„Trudno mnie nazwać sympatykiem prezydenta Zeleńskiego. Ten kto czytał moje liczne teksty na jego temat, dobrze o tym wie. One są bardzo krytyczne. Ale to co się dzieje teraz w przestrzeni publicznej w tym kraju, gdzie setki komentatorów rzuciło się badać każde słowo powiedziane w Biały Domu i na tej podstawie robić wnioski, kto zawinił - uważam za absurd. Ci sami ludzie, którzy piszą o tym jak się zmienił świat, jak teraz rządzą twarde interesy i jak nowa administracja w Waszyngtonie jest twarda, cyniczna i skrajnie pragmatyczna, jednocześnie w obecnej sytuacji skupia się na kłótnie i na tym kto i co powiedział. I okazuje się, że gdyby ten Zeleński był bardziej kompetentny i cokolwiek wiedział o dyplomacji, gdyby był mężem stanu i przełożył interesy kraju nad własne ego ... no to pewnie wszystko by się potoczyło inaczej.

Dla mnie takie traktowanie rzeczywistości jest absurdem.

Nie róbmy z amerykańskiej administracji ROZEMOCJONOWANYCH DZIECIAKÓW KTÓRZY WEKTOR POLITYKI PAŃSTWA USTAWIAJĄ W ZALEŻNOŚCI OD PRZEPYCHANEK I OBRAZ. Tak nie jest. Mało tego sam Trump to udowadniał już wielokrotnie. I nawet ci sami ludzi, którzy teraz zwalają sytuację na Zeleńskiego sami wielokrotnie o tym pisali. Jak ta administracja wykorzystuje nacisk i chaos tworzony swoją ostrą retoryką do osiągnięcia celów politycznych. Zeleński jest bardzo słabym dyplomatą. Ja o tym pisałem, ja o tym mówiłem wiele razy w wywiadach. Oczywiście, że tą rozmowę z jego strony należałoby poprowadzić inaczej. ALE TO NIC BY NIE ZMIENIŁO I WYNIK BYŁBY TEN SAM. Mało tego dla mnie jest oczywiste że Panowie w Białym Domie dobrze znając jego charakter rozmowę prowadzili tak jak im to odpowiadało. Administracja Trumpa to nie dzieci jak ich się próbuje przedstawić w tej sytuacji i nie od przepychanek zależy amerykańska polityka. Jest odwrotnie.

Najpierw amerykańska administracja wybiera wektor polityki dla USA, a później na potrzebę publicznego poparcia dla tej polityki, robi się medialne afery podobne do tej, którą widzieliśmy. Albo Trump to przebiegły i cyniczny twardy gracz i wtedy ja mam rację albo szaleniec bez żadnego pojęcia co robi i wtedy losy świata zależą od nieprawidłowo dobranych słów Zeleńskiego jak twierdzą komentatorzy.

I ja wam odpowiem na pytanie, dlaczego tak wielu głosów pojawiło się zrzucających to wszystko na Zeleńskiego. Koncepcja, że prawidłowo dobrane słowa zapewniają wsparcie amerykańskie, to jest to w co sami chcemy wierzyć w Polsce. To jest rzeczywistość, której potrzebujemy dla samozaspokojenia. Ja chcę zwrócić uwagę, że osoby, które twierdzą iż dla zapewnienia wsparcia amerykańskiego dla Ukrainy, Zeleński miał lepiej dobierać słowa, jakoś zupełnie ignorują, że nikt Zeleńskiemu nie zaproponował żadnego wsparcia. Ukraińska strona w zamian za podpisanie umowy surowcowej wymagała w jakiejkolwiek formie zapewnienia albo gwarancji bezpieczeństwa albo kontynuowania dostaw. Co byłoby logiczne jeżeli Amerykanom zależało na istnieniu ukraińskiego państwa i logiczne w kontekście wzmocnienia swojej pozycji w rozmowach z Rosją. Ale tak się nie stało. Trump odmówił i w umowie nic podobnego się nie pojawiło. Strona ukraińska mimo to ustąpiła i zadowoliła się niejasna sugestią iż rozmowy o wsparciu militarnym są możliwe w przyszłości. Mówił o tym wyraźnie sam Zeleński odpowiadając na pytania ukraińskich dziennikarzy na konferencji prasowej poświęconej tej umowie w Kijowie 27 lutego.

