„To forma krzewienia relatywizmu i indyferentyzmu religijnego. To nic innego, jak mówienie ludziom, w tym przypadku katolikom, że tak naprawdę nieważne jest, w jakiego Boga się wierzy. Nieważne jaka jest nasza wiara. To, czy Bóg jest Trójcą, czy nie jest Trójcą, czy Chrystus jest Synem Bożym, czy nie, to wszystko jest obojętne. Tak naprawdę ważne, żeby wierzyć w jakiegoś bliżej nieokreślonego Boga, czynić bliżej nieokreślone dobro, a wszyscy jakoś zostaną zbawieni” – mówi o zbliżającym się Dniu Islamu red. Paweł Lisicki.
Fronda.pl: 26 stycznia przeżywać będziemy XXI Dzień Islamu w Kościele katolickim w Polsce. Czemu ma służyć to wydarzenie i skąd się ono wzięło?
Paweł Lisicki, redaktor naczelny tygodnika „Do Rzeczy”: Jeśli się wsłuchać w głos organizatorów tego przedsięwzięcia, Dzień Islamu stanowi w pewien sposób rozszerzenie Dnia Judaizmu i ma być formą ukazania tego, czym jest właściwie rozumiany dialog międzyreligijny. Organizatorzy twierdzą, że w ten sposób uda im się katolików lepiej zapoznać z tym, czym islam jest i na czym on polega. Tym samym, jest to realizacja pokojowej formy współżycia. Przynajmniej takie jest założenie i intencja twórców tego dnia.
Pojawia się zasadnicze pytanie o to, czy wszystkie religie są równe i pożądane przez Boga. Twierdząca odpowiedź wydaje się stać w oczywistej sprzeczności z misyjnym posłaniem Chrystusa. Tymczasem sami chrześcijanie coraz częściej przyjmują taką odpowiedź za właściwą.
Teraz więc, jeśli mam powiedzieć co sam uważam na temat Dnia Islamu, to zarówno ten dzień, jak i Dzień Judaizmu, są przejawami podejścia absolutnie absurdalnego i szkodliwego. To forma krzewienia relatywizmu i indyferentyzmu religijnego. To nic innego, jak mówienie ludziom, w tym przypadku katolikom, że tak naprawdę nieważne jest, w jakiego Boga się wierzy. Nieważne jaka jest nasza wiara. To, czy Bóg jest Trójcą, czy nie jest Trójcą, czy Chrystus jest Synem Bożym, czy nie, to wszystko jest obojętne. Tak naprawdę ważne, żeby wierzyć w jakiegoś bliżej nieokreślonego Boga, czynić bliżej nieokreślone dobro, a wszyscy jakoś zostaną zbawieni.
Trzeba też pamiętać, że islam od samego początku uformował się w radykalnej opozycji do chrześcijaństwa. Sura 112 wyraźnie mówi o Bogu, który nie zrodził i nie mógł zrodzić. Wiele sur koranicznych jest uformowanych na całkowitym zaprzeczeniu zarówno istnienia Trójcy Świętej, jak i tego, że Bóg mógł mieć Syna. Przyjmuje się istnienie Jezusa jako proroka, ale proroka Mahometa, czyli proroka zapowiedzianego w Starym Testamencie.
Z katolickiego więc punktu widzenia tezy zawarte w Koranie i w późniejszej tradycji koranicznej zawierają gigantyczną masę błędów, fałszerstw i nieprawd. „Świętowanie” tego jest wewnętrzną sprzecznością i jedynym efektem, jaki może przynieść, to wzrost chaosu i przekonania, że wszystkie religie są sobie równe, ale tak naprawdę na temat Boga nic nie wiemy, albo to, co wiemy, jest jakąś formą niejasnego przeczucia.
„Wierzymy w tego samego Boga, Boga jedynego, Boga Żyjącego, Boga, który stwarza wszechświat i swoje stworzenia doprowadza do doskonałości” – to słowa św. Jana Pawła II, które skierował do młodych muzułmanów w Casablance w 1985 roku. Papież podkreślał, że chrześcijan i muzułmanów łączy wiara w tego samego Boga Abrahama. W jaki jednak sposób możemy wierzyć w tego samego Boga, skoro rozumiemy Go tak różnie? Jedyne w czym się zgadzamy to prawda o tym, że Bóg jest jeden, przy czym muzułmanie są przekonani, że chrześcijanie wierzą w wielu bogów.
