"Gazeta Wyborcza" - który to już raz? - sięgnęła bruku. Dziennik Adama Michnika skrytykował szefową sztabu wyborczego Andrzeja Dudy, Jolantę Turczynowicz-Kieryłło - za to, że broniła się przed napaścią mężczyzny.
Idzie o wydarzenia z 3 listopada 2018 roku. Wówczas w nocy Jolanta Turczynowicz-Kieryłło rozwieszała plakaty wyborcze i została napadnięta przez mężczyznę, który usiłował jej to uniemożliwić. Według zeznań samej Turczynowicz-Kieryłło, sprawca napaści zaczął ją dusić, miał szarpać też jej syna. Wyborcza opisała jednak sytuację następująco: "Mieszkaniec Milanówka twierdzi, że podczas ciszy wyborczej przed drugą turą wyborów samorządowych w 2018 r., Jolanta Turczynowicz-Kieryłło roznosiła plakaty ośmieszające jednego z kandydatów. Kiedy próbował ją zatrzymać, ugryzła go w rękę".
Z kolei Małgorzata Kidawa-Błońska powiedziała: "Prezydent Duda nie ma szczęścia do współpracowników w sztabie. Najpierw pani (Joanna) Lichocka miała być rzecznikiem, potem w jego otoczeniu (pojawił się - PAP) pan, który palił kukłę naszego kolegi posła. Teraz kolejna rzecz. No nie ma szczęścia do ludzi, tak jak nie miał szczęścia do (Mariana) Banasia. Muszą sprawdzać z kim pracują, z jakimi ludźmi, bo nasi współpracownicy świadczą o nas".
Turczynowicz-Kieryłło nie ma wątpliwości, że w ten sposób "Wyborcza" po prostu sięga dna.
"Gazeta Wyborcza sięgnęła dzisiaj bruku. Stanęła po stronie damskiego boksera przeciwko matce broniącej dziecko. Ukryła opinie lekarskie, że sprawca mnie dusił. Zataiła, że zaatakował nas zawodowy hejter, opisywany w mediach ogólnopolskich" - napisała.
"Koniec Gazety Wyborczej. Stanęła po stronie przemocy przeciwko kobiecie" - dodała na Twitterze.
bsw/twitter, pap