Czyli sytuacja wygląda następująco - Amerykańska administracja chce rozmawiać z Putinem bez Ukrainy i wymaga by Ukraina się podporządkowała decyzjom podjętym w tych rozmowach, amerykańska administracja chce żeby Europa wzięła na siebie koszty utrzymania przy życiu Ukrainy i gwarantowała wynegocjowane warunki pokoju na Ukrainie, amerykańska administracja chce kontrolować zasoby naturalne Ukrainy i nie chce za to zupełnie niczego dać, nawet gwarantować dostarczenie broni i amunicji dla ukraińskiej armii. I jednocześnie to ukraiński lider nie jest mężem stanu i nie darzył tą administracje szacunkiem i wina za to, że ta administracja prowadzi taką politykę ma leżeć na nim bo nieprawidłowo dobierał słowa. No poważnie?

Czy naprawdę nie jest oczywiste jak wielka dziura jest w tego typu logice? No a dlaczego tak wielu niegłupich ludzi stosuje tą logikę i koncentruje się na słowach Trumpa, a nie na twardych realiach politycznych. Dlatego, że jeżeli uświadomimy sobie, że to nie słowa rządzą wektorem amerykańskiej polityki, to prawda nas mocno zaboli. Logika, w której prawidłowa uległa postawa polityków zapewnia nam dobre stosunki z USA podoba nam się, bo w ramach tej logiki mamy dobrze. Bo podejście prezydenta Dudy do rozmów z Trumpem wtedy jest wzorem. No ale jeżeli przyjmiemy, że amerykańska administracja po prostu przebudowuje politykę USA i może być zainteresowana umownym "sprzedaniem Ukrainy" w ramach pewnego porozumienia z Rosją, a słowa tutaj są tylko narzędziem by usprawiedliwić tą politykę, no to ta rzeczywistość jest dla nas mocno niekomfortowa. Bo wtedy zapewnienia o świetnych stosunkach i wiecznym partnerstwie nic nie są warte. I jeżeli amerykańska administracja będzie zainteresowana sprzedaniem naszych interesów ponad naszymi głowami, to w ramach tej cynicznej rzeczywistości może to zrobić, a winę zrzucić na naszych polityków, bo nie dziękowali wystarczająco na przykład za ochronę Polski przez wojska amerykańskie.

Wolimy udawać w tej sytuacji, że wszystko zależy od słów, bo odrzucamy alternatywę która nam się nie podoba. Natomiast w rzeczywistości wszystko jest na odwrót. Płaszczenie się przed cynicznym graczem oznacza tylko to, że nie jesteś wiele dla niego warty i wykorzystanie ciebie dla niego nic nie będzie kosztować. Jesteś tanim aktywem w jego grze. Umiejętność postawić się mu i znaleźć alternatywę, znaleźć lewar na takiego cynicznego gracza podnosi twoje realne szanse na przeżycie w tej grze. Zeleński nie słowa prawidłowe musi w Waszyngtonie dobierać, tylko reformować system mobilizacyjny i system dowodzenia w swoich siłach zbrojnych, szukać wsparcia teraz w innych ośrodkach siły, rozbudowywać ukraiński przemysł zbrojeniowy i dalej zadawać bolesne ciosy rosyjskiej infrastrukturze energetycznej. Bo to są realne twarde czynniki, które wpływają na sytuację. A nie słowa wdzięczności w Waszyngtonie i błaganie Trumpa o pomoc. Amerykańska administracja zaś albo uzna, że jej się opłaca zostawic swoja kotwicę w tej części Europy i rozmowy będą kontynuowane, albo uzna, że jej się to nie opłaca i wtedy żadne zapewnienia o wiecznej przyjaźni i świetnych stosunkach nic tutaj nie pomogą. W polityce nie liczy się ten, kto nie mając woli do aktywnych działań koncentruje się na pieknych słowach" - pisze Mikołaj Susujew.