Prawdę powiedziawszy ta wypowiedź Jana Pawła II w Casablance, jak i niektóre jego inne wypowiedzi dotyczące islamu, stanowią moim zdaniem najbardziej dyskusyjną, kontrowersyjną i wątpliwą część jego dziedzictwa. Po prostu bardzo trudno te twierdzenia pogodzić z dotychczasową nauką Kościoła, z Tradycją, ale też ze zdrowym rozsądkiem.
Nie jest bowiem prawdą, że muzułmanie i chrześcijanie uznają tego samego Boga Abrahama. Przypomnę wypowiedzi samego Pana Jezusa z Ewangelii wg św. Jana, który w sporze z Żydami powiedział: „wcześniej niż Abraham się stał, Jam jest”. We wcześniejszej rozmowie z Żydami powiedział, że „gdybyście byli z Mojżesza, Mnie byście przyjęli”. To samo analogicznie odnosi się do muzułmanów, którzy uważają się za potomków Abrahama. Św. Paweł w Liście do Galatów wyraźnie rozróżniał między potomstwem Abrahama naturalnym i potomstwem obietnicy. Chrześcijanie są dziećmi Abrahama w sensie duchowym, a nie w sensie dosłownym. Św. Paweł powiedział o tym, że prawdziwe potomstwo Abrahama, to jest potomstwo z ducha, nie potomstwo z ciała. Tak więc ta próba uznania, że potomstwo Abrahama cielesne, o którym mówią muzułmanie i potomstwo duchowe jest w zasadzie tym samym, a to właśnie wynikałoby ze słów Jana Pawła II, pozostaje w sprzeczności z wyraźną nauką zawartą w Nowym Testamencie.
Dalej, to co powiedziałem, sama koncepcja wiary chrześcijańskiej oparta jest na wierze w Trójcę. Wyznanie wiary mówi wyraźnie o Bogu jako Trójcy. Mówi o Chrystusie, o Synu Bożym, który jest współistotny Ojcu. Mówi o Duchu Świętym jako o Bogu. Muzułmanie wszystko to odrzucają. Uważają, że wszystko to jest formą bałwochwalstwa. Uważają chrześcijan za bałwochwalców. Jak można więc tego nie zauważać i z uporem twierdzić, że to, co muzułmanie nazywają bałwochwalstwem, jest tym samym, czym to, czego chrześcijanie tak nie nazywają?
Ja dostrzegam w tym najbardziej kontrowersyjną i wątpliwą część dziedzictwa św. Jana Pawła II. Coś w formie pewnego utopizmu, który niestety ma to do siebie, że można takie rzeczy mówić, ale jeśli zostaną one poddane próbie rozsądnego wytłumaczenia, to nie mogą się ostać. Miarą jest dla nas reguła wiary, a nie czyjeś chęci czy czyjeś uczucia.
Ks. prof. Waldemar Chrostowski opowiada, jak w 1988 roku zrobił ze studentami ankietę, w której zadał pytanie: „Kto to jest Żyd?”. Prawie wszyscy odpowiedzieli, że Żyd to „ateista i komunista”. Myślę, że gdyby podobną ankietą zrobić dziś, pytając kto to jest muzułmanin, wielu odpowiedziałoby, że to „terrorysta”. Czy taka odpowiedź byłaby w jakimś sensie zasadna?
Takie ankiety naturalnie oddają jedynie stan naszej świadomości. To oczywista nieprawda, że muzułmanie są po prostu terrorystami! Wystarczy popatrzeć na różne państwa muzułmańskie, czy z większością muzułmańską, aby stwierdzić, że jest to nieprawda.
