„30 lat po zjednoczeniu nie mamy już w Niemczech wolności słowa, a praworządność jest traktowana przez polityków instrumentalnie” - powiedziała opozycjonistka w czasach NRD Vera Lengsfeld.
W rozmowie z Polską Agencją Prasową polityk mówi o swoim rozczarowaniu współczesnymi Niemcami. Jak stwierdziła, działając w NRD była przekonana, że po zjednoczeniu w jej kraju zapanuje wolność słowa i praworządność, tymczasem ta:
„ Jest respektowana tylko wtedy, kiedy jest to na rękę polityce. A jeśli nie - to nie”.
Lengsfeld, która z wykształcenia jest historykiem, w 1988 roku została skazana na sześć miesięcy pozbawienia wolności za „próbę udziału w nielegalnym zgromadzeniu”. Po miesiącu zgodziła się na wydalenie na Zachód. W latach 1990-1996 była posłanką Bundestagu z ramienia Zielonych, a w latach 1996-2005 reprezentowała CDU. Obecnie jest publicystką.
Jak podkreśliła w rozmowie z PAP:
„Codziennie mamy w Niemczech do czynienia z nowymi przykładami braku wolności słowa i przekonań. Pracownik instytucji państwowej traci pracę np. za to, że poszedł na obiad z politykiem opozycji - w tym przypadku AfD”.
Stwierdziła też, że w RFN za pewne opinie odbiegające od lewicowego mainstreamu automatycznie dostaje się łatkę „nazisty”. Dodała, że spośród jej znajomych wielu traciło pracę za głoszenie opinii niezgodnie z tą, którą obecnie uznaje się za słuszną. Podkreśliła:
„Oczywiście, za wygłaszanie opinii jeszcze nie wsadza się do więzienia, jak w czasach NRD, ale czy może to być pocieszenie? Faktem jest, że istnieje publiczna dyskryminacja i sankcje za nieprawomyślny światopogląd”.
Przypomniała również o łamaniu praworządności poprzez działania rządu Angeli Merkel w trakcie kryzysu migracyjnego w 2015 roku. Lengsfeld sama była wówczas inicjatorką apelu z 2018 roku, który podpisało 150 tys. osób. Domagano się w nim zmiany polityki rządu.
dam/PAP,Fronda.pl