Eurodeputowana Konfederacji wygłosiła 18 lipca w Parlamencie Europejskim wyjątkowo odważne przemówienie, w którym ostro skrytykowała przewodniczącą Komisji Europejskiej Ursulę von der Leyen. Do wystąpienia tego Zajączkowska wróciła dziś na antenie Radia ZET.

- „Był moment, kiedy przemawiałam z mównicy w PE, ona odwróciła się do jakichś dwóch panów i przeszła mi przez głowę taka myśl, że chyba wydaje na mnie zlecenie. Ale to była krótka myśl. Bardzo dużo osób ostrzegało mnie potem, żebym uważała na siebie”

- powiedziała.

Red. Bogdan Rymanowski dopytywał europosłankę, czy jej zdaniem szefowa KE chce zrobić jej krzywdę. Zajączkowska-Hernig zauważyła wówczas, że krzywda jest pojęciem względnym.

- „Można za pomocą instytucji unijnych nagminnie kontrolować każdy ruch i doczepiać się do każdego wydanego euro i wymagać dokumentów, których nie jestem w stanie wykazać. Pojawiały się sytuacje, gdzie europosłowie byli kontrolowani znacznie więcej razy niż to jest przewidziane w przepisach czy jakimś regulaminie. Są europosłowie, którzy są kontrolowani raz w roku, a są tacy, którzy są kontrolowani nawet pięć razy w roku i w momencie, kiedy wykazują np. dowody współpracy ze swoimi asystentami, dla urzędników unijnych jest to za mało”

- wskazała.