie o. Pio. A przecież to właśnie on mówił, że musimy się modlić, by opróżnić czyściec. Uznałam, że o. Pio polecił mi te dusze. Dlatego zamówiłam w ich intencji Msze św. - opowiada M. Milczarek.
Inne zdarzenie: pewnego dnia, budząc się rano, usłyszała imię i nazwisko wypowiedziane wprawdzie po angielsku, ale z niemieckim akcentem. Od razu pomyślała, że to dusza czyśćcowa prosi ją modlitwę. Jednak po chwili zaczęła się zastanawiać, czy to nie sen. Postanowiła sprawdzić, wpisując dane w wyszukiwarkę internetową. Okazało się, że nazwisko należy do niemieckiego dziennikarza, który zginął podczas wyprawy na Mount Everest. - Dlaczego wybrał mnie? Może dlatego, że kiedyś lubiłam chodzić po górach i podczas takich wędrówek zawsze modliłam się za tych, którzy zginęli tam tragicznie - zastanawia się moja rozmówczyni.
Najwięksi przyjaciele
S. Anna Czajkowska ze Zgromadzenia Sióstr Wspomożycielek Dusz Czyśćcowych w Sulejówku, odpowiedzialna za formację członków Apostolstwa Pomocy Duszom Czyśćcowym, nie ma wątpliwości, że dusze cierpiące w czyśćcu są wielkimi przyjaciółmi tych, którzy pielgrzymują jeszcze na ziemi. - Możemy przez ich orędownictwo otrzymać ogrom łask i pomocy. A im więcej my im pomagamy, tym skuteczniej wstawiają się za nami. Słyszałam wiele opowieści o tym, jak dusze czyśćcowe wspierają żyjących - dodaje, dzieląc się jedną z historii. - Pewna kobieta, którą znam od lat, należąca do parafialnej grupy APDC, opowiedziała mi o swoim mężu, który zmarł dwa miesiące temu. Był to emerytowany oficer wojska polskiego z czasów PRL. Człowiek uzależniony od alkoholu, bardzo agresywny wobec żony i źle nastawiony do Kościoła. Często po pijanemu bluźnił Bogu i swojej małżonce, dla której wiara i Kościół były bardzo ważne. Zdarzało się, że zabraniał jej chodzić na nabożeństwa i często stosował przemoc fizyczną wobec niej i dzieci. Życie z tym człowiekiem było dla tej kobiety jednym wielkim pasmem cierpień, które - jak twierdziła - przygniatały ją coraz bardziej, stając się ciężarem nie do uniesienia. W pewnym momencie zaczęła nawet myśleć o samobójstwie albo o odejściu od męża - opowiada s. Anna. Pewnego wieczoru z bólem i łzami uklękła do modlitwy. Kilka godzin płakała, prosząc dusze czyśćcowe, za które modliła się od wielu lat, by wstawiły się za nią do Boga, wyprosiły jej ulgę w cierpieniu, tak jak ona w swoich codziennych modlitwach prosi Boga o skrócenie ich czyśćca. - Następnego dnia rano przyszedł do niej jej mąż i poprosił, żeby poszła z nim do kościoła. Na początku uznała to za kolejną kpinę z jej praktyk religijnych, więc nie odpowiedziała. Ten człowiek od wielu lat nie chodził do kościoła ani nie korzystał z sakramentów. Jednak on ponownie poprosił, tłumacząc, że chce się wyspowiadać, a nie wie, jak to zrobić. Wówczas wzięła go za rękę i niczym dziecko zaprowadziła do parafialnej świątyni. W drodze wytłumaczyła mężowi, jak trzeba przygotować się do sakramentu pojednania i jak się wyspowiadać. Od tego momentu małżonek nie wypił ani jednego kieliszka alkoholu, w każdą niedzielę i w święta razem uczestniczyli w Eucharystii i do końca wspólnego życia byli bardzo dobrym małżeństwem. Mąż zmarł w sędziwym wieku opatrzony świętymi sakramentami, a ta pani nieustannie dziękuje Panu Bogu za łaskę, którą otrzymała za wstawiennictwem dusz czyśćcowych - puentuje s. Anna, podkreślając, że świętość to powołanie przeznaczone dla każdego człowieka i jeżeli tu, na ziemi, nie dojrzejemy w pełni do tej łaski i godności Bożych dzieci, to czeka nas czyściec po śmierci. - Dlatego bądźmy miłosierni wobec tych, którzy teraz potrzebują naszej pomocy, aby móc spocząć wreszcie w sercu Boga, a Bóg odpowie miłosierdziem wobec nas, gdy zmarli będą wstawiać się do Niego za nami, abyśmy już na ziemi wytęsknili sobie niebo - zachęca.