Natomiast należy również spojrzeć na tę rzeczywistość z drugiej strony. Moglibyśmy zadać pytanie, czy prawdziwą jest teza, że muzułmanie są wyznawcami, jak nam się mówi, religii pokoju. Dziś utrzymuje się, że islam jest tak naprawdę inną formą tego, co mówi chrześcijaństwo, czyli religią powszechnej miłości bliźniego. W tym sensie jest to z pewnością nieprawda. W islamie, jeśli za islam, za wykładnię islamu, uznać Koran i następnie tradycję zawartą w hadisach, czyli w opowieściach o życiu Mahometa, wyraźnie widać ogromną akceptację przemocy jako właściwego sposobu nawracania. Mamy to wyraźnie pokazane w Koranie. Mahomet był kimś, kto organizował zwycięskie wyprawy przeciwko niewiernym. Niewiernych można było w związku z tym zabijać. Można było wymuszać na nich poddanie się islamowi, poddanie się Koranowi. Można było nakładać na nich specjalne znaki hańby, specjalny podatek zwany dżizja.
Na pewno nie jest prawdą, że muzułmanie to po prostu terroryści. Takie twierdzenie jest nieprawdziwe. Prawdziwym jest jednak twierdzenie, że w Koranie zawarty jest ogromny potencjał użycia przemocy i brak szacunku dla wolności ludzkiego wyboru i sumienia. Jest tam bardzo silne przekonanie, że przemoc jest właściwą formą podporządkowania religijnego.
Słynne jest zdanie papieża Franciszka, który opisując swoją wizytę w meczecie w Stambule, powiedział: „Mufti wszystko bardzo dobrze mi wytłumaczył, z taką łagodnością i używając Koranu, który mówi o Marii i Janie Chrzcicielu”. Kim dla wyznawców islamu jest Jezus i Maryja, co mówi o Zbawicielu Koran?
Jezus, jak już powiedziałem, zgodnie z Koranem, jest prorokiem. Prorokiem, który zapowiedział Mahometa. Muzułmanie wers z Ewangelii wg św. Jana, kiedy Pan Jezus zapowiada przyjście Pocieszyciela, Ducha Świętego, uznali za zapowiedź przyjścia proroka Mahometa. Odrzucają oni prawdę o tym, że Pan Jezus jest Synem Bożym, jedną z osób Trójcy Świętej. Uważają, że wszystko to są chrześcijańskie zafałszowania, że zafałszowali to albo sami apostołowie, albo ich uczniowie. Tak czy inaczej, że prawdziwa Ewangelia, której nikt nie widział, ale muzułmanie uznają, że taka istnieje, nic na temat bóstwa Pana Jezusa nie mówi. Pan Jezus, według muzułmanów, pełni rolę tego, który zapowiada Mahometa i potwierdza jego nauki. Mamy tutaj do czynienia z całkowitą sprzecznością dogmatyczną. Wystarczy sięgnąć do Listów św. Jana, który mówi, że Antychrystem jest ten, który odrzuca twierdzenie, że Pan Jezus jest Synem Bożym. Muzułmanie dokładnie to twierdzą i bóstwo Chrystusa odrzucają.
Matka Boża faktycznie cieszy się w islamie szacunkiem i uznaniem, ale nie jako Matka Boża, a jako matka ostatniego z proroków, który zapowiada Mahometa. W islamie wszystko podporządkowane jest Mahometowi i jego misji. Ta misja według muzułmanów jest ostatecznym potwierdzeniem wcześniejszych objawień, które były zniekształcone i fałszywe.
W pewnej mierze twierdzenia muzułmanów bardzo przypominają twierdzenia różnych sekt chrześcijańskich albo parachrześcijańskich, jak świadkowie Jehowy czy mormoni. Grup, które twierdzą, że istnieje jakaś forma niezafałszowanego objawienia, a to, które nam zostało przekazane, tak naprawdę zostało zafałszowane i wypaczone. To są takie same twierdzenia, jak te głoszone przez manichejczyków, przeciwko którym występował św. Augustyn. Posługiwał się on argumentem, którym później chrześcijanie posługiwali się w dyskusjach z muzułmanami. Czyli domagał się, aby pokazać tę niezafałszowaną Ewangelię, a przecież żadnej takiej nie mogli pokazać, bo taka nie istnieje.
