Objawienia w Gietrzwałdzie są jedynymi z uznanych przez Kościół katolicki za prawdziwe prywatnych objawień maryjnych w Polsce i jednymi z kilkunastu objawień prywatnych uznanych na całym świecie.
W ostaniach kilku latach objawienia w Gietrzwałdzie znowu przykuły uwagę w naszym kraju – książki o nich napisali tak znani publicyści, jak Grzegorz Kasjaniuk czy Grzegorz Braun (który wykorzystywał też objawienia w swojej działalności politycznej). Wiele ciekawych artykułów na temat tych objawień zamieścił na swoich łamach lutowy numer miesięcznika „Egzorcysta”.
Objawienia w Gietrzwałdzie trwały od 26 czerwca do 16 września 1877 roku. Wizje miały nie tylko wizjonerki, ale i pątnicy, którzy twierdzili, że obawiali im się święci. W Gietrzwałdzie prawdziwe maryjne objawienia miały dwie nastolatki - 13-letnia Justyna (Augusta) Szafryńska i 12-letnia Barbara Samulowska.
Pierwsze objawienie miała tylko Justyna, która o 21 z mamą wracała z kościoła w Gietrzwałdzie do swojej pobliskiej rodzinnej miejscowości. Dziewczynka była po spowiedzi i po zdanym egzaminie do pierwszej komunii. Wizjonerka dostrzegła w klonie rosnącym przed kościołem wielką jasność. Świadkiem otrzymywania objawienia przez dziewczynkę był proboszcz.
Kościół uznał objawienia w Gietrzwałdzie za prawdziwe w 1977 roku. Objawienia miały miejsce 100 lat wcześniej w 1877. Matka Boska zwróciła się do nastoletnich wizjonerek w języku warmińskim (polskiej mowie zniekształconej wielowiekową germanizacją), „wtrącając obce słowa – francuskie lub szwedzkie”. Media polskie w zaborze pruskim i rosyjskim podkreślały, że mówiła po polsku.
Gietrzwałd znajduje się na Warmii, która od 1466 do 1772 roku należała do Rzeczpospolitej. W XIX wieku 2/3 Warmii było niemieckojęzyczne, a 1/3 polskojęzyczna. Na ziemiach polskojęzycznych znajdował się Gietrzwałd. Polscy pod zaborem niemieckim byli ofiarami polityki germanizacji, w ramach walki z polskością i katolicyzmem, Kulturkampf Bismarcka wprowadził w 1873 cztery lata przed objawieniami przymusowy język niemiecki. Biskupi niemieccy na terenach zaboru pruskiego nie chcieli germanizacji, do germanizacji liturgii zmuszały ich niemieckie władze cywilne. Pro polscy księża byli prześladowani przez cywilne władze niemieckie.
Na Warmii przetrwały gusła pogańskie. Były one obecne i w XIX i XX wieku. Wierzono w Kłobuki demony domowe, przynoszące pomyślność gospodarzom kosztem ich sąsiadów – takiego demona domowego można były sobie wyhodować zakopując przed progiem poroniony płód. Pisał o tym fenomenie Melchior Wańkowicz w książce „Na tropach smętka”.
Fałszywe demoniczne objawienia miały równocześnie dwie inne wizjonerki – wdowa Elżbieta Bilewska i 23-letnia panna Katarzyna Wieczorek – demon udawał w nich Matkę Boską – prawdę w czasie prawdziwych objawień objawiła prawdziwym wizjonerkom prawdziwa Matka Boska. Demon usiłował też zwodzić prawdziwe wizjonerki, o tym, że jedna z wizji była fałszywa i pochodziła od demona udającego Maryję, poinformowała wizjonerki Matka Boska. Wśród licznie przybywających pątników w czasie objawień było wiele opętanych. W czasie ostatniego objawienia pątnicy mieli widzenia zmarłych i agresywnych maszkar.
Maryja objawiła się 160 razy, nawet do trzech razy dziennie – Gietrzwałd to objawienia Maryjne o największej ilości wizyt Matki Boskiej. W czasie objawień Matka Boska odpowiadała na pytania wizjonerek (które wizjonerki otrzymywały na karteczkach od pątników). Wizjonerki przed pierwszą część czasu objawień uczęszczały do szkoły (bo był to okres końca roku szkolnego – wakacje w zaborze pruskim zaczynały się później niż dziś). Matka Boska w swoich orędziach poleciła wizjonerkom, by słuchały kapłanów (czym potwierdziła dogmat o nieomylności papieża), napominała za grzechy pijaństwa i nieobyczajnego prowadzenia się (zaborca rosyjski prowadził politykę rozpijania Polaków, demoralizacje szerzyła masoneria), potwierdziła dogmat o Niepokalanym Poczęciu. Matka Boska ostrzegała, że laicyzacja Europy doprowadzi do jej zniszczenia.
O objawieniach szeroko informowała prasa. Media protestanckie wyśmiewały objawienia. Objawienia przyciągały ogromne rzesze wiernych, samymi pociągami przybyło 200.000 pielgrzymów. Tylko 8 września w Gietrzwałdzie było 50.000 pątników. Do Gietrzwałdu w roku objawień przybyło wówczas 500.000 pątników z zaboru pruskiego i rosyjskiego. W kolejnym roku jeszcze więcej. A były to czasy, gdy na ziemiach polskich mieszkało tylko 10 milionów Polaków – widać więc, że objawienia odegrały niebagatelną rolę w odrodzeniu narodowym naszego narodu. Gigantycznej liczby pątników nie zahamowało nawet zablokowanie przez zaborców granic między zaborami i dróg do miasta.
Proboszcz parafii w Gietrzwałdzie ksiądz Augustyn Weichsel (Wisła), który był Niemcem, bardzo przyjaznym swoim polskim parafianom, dla których nabożeństwa odprawiał po polsku. Duchowny nie zbagatelizował sytuacji i od razu monitorował objawienia i je spisywał (część jest spisana tylko po niemiecku). Dwie wizjonerki miały prawdziwe objawienia Matki Boskiej, dwie inny miały fałszywe objawienia, w których demon udawał Matkę Boską.
Wizjonerki były badane przez psychiatrów, którzy stwierdzili, że są zdrowe psychicznie. Wizjonerki obie wstąpiły do zakonu. Jedna z nich wytrwała w powołaniu (zmarła w 1950 roku w Gwatemali), druga wybrała życie świeckie i wyemigrowała z ziem polskich, i słuch po niej zaginą.
Objawienia w Gietrzwałdzie propagował błogosławiony ojciec Honorat Koźmiński, który ze swojego internowania (Rosjanie zlikwidowali zakony i internowali zakonników) wysyłał siostry bez bezhabitowe, by na miejscu zbadały fenomen objawień – na ich podstawie opisał wydarzenia.
Jan Bodakowski