Podczas wywiadu dla Fox News Trump ujawnił kulisy swojej rozmowy telefonicznej z Putinem, którą określił jako „świetną”. Prezydent USA pochwalił się, że rosyjski dyktator nazwał go „przyjacielem”. Fakt, że Trump cieszy się z uznania ze strony zbrodniarza wojennego, budzi poważne obawy o przyszłość polityki zagranicznej USA. Trump otwarcie mówił również o swoich „dobrych relacjach” z Xi Jinpingiem i Kim Dzong Unem, traktując je jako atut, a nie zagrożenie dla demokracji i światowego porządku.
Z każdym kolejnym przeciekiem informacji o kontaktach Trumpa z Putinem staje się coraz bardziej oczywiste, że 47. prezydent Stanów Zjednoczonych realizuje strategię starego sowieckiego czekisty Jewgienija Primakowa. Jej celem jest zniszczenie porządku światowego znanego jako Pax Americana i zastąpienie go światem wielobiegunowym – dokładnie tak, jak od ponad dwóch dekad próbuje to osiągnąć zbrodniarz wojenny Władimir Putin.
Trump wielokrotnie chwalił swoich autorytarnych „przyjaciół”. W 2018 roku, po spotkaniu z Kim Dzong Unem, powiedział: „My się świetnie rozumiemy. On do mnie mówi, ja do niego mówię – i jest chemia”. W innym wywiadzie wyznał, że „zakochał się w Kimie”, a ich relację określił jako „piękną przyjaźń”. Podobnie wyrażał się o Xi Jinpingu, nazywając go „wspaniałym człowiekiem” i twierdząc, że „nigdy nie widział kogoś takiego”. O Putinie mówił natomiast, że „to silny lider”, który „przewyższa swoich odpowiedników” na Zachodzie.
Trump utrzymuje, że gdyby to on był prezydentem, wojna w Ukrainie nigdy by się nie wydarzyła. Jednocześnie zasugerował, że Stany Zjednoczone mogą w przyszłości zaangażować się w konflikt, jeśli dojdzie do eskalacji i zagrożenia wojną światową. Tego typu podejście może sugerować, że Trump jest gotów poświęcić Ukrainę w imię iluzorycznego pokoju z Rosją.
Trump twierdzi również, że „Chiny i Rosja chcą się dogadać z USA”, a obecnie Stany Zjednoczone są „szanowanym krajem” – domniemanie to opiera na jego własnym wpływie. To kolejny przykład jego naiwnej wiary w możliwość porozumienia z dyktatorami, którzy od lat działają na szkodę Zachodu. Jego narracja ignoruje fakt, że zarówno Putin, jak i Xi Jinping konsekwentnie dążą do osłabienia USA i podziału Zachodu. Wpisuje się to w obawy, że Trump, jako prezydent, może podważyć fundamenty NATO i narazić świat na jeszcze większą destabilizację.
Z perspektywy polityki międzynarodowej flirt Trumpa z autorytarnymi przywódcami nie tylko wywołuje wstyd, ale również stwarza niebezpieczeństwo. W obliczu wyzwań związanych z rosyjską agresją na Ukrainie, chińską ekspansją w rejonie Indo-Pacyfiku oraz zagrożeniem ze strony Iranu i Korei Północnej, USA potrzebują silnych sojuszy. Zamiast tego Trump wydaje się dążyć do osłabienia jedności Zachodu i forsowania osobistych relacji z przywódcami, którzy gardzą demokratycznymi wartościami.
Jeśli Trump utrzyma kurs, który obrał jako prezydent, możemy spodziewać się osłabienia NATO, ustępstw wobec Rosji i Chin oraz potencjalnego podziału świata na strefy wpływów w stylu nowej Jałty. Jego podejście do polityki zagranicznej sugeruje, że nie będzie on bronił demokracji i wolności, lecz raczej dążył do kompromisów z tyranami, które mogą kosztować świat pokój i stabilność.
Nie ma wątpliwości, że kurs obrany przez Trumpa to zapowiedź katastrofy dla globalnego bezpieczeństwa. Świat potrzebuje jedności i zdecydowanego oporu wobec osi zła – a nie przyjaźni z jej liderami.
Włodzimierz Iszczuk, jagiellonia.org