2. Wcześniej emisje bonów zdarzały się niezmiernie rzadko, ostatni przetarg na sprzedaż bonów skarbowych miał miejsce w kwietniu 2020 roku, a więc blisko 5 lat temu, na początku pandemii Covid19, kiedy nagle potrzebne były dodatkowe duże środki na finansowanie pomocy przedsiębiorcom i ogromnych dodatkowych wydatków w ochronie zdrowia. Przy czym wtedy mimo nagłej potrzeby finansowania ogromnych wydatków budżetowych, oprocentowanie oferowanych bonów wyniosło tylko 0,5% w stosunku rocznym, teraz jest ono aż 11 razy wyższe. Trzeba oczywiście wziąć pod uwagę, że w związku z podwyższoną inflacją RPP prowadzi politykę utrzymania podwyższonych stóp procentowych ,a ta podstawowa stopa banku centralnego jest na poziomie 5,75%. Decyzja ministra finansów o sprzedaży bonów o wartości prawie 12 mld zł , przy tak wysokim oprocentowaniu, w sytuacji kiedy polskie 10-letnie obligacje skarbowe, mają je zaledwie o 0,5 pp wyższe, świadczy o tym, że w budżecie na początku roku wręcz dramatycznie brakuje pieniędzy i musi on je pożyczać tak naprawdę na „lichwiarskich” warunkach.
3. Przypomnijmy, że po zwiększeniu przez rząd Tuska w ubiegłym roku deficytu budżetowego do 240 mld zł ( jak informuje MF o jego ostatecznej wysokości dowiemy się pod koniec lutego tego roku), oraz uchwaleniu budżetu na 2025 rok z deficytem w wysokości aż 290 mld zł, łącznie w ciągu zaledwie 2 lat, deficyty te sięgną aż 530 mld zł. Powiększą one polski dług publiczny, liczony metodą unijną z 49,6% PKB w 2023 roku do 59,8% PKB w 2025 roku i aż 61,3 % PKB w roku 2027, a jak szacuje Komisja Europejska przekroczy on 63% PKB. W tej sytuacji aby obsłużyć potrzeby pożyczkowe netto budżetu państwa, tylko w roku 2024, trzeba było pożyczyć przynajmniej 220 mld zł, a w roku 2025, aż blisko 370 mld zł, a więc łącznie prawie 600 mld zł.
4. Takie pieniądze polskie państwo oczywiście jest w stanie pożyczyć, ale wiąże się to z gwałtownym wzrostem kosztów obsługi długu Skarbu Państwa, które jeszcze w 2023 roku wynosiły około 60 mld zł, w 2024 ponad 67 mld zł (nie ma jeszcze ostatecznych informacji ministra finansów, ale w związku ze wzrostem oprocentowania polskich obligacji, były one zapewne o parę miliardów zł wyższe).W roku 2025 miały wynieść ok.76 mld zł, w roku 2026 mają wynieś ok. 92 m ld zł, w kolejnych latach przekroczą 100 mld zł rocznie, ale gdy już teraz minister finansów krótkoterminowo pożycza na prawie 5,5%, przekroczenie tej ostatniej kwoty nastąpi dużo szybciej. Koszty te to tej pory były wyraźnie niższe od 2 % PKB, w latach 2023-2025 wyniosą odpowiednio 1,8% ; 1,85% , 1,9%, natomiast od roku 2026 będzie to już zdecydowanie powyżej 2% PKB, w roku 2027, aż 2,32% PKB.
5. Niestety przekroczenie przez koszty obsługi długu 2% PKB, powoduje, że znajdziemy się pod „specjalną obserwacją” rynków finansowych, a to oznacza gwałtowne podwyższenie kosztów pożyczania. Już obecnie jak wspomniałem oprocentowanie 10-letnich polskich obligacji przekroczyło 6% ( w styczniu wynosi już 6,1%), a do niedawna oscylowało w granicach 5% i to są niestety koszty rządzenia Polską przez ekipę, której znakiem rozpoznawczym jest ciągle stwierdzenie byłego ministra finansów Jana Vincenta Rostowskiego „piniędzy nie ma i nie będzie”. Decyzja ministra Domańskiego, żeby pożyczyć krótkoterminowo aż 12 mld zł na „lichwiarskich” warunkach, tylko potwierdza, że dochody budżetowe muszą iść bardzo słabo, a gotówka temu rządowi potrzebna jest jak powietrze.