Trzeba wprost powiedzieć, że duża część tradycji muzułmańskiej, ta która mówi, że jakoby istnieją oryginalne, prawdziwe, niezafałszowane ewangelie, jest po prostu kłamstwem. Nie ma żadnych realnych podstaw i jest czystym wymysłem.
Ks. Guy Pages, autor książki „Prawdziwe oblicze islamu”, do której polskiego wydania napisał Pan Redaktor słowa wstępu, stawia tezę, że to islam jest tą rzeczywistością, którą chrześcijaństwo opisuje jako Antychrysta. Jak Pan odniósłby się do takiego opisu islamu?
Jeśli uznać, że przez Antychrysta rozumiemy pewien symbol i pewien zestaw nauk i tez, to z pewnością w dużej mierze islam da się w taki sposób określić.
Rozróżniłbym dwie rzeczy. To, co należy do esencji doktrynalnej islamu, z pewnością można uznać za formę nauk Antychrysta, czyli nauk opartych na zaprzeczeniu chrześcijaństwa.
Trzeba przy tym pamiętać, że islam przejął dużą część religii naturalnej. Na przykład szacunek młodych do starych, szacunek do rodziny. Pewne podstawowe prawa moralne. To wszystko w islamie zostało zachowane i wciąż obowiązuje. Ze względu na powyższe nie można powiedzieć, że islam jest tylko religią Antychrysta.
Natomiast można moim zdaniem stwierdzić, że to co należy do jego specyfiki doktrynalnej, odpowiada opisowi Antychrysta, który znamy z Nowego Testamentu i z Listów św. Jana.
Islamizacja Zachodu zdaje się być czymś coraz mniej odległym. W ogromnym stopniu dokonuje się ona na polu demograficznym, w myśl zasady sformułowanej w 1974 roku na forum ONZ przez prezydenta Algierii: „Brzuchy naszych kobiet dadzą nam zwycięstwo”. Michel Houellebecq w swojej „Uległości” opisuje jednak rzeczywistość, w której to sami europejscy postchrześcijanie, pozbawieni chrześcijańskich wartości, przyjmują islam jako ratunek w „pustym” świecie. Widać to wyraźnie na przykładzie Irlandii, gdzie po „samozagładzie” Kościoła katolickiego islam jest najszybciej rozwijającą się religią. Czy chrześcijaństwo w Europie ma jeszcze jakąś szansę na przetrwanie?
Dużo pisałem o tym w książce „Dżihad i samozagłada Zachodu”, stawiając właśnie tezę, że islam zajmuje tę próżnię, pustkę, którą pozostawiło po sobie chrześcijaństwo. W tych miejscach, gdzie Kościół obumiera a chrześcijanie tracą wiarę, pojawiają się muzułmanie. Gdyby chcieć się zastanowić w jaki sposób temu przeciwdziałać, w jaki najlepszy sposób odeprzeć tę inwazję, tę presję ze strony islamu, która jest coraz mocniej wywierana na Zachód, to pierwszym warunkiem jest odzyskanie wiary i wartości chrześcijańskich. Człowiek sprowadzony wyłącznie do roli konsumenta, który żyje w społeczeństwie zateizowanym, a takimi są społeczeństwa zachodnie, nie ma w sobie dość moralnej siły, aby oprzeć się temu napływowi islamu. Dlatego widzimy jak muzułmanie w coraz większym stopniu opanowują społeczeństwa zachodnie.
Ma to również ten wymiar demograficzny. W związkach muzułmańskich rodzi się znacznie więcej dzieci niż w tzw. związkach postchrześcijan. Nie nazywam społeczeństw zachodnich chrześcijańskimi, to są obecnie społeczeństwa postchrześcijańskie, w dużym stopniu zateizowane, w których całkowicie zmienił się również stosunek do życia. W wielu przypadkach życie jest traktowane jako pewnego rodzaju dokuczliwość czy jako coś, z czym nie wiadomo co zrobić. Widzimy raczej wzrost niż spadek liczby aborcji. W tym sensie społeczności muzułmańskie zachowały tę postawę religii naturalnych, która widzi w życiu coś pozytywnego i dobrego. Stąd też bierze się ich rozwój i przewaga, wobec tego zepsucia i rozkładu na Zachodzie.
Rozmawiał Karol Kubicki